To jedna z tych pozycji, które – podobnie jak „Draculę” Brama Stokera – pamięta się przez całe życie. I nie bez powodu z „Draculą” się kojarzy – w końcu tytułowa twierdza znajduje się w Karpatach…
Zaczynamy w 1941 roku w Warszawie, w Urzędzie do spraw Rasy i Przesiedleń przy Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy. Erich Kaempffer, od roku stacjonujący w Auschwitz, zostaje wezwany przez generała Hossbacha, człowieka równie szczerego „jak obietnice składane polskim Żydom”. W Rumunii pojawił się pewien problem: stacjonujący tam kapitan Klaus Woermann, weteran pierwszej wojny światowej, przysłał wiadomość z prośbą o natychmiastową relokację. Uzasadnienie jest enigmatyczne i niepokojące: „Coś morduje moich ludzi”.
Dla Kaempffera uporządkowanie spraw w Rumunii ma być sprawdzianem przed objęciem obowiązków w Ploeszti. Nie bez znaczenia jest fakt, że obaj mężczyźni wyraźnie się nie lubią. Woermann to bohater wojenny, który odmówił wstąpienia do partii, gdyż metody Hitlera budziły w nim obrzydzenie. Kaempffer z kolei to zwykły tchórz i sadysta: dzięki SS tacy ludzie mogli zabłysnąć i napawać się władzą nad innymi.
„W SS poznał techniki siania terroru i zadawania bólu. Nauczył się także technik przetrwania: jak nie dostrzegać słabości przełożonych, jak ukrywać własne słabości przed wzrokiem agresywnych podwładnych. W końcu po wielu manewrach znalazł się na stanowisku pierwszego asystenta Rudolfa Hoessa, najskuteczniejszego likwidatora żydostwa”.
W średniowiecznej strażnicy, gęsto usianej nietypowymi krzyżami, nastąpi nieunikniona konfrontacja między bezwzględnym Kaempfferem i kapitanem Klausem Woermannem. Każdej nocy ginąć będą kolejni żołnierze, bestialsko mordowani przez nieuchwytne zło.
„Po pierwszym zgonie ktoś wspomniał o wampirach, ale szybko wyśmiano tę sugestię. Każda kolejna zagadkowa śmierć czyniła ją jednak coraz bardziej wiarygodną, aż w końcu większość żołnierzy w nią uwierzyła. W końcu byli w Rumunii, w Alpach Transylwańskich”.
W celu wyjaśnienia tajemnicy do twierdzy ściagnięci zostaną z Bukaresztu żydowski profesor specjalizujący się w historii regionu oraz opiekująca się nim córka. Tymczasem z drugiego końca świata do Rumunii zmierzał będzie tajemniczy mężczyzna z równie tajemniczym orężem…
„Twierdza” to powieść zainspirowana „Miasteczkiem Salem” Kinga oraz prozą Lovecrafta, ale podkreślić trzeba, że jest książką oryginalną, „wielką, przytłaczającą opowieścią z czasów drugiej wojny światowej, pełną zwalczających się nieśmiertelnych istot, szyderczo uśmiechniętych gestapowców, magicznych mieczy i Ogromnie Istotnych Pytań o Wiarę”, jak trafnie ujął to Grady Hendrix. Przede wszystkim jednak to wciągająca i świetnie opowiedziana straszna historia, z kapitalnie skonstruowanymi scenami grozy, które uważam za najmocniejszą stronę książki. Z chwilą, gdy potwór pojawia się w całej swej okazałości i zaczyna dyskutować z przechodzącym kryzys wiary profesorem, „Twierdza” traci impet, a w przydługich monologach gubi również hipnotyzujący, mroczny klimat, w finalnym starciu dobra ze złem przypominając już bardziej powieść fantasy niż horror. Warto jednak po najsłynniejsze dzieło Wilsona sięgnąć, bowiem lektura „Twierdzy” wciąga po uszy.
Dodaj komentarz