W miejscowości Wampirzyce stał sobie dom. Parterowy z czerwoną dachówką albo piętrowy z dachem zielonym – w zależności od tego, komu chcecie wierzyć.

Plotka nawet tak oczywiste kwestie potrafi pogmatwać. W domu mieszkali: tata (konserwator zabytków i malarz), mama (psycholog), siedmioletni Kazio oraz jego starsza siostra Baśka i młodszy brat Staś. Był też pies, gustujący w sznurówkach jamnik o imieniu Wampir. I była skrzynia na strychu. Drewniana, odrapana, z dużym zielonym guzikiem w rogu. W kwestii koloru guzika zdania nie były podzielone, ponieważ nawet najgorsi plotkarze nie mają w zwyczaju zaglądać ludziom na strych. Przeważnie.

Kaziowi zdarzyło się ukryć w tej skrzyni przed gniewem starszej siostry. Jednak kiedy z niej wyszedł, odkrył, że w całym domu jest nienaturalnie pusto, a w pomieszczeniu na końcu korytarza siedzą jacyś dziwni, obcy ludzie.

„- Kogo szukasz, chłopczyku? Pewnie się zgubiłeś?

– Nie, ja tu mieszkam!

– Chyba się pomyliłeś. – Babcia machnęła głową tak energicznie, że szczypiorek wpadł jej do oczu. – To my tu mieszkamy od… Hongogardzie? Od ilu lat my tu mieszkamy?

– W listopadzie minie pięćset – odezwał się mężczyzna siedzący naprzeciwko drzwi.”

W ten sposób Kazio dowiedział się, że skrzynia to przejście, które prowadzi prosto do najprawdziwszej rodziny wampirów. Olaboga i rety skarpety. Przecież w książce brata Kuby napisali, że wampiry uwielbiają wysysać z ludzi krew. Straszne potwory – bez kołka nie podchodź. A może już wysączyli Baśkę?

Uprzedzenia Kazia szybko rozwiały się jak dym, bowiem rodzina wampirów okazała się przesympatyczna, skora do pomocy oraz zafiksowana na punkcie nawiązywania dobrych relacji z ludźmi. Domniemane potwory robią, co mogą, by przełamać stereotypowe wyobrażenia i zaprzeczyć plotkom na swój temat. Obwieszają się czosnkiem, w ilościach niemal hurtowych hodowanym w ogródku, a nadwrażliwość ciotki na światło słoneczne tłumaczą zapaleniem spojówek. Dziadek Hongogard całymi dniami struga w warsztacie osinowe kołki, które wystawia potem na aukcjach w internecie, a babcia Fibrycukella należy do Towarzystwa Przyjaźni Ludzko – Wampirzej. Posądzenie o picie krwi wywołuje ich oburzenie, no bo naprawdę, czego to ci ludzie nie wymyślą… .

Niestereotypowe myślenie wampirów kończy się jednak tam, gdzie pojawiają się wilkołaki. Ich wzajemne kontakty okazują się pełne znanych nam już klisz… .

„-Tam siedzi wilkołak. Wielki i straszny! Na pewno chce nas zjeść! Wilkołaki są okropne!

– A może on się chciał tylko schować przed deszczem? – powiedział Kazio. – I w ogóle skąd wiesz, że wilkołaki są okropne? Spotkałaś kiedyś jakiegoś wilkołaka?

– Nie, ale mój kuzyn z Ciechanowa mówił…

– A on spotkał kiedyś jakiegoś wilkołaka?

– Nie, ale słyszał od wujka z Mławy! A jemu mówił stryjek z Ostrołęki, który raz spotkał jednego wilkołaka.

– A ja słyszałem, że to wampiry są straszne. Mówił mi to jeden kolega ze starej szkoły. On to słyszał od swojego kuzyna, który raz spotkał jednego wampira.”

Książka Iwony Czarkowskiej powinna stać się lekturą obowiązkową dla dzieci, ponieważ doskonale obrazuje nasz stosunek do wszelkiej odmienności. Z braku własnych doświadczeń opieramy się na stereotypach i powielamy pełne uprzedzeń plotki. Zdarza się nam również oceniać innych z góry, bez wcześniejszego poznania. Warto o tym przypominać.