Sprzątają, piorą, prasują, gotują, dyrygują. W fartuszkach, paltocikach, szpileczkach, pantofelkach. Z nieodłącznymi torbami pełnymi zakupów.

Matka Polka, która nie radzi sobie z gotowaniem? Nie ma takiej opcji. Matka Polka, która bawi się z synem w piratów? Nie ma na to czasu. Trzeba nakarmić, przyodziać, wyekspediować do szkoły, ogarnąć dom. Taka jest rola matki. A co o tym myślą same dzieci? Do czego dzieciom potrzebna bywa matka?

Polek Kociankowski jest raczej samodzielny: umie sobie zrobić kanapki i nie oczekuje śniadania podstawionego pod nos. Nie przeszkadza mu, że jego mama nie gotuje jak Magda Gessler ani nie sprząta niczym perfekcyjna pani domu. Liczy się to, że mama Polka nie zapomina o rzeczy dla niego najważniejszej: poświęca swojemu dziecku czas.

Zamiast bezustannie szorować tę samą podłogę, matka Polka żywo interesuje się tym, w co godzinami gra jej przylutowany do komputera syn i ile ogłupiających reklam przyswaja, wpatrując się tępo w ekran telewizora. To akurat potrafiłaby każda matka – gdyby tylko oderwać ją granatem od sprzątania albo od tysięcznego odcinka ulubionego serialu. Wyjątkowość rodzicielki Apolinarego polega na czymś innym.

Zainstalowana na laptopie matki „wciągająca” gra wciąga Polka dosłownie – budzi realny strach i wymaga fizycznego wysiłku. Chętnie zobaczyłabym w takiej sytuacji tych wszystkich nałogowych graczy, którzy hurtowo odstrzeliwują głowy swoim wrogom, pogryzając w międzyczasie kanapki (podsunięte przez usłużną matkę Polkę). Byłoby to bardzo komiczne, a dla nich z pewnością pouczające.

„Wypełzł na powierzchnię, otarł twarz z potu i śliny. W jego uszach pulsował jakiś niepokojący muzyczny motyw. Nie wiem, jak wyłączyć dźwięk – przemknęło mu przez głowę.

Nagle coś zachrzęściło pod jego stopami. Skierował latarkę w dół i zobaczył przedmiot, który wyglądał jak duży karabin maszynowy z długim pasem nabojów. Niewiele myśląc, sięgnął po niego, usiłował niezdarnie podnieść, ale broń okazała się za ciężka.”

Wewnątrz gry Polek spotyka prawdziwe potwory oraz… własną matkę, najwyraźniej z nimi zaprzyjaźnioną. To ona uświadamia mu, że groźne monstra tylko odgrywają swoją rolę, gdyż na tym polega ich niewdzięczna, źle opłacana praca. A to właśnie między innymi z powodu Polka istnieje zapotrzebowanie na takich pracowników. Brzmi znajomo? Podziękujmy kambodżańskim i hinduskim dzieciom za markowe ciuchy, które z dumą nosimy na grzbiecie.

Dzięki matce Polek ma szansę spojrzeć na otaczającą go rzeczywistość z innej perspektywy. Uczy się też myśleć samodzielnie i rozwija wyobraźnię. W trawestacji baśni o Jasiu i Małgosi chłopiec trafia do zagubionej w środku lasu chatki, gdzie spotyka idealną mamę z reklam. Na pierwszy rzut oka wszystko jest tam doskonałe: domek budzi zaufanie, z komina unosi się wesoły dymek, kuchnia lśni czystością, lodówka pęcznieje od kusząco opakowanych produktów i oszronionych butelek z napojami. Idealna matka ma lśniące, falujące włosy, perfekcyjny makijaż oraz wzorzystą sukienkę i fartuszek z falbankami. Pod tym pozorem doskonałości kryje się jednak przerażająca pustka: ciasto smakuje proszkiem, a matka powtarza bez przerwy teksty gospodyń domowych z reklam. Polek dostrzega fałsz tej sytuacji. Dom z reklamy jest sztuczny jak prowizoryczne filmowe dekoracje. Za fasadą nie kryje się nic.

Na koniec dodać należy, że książka Zuzanny Orlińskiej nie jest wcale tak śmiertelnie poważna i moralizatorska jak powyższa recenzja. Bawiłam się przy niej świetnie, podziwiając niczym nieskrępowaną wyobraźnię autorki. Pani Zuzanna Orlińska musi być dzieckiem podszyta, gdyż tylko dzieci potrafią bajerować z takim przekonaniem, z uroczą bezczelnością lekceważąc przy tym reguły prawdopodobieństwa. „Matka Polka” to książka wartościowa, wciągająca (tak, tak) i zdecydowanie warta polecenia.