Horror wszech czasów w wersji specjalnej, przeredagowanej przez autora w 2011 roku z okazji czterdziestej rocznicy pierwszego wydania.
„Egzorcysta” Blatty`ego i „Dziecko Rosemary” Levina to książki, które zapoczątkowały gwałtowny rozkwit horroru w latach siedemdziesiątych. Stephen King, współczesny Król Grozy, zdecydowanie woli tę drugą – jego zdaniem w porównaniu z misternie skonstruowanymi powieściami Levina „książki innych autorów wyglądają jak pięciodolarowe zegarki, które można kupić z przeceny w każdym kiosku”. „Egzorcystę” zaliczył do kategorii Pozbawionych Humoru Słoniowatych Traktatów. Uważam, że ocenił biednego Blatty`ego zbyt surowo.
„Od pewnego czasu trapi mnie jedno. Powodzenie Dziecka Rosemary doprowadziło do sukcesu takich produkcji jak Egzorcysta czy Omen. Dwa pokolenia młodych ludzi dorastały, oglądając filmy, w których szatana przedstawia się jako byt realny. A co konkretnie mnie trapi? Otóż gdybym kilkadziesiąt lat temu nie znalazł pomysłu na horror, to, kto wie, może mniej mielibyśmy teraz na świecie fundamentalistów religijnych?”
(Ira Levin)
Choć wciąż jeszcze „prawdziwi” intelektualiści gardzą literaturą grozy jako marną rozrywką skierowaną do niewybrednej grupy czytelników, horrory, moim zdaniem, mają nam wiele do zaoferowania. Odzwierciedlają nasze lęki i pomagają nam się z nimi zmierzyć, co można porównać do sesji na kozetce u psychoanalityka. Pozwalają na ujawnienie się stłumionych pragnień (np. na chwilowe wyzwolenie się z represyjnych norm społecznych, bunt, zastępcze – czyli nieszkodliwe – odreagowanie). Przede wszystkim jednak w horrorach jak w zwierciadle odbijają się nasze obawy, związane ze zmieniającą się rzeczywistością. Czego baliśmy się sto lat temu? Co spędza nam sen z powiek dziś? Jacy byliśmy sto lat temu? Kim staniemy się jutro?
Siódma dekada dwudziestego wieku była w Stanach Zjednoczonych burzliwym okresem, zarówno pod względem politycznym, jak i obyczajowym. Wiszącą w powietrzu obyczajową rewoltę postrzegano jako zagrożenie dla panującego porządku społecznego, szczególnie dla rodziny. Jak zauważa Magdalena Kamińska („Upiór w kamerze. Zarys kulturowej historii kina grozy”), to właśnie w dekadzie dzieci-kwiatów na ekranach „zaroiło się od licznych zastępów diabelskich dzieci”. Fabuły horrorów z tego okresu konsekwentnie sprowadzają się do tezy, że najgorsze zło może objawić się w pozornie najbardziej bezpiecznym miejscu: we własnym domu. Często za sprawą dziecka właśnie. Aby złagodzić nieco ten niewygodny lęk przed swoimi pociechami (spowodowany rodzinno-społecznym konfliktem pokoleniowym), przybierano go w różne szaty, najchętniej okultystyczno-rytualne:
„Nadeszła zatem dekada, w której założyciel Kościoła Szatana, czarny papież i zarazem popularny celebryta Anton La Vey konsultował filmy, zaś wszelkiego rodzaju diabelstwo stało się modne. Mówiono o nim zarówno na łamach czasopism brukowych, jak i na salonach, a bogaci i sławni, a także jedynie spragnieni bogactwa i sławy, chętnie inicjowali się nie tylko w szacowne kulty wschodnie czy eklektyczne praktyki New Age, ale również w białą i czarną magię. W czasach owej okultystycznej wiosny, kiedy to wydawało się czasem, że nowe kulty powstają niemal na każdej ulicy, zdarzało się to nie tylko gwiazdom rocka – takim jak członkowie Rolling Stones, ale także reżyserom filmowym, na przykład Kennethowi Angerowi, co znajdowało przełożenie na ich twórczość”.
Fabuły „Egzorcysty” nikomu nie trzeba przypominać, dlatego jedynie krótko ją nakreślę. Córka uwielbianej gwiazdy filmowej, dwunastoletnia Regan, zostaje opętana. Matka bezskutecznie szuka pomocy u lekarzy, w końcu zwraca się do duchownego i terapeuty, młodego jezuity Damiena Karrasa. W wyniku egzorcyzmów Regan zostaje uwolniona z rąk demona, co jeden z księży przypłaca życiem. I tyle. Chciałabym jednak zwrócić uwagę na trzy rzeczy. Po pierwsze, opętane zostaje dziecko i przechodzi ono drastyczną przemianę ze słodkiej, potulnej („wygodnej” dla rodziców – wręcz chciałoby się powiedzieć) córeczki w wulgarną, nieprzyzwoitą dziewuchę, która łamie wszelkie tabu i stawia mamusię w wielce kłopotliwych sytuacjach. Po drugie, mamusia jest rozwiedzioną celebrytką i robi karierę. Ojciec nie interesuje się córką (zapomina o jej urodzinach). Regan ma więc sporo czasu tylko dla siebie (dlatego znajduje należącą do mamusi spirytystyczną tabliczkę ouija), nie ma natomiast z kim pogadać (dlatego na scenę wkracza duch przedstawiający się początkowo jako Kapitan Howdy). Zło wkrada się do domu, gdy naruszone zostają jego fundamenty. Po trzecie, ksiądz Karras przechodzi kryzys wiary. Prześladuje go wspomnienie matki, ubogiej imigrantki, którą zostawił samą na łasce opieki społecznej („Unikał jej oczu, tych studni żalu. Oczu całymi dniami wyglądających przez okno”). Chris McNeil, matka Regan, jest osobą niewierzącą. Żyje w luksusie, skupia się na dobrach materialnych (marzy jej się modny samochód, kombinuje, by uniknąć płacenia wysokich podatków). Szatan manifestuje się więc w świecie dotkniętym kryzysem wartości, w środowisku eleganckim i bogatym, ale całkowicie zeświecczonym.
„Egzorcysta” Williama Petera Blatty`ego to kwintesencja opowieści o opętaniu. Książka, wydana po raz pierwszy w 1971 roku, w ogóle się nie starzeje: podczas lektury nawet ateista odczuje pokusę wykonania znaku krzyża – ot tak, na wszelki wypadek. „Egzorcysta” uzmysławia czytelnikom, że drżeć powinniśmy nie tylko o nasze ciała, na które czyhają liczne choróbska, ale także o własne dusze, na które czyhają inteligentne, nad wyraz złośliwe i przebiegłe byty (żeby tylko…). Bez względu na to, czy nazwiemy te duchowe zagrożenia szatanem czy schizoidalnym obłędem, ich wpływ na naszą psychikę będzie miał tak samo katastrofalny skutek (choć w przypadku szatana z pewnością bardziej widowiskowy). Przerażająca jest myśl, że jakiś obcy byt mógłby zawładnąć naszą duszą, zwłaszcza gdy wielokrotnie obserwowaliśmy z zalęknieniem, jak dusze innych zawłaszczane były przez choroby (schizofrenia, Alzheimer, demencja, depresja) czy opętywane przez chore idee (Hitler, Stalin, Putin). Boimy się utraty kontroli nad własnym ciałem i postępowaniem. W krzyku Regan słyszymy nasz paniczny strach przed zniewoleniem.
Jako powieść swoich czasów jest książka Blatty`ego wyrażeniem powszechnego lęku przed zrewoltowaną młodzieżą, kontestującą zastany porządek, i pod tym względem w czasach tęczowej rewolucji wciąż, w przewrotny sposób, pozostaje aktualna, przypomina bowiem, że mamy skłonność do odczuwania lęku przed Innym i demonizowania tego, co nieznane. Sam fakt, że można „Egzorcystę” odczytywać na tak wiele różnych sposobów (ja zasugerowałam tylko kilka interpretacji), czyni książkę Blatty`ego pozycją wartą uwagi.
Dodaj komentarz