Oryginalna, wciągająca, dobrze napisana. Prawdziwa rozpusta dla wielbicieli książek o wampirach.
„Był dwudziesty siódmy rok bezdnia w państwie Wiecznotrwałego Króla, którego zabójca czekał na śmierć”.
Konstrukcja najnowszej książki Jaya Kristoffa podobna jest do tej, którą wykorzystała Anne Rice w kultowym „Wywiadzie z wampirem”. W obu przypadkach to bohater opowiada dzieje swojego życia. Różnica polega na tym, że u Rice bohaterem jest wampir, drapieżnik ukrywający się w świecie ludzi, natomiast u Kristoffa jest to człowiek, przetrzymywany przez wampiry, które na zgliszczach ludzkiego świata zbudowały swoje „wiecznotrwałe” cesarstwo.
„Nadchodzą mroczne dni i jeszcze mroczniejsze noce. Zapalajcie świece w oknach. Nie zapraszajcie nieznajomych do domów. Zawsze podtrzymujcie ogień w palenisku i miłość do Boga w swoich sercach. Jeszcze zatriumfujemy. Albowiem jesteśmy srebrem”.
Wszystko zaczęło się w dniu, kiedy „cień wylał się na niebo jak melasa, zamieniając błyszczący lazur w ponurą szarość”. Słońce pociemniało jak węgiel, w samo południe było ciemno jak o zmierzchu, a zmierzchy stały się mroczne niczym środek nocy. Wówczas wampiry zaczęły chodzić za dnia i atakować dręczonych głodem i zimnem ludzi. W ich obronie stanął Srebrny Zakon San Michon, tworzony przez mieszańców obu ras. Srebroświęci dziedziczą część nadnaturalnych przymiotów swych wampirzych ojców, ale odczuwają też ich żadzę krwi. Ich tatuowane srebrem ciała stanowią tarczę przeciwko krwiopijcom. Szkoleni do walki z wampirami, stawiają skuteczny opór. Jednak w nowym, pozbawionym słońca świecie, nawet oni nie są w stanie powstrzymać wampirzej armii, dowodzonej przez najstarszego zimnokrwistego, który ogłosił się Wiecznotrwałym Królem.
Jay Kristoff stworzył w „Wampirzym cesarstwie” bardzo ciekawy i oryginalny świat, choć niektóre jego elementy brzmią znajomo. Podobnie jak w kultowym cyklu urban fantasy Jima Butchera w nowej serii Kristoffa wampiry posiadają unikalne talenty, charakterystyczne dla rodu, z którego się wywodzą. Żelaznosercy mają ciała jak ze stali, potrafią oprzeć się srebru i czytają w umysłach. Krew Chastain ma władzę nad zwierzętami: najstarsi mogą przybierać kształty „najbardziej mrocznych stworzeń nieba i ziemi”. Ród Ilion, „bardziej niebezpieczny od worka syfilitycznych węży”, potrafi manipulować uczuciami, a nieposkromieni z rodu Dyvok „posiadają siłę, z powodu której nawet pozostałe plugawe bękarty nocy srają w pantalony”. Wszystkie wampiry mają natomiast ułomności znane z klasycznej powieści Brama Stokera: nie mogą przekroczyć płynącej wody ani wejść do domu bez zaproszenia, nie widzą swojego odbicia w lustrze, a w obecności ognia odczuwają dyskomfort. Ukłonem w stronę Stokera jest opis polowania na wampira, grasującego w zamożnym Skyefall (żona burmistrza ze śladami ukąszeń, zasadzka w grobowcu). Ukłonem w stronę Anne Rice jest z kolei słabość wampirów do francuszczyzny i strojów z epoki (surdutów, żabotów, płaszczy), świetnie oddanych na ilustracjach.
W „Wampirzym cesarstwie” znajdziemy też trochę sensacyjnych teorii spod znaku Dana Browna oraz przerażające krajobrazy charakterystyczne dla powieści postapokaliptycznych (grzyb rządzi). Jeśli dodamy do tego ciekawy wątek głównego bohatera, dobrze poprowadzoną fabułę i doskonały styl, otrzymamy niemal dziewięćset stron wybornej lektury, której jedynym mankamentem jest obowiązkowe w naszych chorych czasach podkreślanie orientacji seksualnej bohaterów (im bardziej płynna, tym lepiej), co w przypadku rozrywkowej powieści z nurtu dark fantasy zakrawa już na obłęd. O tempora, o mores…
Dodaj komentarz