„Czy żyjemy w czasie, który jest tylko złudzeniem, w którym każde pozorne stulecie trwa zaledwie ułamek sekundy w operacjach gigantycznego komputera? Czym jest śmierć, jeśli nie zwykłym end zapisanym w jednym wierszu kodu?”

Słyszeliście o teorii symulacji, zgodnie z którą otaczający nas wszechświat może stanowić odgórnie zaprogramowaną rzeczywistość komputerową? Jedna z jej tez zakłada, że jesteśmy symulowanymi ludźmi, żyjącymi w wirtualnej rzeczywistości. Nasze istnienie to tylko program na twardym dysku. Być może słyszeliście również o innej, jeszcze śmielszej teorii, sugerującej, że cały wszechświat jest myślową autosymulacją. Według tej niematerialistycznej interpretacji mechaniki kwantowej wszystko jest informacją wyrażającą się w myśli. Jeżeli to, co nazywamy rzeczywistością, to tak naprawdę jedna wielka symulacja, rodzi się pytanie, na ile my sami jesteśmy prawdziwi? Co by się stało, gdyby pojawiły się niepodważalne dowody na nierzeczywistość naszego życia? Ten właśnie pomysł wykorzystuje w genialnej „Anomalii” Hervé Le Tellier.

Po zamachu z 11 września 2001 roku Pentagon doszedł do wniosku, że w łańcuchu decyzyjnym zawiodło wszystko, co tylko zawieść mogło. By uniknąć takich błędów w przyszłości, powołano grupę roboczą, która miała opracować nowe procedury w sytuacjach kryzysowych. Adrian Miller, młody specjalista od rachunku prawdopodobieństwa, i jego koleżanka Tina Wang przygotowali sążnisty dokument, uwzględniający wszystkie zmienne, mogące wpływać na ruch lotniczy. Na prośbę rządu opracowali również protokół dotyczący zdarzeń irracjonalnych, wychodzących poza wcześniej opisane. Dali mu numer 42, ponieważ Adrian Miller miał „nabożny stosunek” do książki Douglasa Adamsa Autostopem przez Galaktykę. Naukowcy otrzymali antracytowe pancerne telefony i sporo kasy, żeby nosić je przy sobie na wypadek, gdyby protokół 42 trzeba było w przyszłości uruchomić. Przez dwadzieścia lat wydawało się, że ten dodatkowy protokół pozostanie żartem dwójki młodych matematyków. Ale właśnie wtedy ich pancerne telefony zadzwoniły…

„OFICER FKW: Panie Miesel, czy zajmuje się pan malarstwem lub muzyką?

VSM: Nie.

OFICER FKW: Czy słyszy pan czasem jakieś uporczywe dźwięki, przyjemne i melodyjne?

VSM: Nie.

OFICER FKW: Czy miewa pan bóle głowy lub migreny?

VSM: Nie.

OFICER FKW: Podrażnienia oczu, katary?

VSM: Pan sobie ze mnie kpi! Co to jest, Bliskie spotkania trzeciego stopnia?

OFICER FKW: Nie rozumiem, panie Miesel.

VSM: Dwadzieścia razy widziałem ten film Spielberga, znam go na pamięć. Zadaje mi pan dokładnie takie pytania, jakie François Truffaut zadaje Richardowi Dreyfussowi. Co za kretyn opracował ten kwestionariusz?

OFICER FKW: Nie wiem, o czym pan mówi. To protokół Departamentu Obrony stosowany w tego rodzaju sytuacjach.

VSM: Jakiego rodzaju sytuacjach? Myśli pan, że spotkałem kosmitów? A teraz zapyta pan, czy miewam podrażnienia lub oparzenia słoneczne na czole i policzkach?

OFICER FKW: Yyy… Tak… A więc, czy miewa pan uczucie swędzenia lub pieczenia na twarzy?”

Ten sam samolot, z identyczną załogą i z identycznymi pasażerami, ląduje dwa razy – w marcu oraz w czerwcu. W ten sposób na Ziemi pojawiają się doppelgangery. Jedyna różnica pomiędzy pasażerami obydwu samolotów polega na tym, że ci z czerwca myślą, iż jest marzec, a ci z marca zdążyli już przeżyć kwiecień i maj:

„Każda nowa informacja pojawiająca się na ekranach potwierdza niemożliwe. Samolot stojący na pasie jest absolutnie identyczny z tym, który wylądował dziesiątego marca. Maszyna została naprawiona, pasażerowie się postarzeli: tego wieczoru w Chicago obchodzone jest ukończenie szóstego miesiąca życia przez niemowlę, które w hangarze jest wrzeszczącym dwumiesięcznym noworodkiem. Podczas tych stu sześciu dni oddzielających oba lądowania spośród dwustu trzydziestu pasażerów i trzynastu członków załogi jedna kobieta urodziła dziecko, a dwaj mężczyźni zmarli. Genetycznie jednak są to ci sami ludzie”.

„Anomalia” Le Telliera dokonała niemożliwego: połączyła krytyków i czytelników w chóralnym zachwycie. Ten rasowy thriller, od którego trudno się oderwać, zdobył prestiżową Nagrodę Goncourtów. Le Tellier wprowadza wielu narratorów, których później mnoży jeszcze przez dwa („Trzy osoby, siedem, dwadzieścia? Ile symultanicznych opowieści czytelnik zdołałby śledzić?”). Wkraczamy w życie jedenastu wybranych ludzi, w ich prywatne światy i osobiste problemy. Poznajemy między innymi płatnego zabójcę, który jeszcze przed lotem żył podwójnym życiem (czy w takim razie należy go mnożyć przez cztery?), ulubioną montażystkę wielu reżyserów i beznadziejnie w niej zakochanego podstarzałego architekta, ambitną panią mecenas, umierającego na raka Davida i niedocenianego pisarza Victora Miesela, który po pełnym turbulencji marcowym locie tworzy swoje największe dzieło, „Anomalię” (symulacja w symulacji?). Wszyscy oni zostają skonfrontowani z samymi sobą i jest to, jak można sobie wyobrazić, szokujące doświadczenie.

„Anomalię” czyta się świetnie. Zachwyciły mnie precyzyjne, pozbawione stylistycznych ornamentów zdania, zawsze trafiające w punkt, często błyskotliwe, często też podszyte inteligentnym, ironicznym humorem („Być może życie zaczyna się wtedy, kiedy go nie mamy”, „Kiedy ludy Ameryki odkryły swoim kosztem Krzysztofa Kolumba i chmarę konkwistadorów…”, „Blake ma dwadzieścia lat i pod swoim bardzo francuskim nazwiskiem, Lipowski, Farsati lub Martin…”). Kapitalne są dialogi (zwłaszcza te z udziałem Miesela), świetnie wykreowani bohaterowie, których losem zdążymy się przejąć, mimo że jest ich tak wielu. Sam pomysł z doppelgangerami sprawia, że podczas lektury fascynacja miesza się z niepokojem. Po raz kolejny słyszymy, że nie jesteśmy tacy znowu wyjątkowi, ba! nie wiadomo nawet, czy w ogóle jesteśmy naprawdę.