„Stronę powinno się czytać gładko, nawet jeśli piszesz o metafizyce, filozofii i tak dalej.”

Jorge Luis Borges

„The Paris Review” to prestiżowy magazyn literacki, który słynie z doskonałych wywiadów. Najlepsze z nich, wybrane z ostatnich sześciu dekad, złożyły się na dwutomową antologię zatytułowaną „Sztuka powieści”. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, są przekorne okładki: niebieska dla pisarek, koralowa dla pisarzy. Zacznę więc równie przewrotnie: panowie przodem.

„Wywiady z pisarzami” rozpoczyna rozmowa z Michelem Houellebecquiem i trzeba przyznać, że była to bardzo dobra redaktorska decyzja: najsłynniejszy żyjący pisarz francuski podnosi poprzeczkę wysoko. Jest błyskotliwy, zabawny, prowokujący, szokująco szczery.

„ – Skąd pan bierze odwagę, żeby pisać niektóre rzeczy, które pan pisze? – zapytałam.

– Och, to proste. Po prostu udaję, że już nie żyję.”

Małżeństwo to dla Houellebecqa sposób na zapewnienie sobie jakiegoś życia osobistego, reakcja na samotność. Prostytucja z kolei to układ, w którym każdy wygrywa, więc nie może być zła. Kobiety “ostatecznie zawsze są bardziej zainteresowane dżemem i zasłonami”. Houellebecq myśli o sobie jako o pisarzu realistycznym, który „troszkę przesadza”. Przed wydaniem swojej pierwszej powieści opublikował esej biograficzny o amerykańskim autorze science fiction H. P. Lovecrafcie. Fantastyka pozwala pisarzowi odpocząć od codzienności. Podobną przyjemność sprawia mu czytanie przewodników turystycznych: „lektura opisów miejsc, o których wiem, że prawdopodobnie nigdy ich nie odwiedzę.” Te upodobania z Houellebecquiem podzielam.

Autor „Uległości” zaskakuje wyznaniem, że podziwia w literaturze jej zdolność doprowadzania do łez. Nie podejrzewałabym go o pociąg do scen „rozdzierających serce”. Również w czytelnikach ceni najbardziej ich umiejętność wzbudzania w sobie uczuć do bohaterów. Sam także te uczucia – zwykle skrajne – wzbudza.

„Jedną z rzeczy, której ludzie nienawidzą, są przysłówki. Używam ich.”

Kolejny rozmówca ma zupełnie inny charakter. Julian Barnes, słynący z powszechnie znanej uprzejmości i uroku, należy do najbardziej lubianych pisarzy angielskich we Francji. Taka też jest ta rozmowa: grzeczna, sympatyczna, inteligentna, jeszcze nie nudna, ale już nie tak ciekawa. Głównie toczy się wokół Flauberta i doskonałości jego „Pani Bovary”. Możemy z niej również dowiedzieć się, co sądzi Barnes o książce swojego poprzednika w antologii:

„Ostatnio ukazały się Cząstki elementarne Michela Houellebecqa. To szorstka, bezczelna książka, pod wieloma względami głęboko nieprzyjemna, ale na swój sposób z pewnością genialna.”

Prawdziwym wyzwaniem okazała się dla mnie rozmowa z Jonathanem Franzenem. Jego opisy zmagań z kartką papieru sprawiły, że sama poczułam się zmęczona. Gdybym w wyborze lektur miała sugerować się wywiadami ze „Sztuki powieści”, czytałabym Houellebecqa, Mariasa, Cortazara, Marqueza, Borgesa, Huxleya, Nabokova, Faulknera i może jeszcze Hemingwaya. Pokrywa się to zresztą z moimi dotychczasowymi czytelniczymi wyborami. Literatura to zawsze rzecz gustu.

Javier Marias jest hiszpańskim pisarzem, któremu przydarzyło się zostać królem. Mimo to nie spłodził autobiografii. Uważa, że jest ona zarezerwowana dla ludzi naprawdę ważnych, odgrywających kluczową rolę w historii kraju lub będących świadkami najważniejszych wydarzeń. Ten fragment rozmowy powinno się obowiązkowo cytować różnego rodzaju celebrytom.

Don DeLillo, „naczelny szaman paranoidalnej szkoły amerykańskiej fikcji” zwraca z kolei uwagę na to, że sam akt pisania może nam pomóc zdyscyplinować myśli. To bardzo ciekawa teoria:

„Pisanie to skoncentrowana forma myślenia. Nie wiem, co myślę na jakiś temat, nawet dziś, dopóki nie usiądę i nie spróbuję o tym napisać.”

Dzięki pisaniu możemy przerobić jakiś temat w głowie i wypracować sobie własny osąd. Akt pisania byłby więc „bardziej rygorystycznym sposobem myślenia”.

Julio Cortazar, mistrz współczesnego opowiadania, przed wielu laty skradł moje serce rewelacyjną „Grą w klasy”. W jego twórczości wyraźnie obecny jest pierwiastek magiczny, choć Cortazar odcina się od barokowej przesady, charakterystycznej dla twórców z Ameryki Łacińskiej, od tych „ozdobnych, kwiecistych zdań pełnych przymiotników i opisów, mruczących i mruczących do ucha czytelnika”. Takie podejście zbliża go do Jorge Luisa Borgesa, wroga wszelkiej barokowości. Zdaniem Borgesa, pisarza powinno się oceniać po przyjemności, jaką daje, i emocjach, które wywołuje. Gabriel Garcia Marquez natomiast zdecydowanie skłania się ku dziennikarstwu. Podczas wywiadu, udzielonego jesienią 1981 roku, wyznał, że bardzo chciałby napisać o Polsce: „Chyba potrafiłbym opisać, co dokładnie się tam dzieje, to byłby ważny tekst. Ale teraz w Polsce jest za zimno, a ja należę do wygodnych dziennikarzy.”

Aldous Huxley, najbardziej dowcipny z poważnych powieściopisarzy, zdradza w rozmowie, że pisanie „Nowego, wspaniałego świata” zaczęło się od parodii „Ludzie jak bogowie” H.G. Wellsa. Zwraca również uwagę na bardzo poważny – i wciąż aktualny, niestety – problem, jakim jest tłamszenie kreatywności dzieci w szkołach:

„Jak to się dzieje, że u większości dzieci edukacja zdaje się niszczyć twórczy pęd? I dlaczego tak wielu chłopców i dziewczynek kończy szkołę ze stępionymi zmysłami i zamkniętym umysłem”?

Tymczasem, zdaniem Williama Faulknera, przyszłym pisarzom najmniej jest potrzebna technika i uniwersytecka wiedza:

„Jeśli pisarza interesuje technika, niech zajmie się chirurgią albo murarstwem. Nie ma żadnego mechanicznego sposobu, by coś napisać, nie ma drogi na skróty.”

Na marginesach mojego egzemplarza „Wywiadów z pisarzami” zostało jeszcze mnóstwo zapisków, o których chciałabym wspomnieć, lecz przekroczyłabym w ten sposób ramy recenzji i wyczerpała cierpliwość potencjalnych czytelników (nawet tych wyjątkowo wytrwałych, którzy dotarli do tego momentu). Jeśli dobra lektura powinna pobudzać i inspirować, to sama liczba zakładek wetkniętych między strony, podkreśleń, wykrzykników i notatek na marginesach będzie dla „Sztuki powieści” najlepszym komplementem.