Poruszyła mnie ta opowiedziana z bezpretensjonalnym wdziękiem historia. Każdy, kto kochał, tracił, rezygnował czy rozkwitał na nowo, znajdzie w niej cząstkę siebie.
„Delektuję się życiem, piję je małymi łyczkami niczym herbatę jaśminową z miodem”.
Kim jest Violette? Sierotą, podrzutkiem, oddaną, spragnioną uczucia dziewczyną, zdradzaną żoną, kochającą i rozpaczającą matką, samotną kobietą, dozorczynią na cmentarzu w Brancion-en-Chalon. Zbiera pieniądze na karmę dla jedenastu cmentarnych kotów i opiekuje się psami, które czuwają przy grobach swoich właścicieli. Dba o warzywniak. Hoduje kwiaty. Składa je na grobach zamiast bliskich, kiedy ci nie mogą przyjechać. Spisuje mowy pogrzebowe. Wysłuchuje historii. Przyjaźni się z grabarzami. Wycofuje się z życia, a zarazem jest w nim głęboko zakorzeniona. Pielęgnuje je każdego dnia, celebrując chwile radości płynące z małych, prostych rzeczy. Nosi lato pod zimą i zdejmuje zimę, kiedy jest sama. Wrażliwy obserwator. Przykuty do ziemi piękny i rzadki motyl. Spragniony bliskości człowiek. Przestraszony ptak, który obawia się ponownie wzbić do lotu.
„- Jakby pani zobaczyła swoją minę, kiedy przyjechaliśmy… Bardzo źle się, kurwa, poczułem… Jeśliby nie było ze mną Nathana, od razu bym dał dyla.
– To dlatego, że nie jestem przyzwyczajona…
– Już nie wrócę, Violette.
– …
– Nie mam ochoty przyjeżdżać raz w miesiącu, żeby panią ratować na tym cmentarzu.
– …
– Pani życie to zmarli, książki, świece i trochę porto. Miała pani rację, nie ma tu miejsca dla mężczyzny. I to w dodatku takiego, który ma dziecko.
– …
– No i widzę w pani oczach, że nie wierzy pani w tę naszą historię”.
Valérie Perrin udało się uniknąć taniej ckliwości. Opowieść bohaterki jest jak samo życie: przeważnie rozsądna, dotycząca przyziemnych spraw i zwykłych codziennych czynności, przeplatana łagodnym humorem rozmów, toczonych w domu Violette przez grabarzy i księdza. Wrażliwość bohaterki, borykającej się z traumatycznymi przeżyciami i z samotnością, nadaje jej jednak szczególny, liryczny ton, co podkreślają tytuły rozdziałów („Przyszliśmy tu poszukać, poszukać czegoś lub kogoś. Poszukać tej miłości silniejszej od śmierci”; „Jednej istoty brak i taka pustka”; „U brzegu tej rzeki, gdzieżeś kochał marzyć, rybki srebrne tak lekko śmigały, zachowaj naszej wspomnienia, co nie mogą umrzeć”; „Lepiej Cię opłakiwać, niż nigdy Cię nie spotkać”).
„Ludzi nie spotyka się przez przypadek. Pisane im było, żeby drogi ich przecięły się z jakiegoś powodu”.
W opowieść o losach Violette wplecione są inne, równie przejmujące ludzkie historie: o nieszczęśliwym życiu Philippe`a Toussainta, który nie mógł być z ukochaną kobietą i bezskutecznie próbował o niej zapomnieć, nawet wtedy, gdy ożenił się z inną („Zawsze była ładniejsza od Francoise, a przecież on wolał tamtą”); o wyrzutach sumienia żonatego homoseksualisty; o tęsknocie księdza za rodzicielstwem, o żonach i kochankach spotykających się na cmentarzu; o zmarłych i ich rodzinach; o spóźnionej miłości Irène i Gabriela („Pozostaniesz każdą moją miłością. Pierwszą, drugą, dziesiątą i ostatnią. Pozostaniesz najpiękniejszym wspomnieniem. Moją wielką nadzieją”). Nieprawdopodobne sploty losu i zadziwiające konsekwencje pozornie przypadkowych spotkań, wielkie dramaty, małe szczęścia, zawiedzione oczekiwania i spełnione nadzieje składają się na tę wzruszającą opowieść o wyjątkowości ukrytej w zwykłym życiu i o sile prawdziwej miłości, która nadaje temu życiu sens.
“Tyle jest pięknych rzeczy, o których nie wiesz. Wiara, co obala góry, białe źródło bijące w Twej duszy. Pomyśl o tym, gdy zasypiasz: miłość jest silniejsza od śmierci”.
Dodaj komentarz