O niepokojach współczesnego człowieka.

„O życiu każdego dorosłego człowieka można powiedzieć, że zostało zdefiniowane przez dwie doniosłe historie miłosne. Pierwsza – opowieść o miłości seksualnej – jest dobrze znana i opisana, jej dziwne przypadki składają się na repertuar podstawowych tematów muzyki i literatury, społeczeństwo uznaje ją i celebruje. Druga – opowieść o poszukiwaniu miłości świata – jest owiana tajemnicą i bardziej wstydliwa”.

Współczesnemu człowiekowi, żyjącemu przecież w niespotykanym nigdy wcześniej dobrobycie, towarzyszy nieustanny niepokój o posiadanie odpowiednio wysokiej pozycji społecznej, prestiżu i wartości w oczach świata. Konsekwencje posiadania wysokiego statusu wydają się dziś być nie do przecenienia: jesteśmy obiektem zainteresowania, nasza obecność zostaje zauważona, z naszym zdaniem należy się liczyć, a pieniądze, sława i wpływy zyskują nam życzliwość ogółu. Dzięki ciepłym uczuciom innych jesteśmy w stanie zaakceptować i polubić samych siebie. Zdecydowanie lepiej być Kimś niż nikim.

„Uwaga bliźnich ma dla nas aż tak wielkie znaczenie, przede wszystkim dlatego iż cierpimy na wrodzoną niepewność naszej własnej wartości – wskutek czego to, co myślą o nas inni, ma decydujący wpływ na to, jak sami siebie postrzegamy. Nasze poczucie tożsamości jest zakładnikiem opinii ludzi, wśród których żyjemy”.

Jedną z przyczyn tego głodu prestiżu i związanej z nim ściśle potrzeby zainteresowania innych naszą osobą jest niedostatek miłości: ignorowani popadamy w zwątpienie i tracimy poczucie własnej wartości. Kolejna przyczyna to snobizm, szczególny sposób rozstrzygania kwestii, kogo i za co szanować oraz uparte stawianie znaku równości między pozycją społeczną a wartością człowieka, przy czym absurdalność takiej postawy najlepiej pokazuje zachowanie samych snobów, gdyż „jakakolwiek zmiana w układzie władzy w naturalny sposób pociąga za sobą błyskawiczną zmianę obiektu podziwu snobów” – co nie zmienia faktu, że snobizm wciąż ma się dobrze.. Nie bez znaczenia są nasze oczekiwania, rozbudzone przez charakterystyczną dla współczesnych egalitarnych czasów wiarę, że skoro wszyscy jesteśmy równi i mamy takie same szanse, to każdy z nas może osiągnąć, co tylko zechce. Nawet wtedy, gdy posiadamy już wiele, nie czujemy się usatysfakcjonowani, ponieważ wciąż porównujemy się z naszą grupą odniesienia: z ludźmi, z którymi dorastaliśmy, uczyliśmy się, pracujemy. Zawsze ktoś z nich będzie miał coś, co wzbudzi naszą zazdrość i wpędzi nas w poczucie przygnębienia:

„Możemy być szczęśliwi, mając niewiele, jeśli niewiele oczekujemy. I możemy czuć się podle, mając dużo, jeżeli nauczono nas oczekiwać wszystkiego”.

Na zwiększenie poziomu lęku przed utratą statusu znacząco wpłynęła merytokracja, swoista „arystokracja talentu”: skoro polityka wyrównywania szans sprawiła, że wszyscy (teoretycznie, moim zdaniem) mamy jednakowy dostęp do wiedzy i różnych zawodów, to zarówno przywileje, jak i ubóstwo są zasłużone. Wysoką pozycję zdobywają osoby utalentowane, które umiejętnie wykorzystały swój potencjał. Niska pozycja oznacza, że jesteśmy nieudacznikami. W ten sposób utożsamia się dziś status z wartością człowieka, co, oczywiście, jest jednym wielkim nieporozumieniem, gdyż tak zwana kariera wymaga najczęściej wykazania się cechami, które z cnotą nie mają nic wspólnego.

Nasze niepokoje skutecznie podsyca wszechobecna dziś niepewność: jesteśmy zależni od chimer talentu, od całego szeregu korzystnych okoliczności, które można określić terminem „szczęście” (nie zawsze lepszą ocenę na egzaminie uzyska faktycznie lepszy uczeń, gdyż trzeba uwzględnić element loterii: wylosowanie odpowiedniego pytania, trafienie w temat, mniej lub bardziej surowa komisja, itp.). Dorzućmy do tego jeszcze zależność od globalnej ekonomii, co skutkuje niepewnością zatrudnienia i brakiem bezpieczeństwa finansowego. Paradoksalnie, nasze wygodne życie nigdy nie jest wolne od lęku.

Alain de Botton nie ogranicza się do przeanalizowania przyczyn naszego lęku o status, proponując nam szereg rozwiązań, które powinny zmniejszyć egzystencjalny niepokój. We wspaniałych rozdziałach, poświęconych remediom na współczesne bolączki ludzkości, przepięknie opowiada o terapeutycznej roli literatury, filozofii, sztuki i religii. Choćby tylko dla tych rozdziałów trzeba po „Lęk o status” sięgnąć.