„W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku”.
Siedmioro śniących na pokładzie kosmicznego holownika „Nostromo”: bosman Ripley, kapitan Dallas, oficer Kane, główny mechanik Parker, nawigatorka Lambert, mechanik Brett, oficer naukowy Ash.
„Ach tak… Był jeszcze kot. Miał na imię Jones”.
Do domu wraca sześcioro – i coś, co wciąż nazywają Kane`em…
Fanom filmu Ridleya Scotta fabuły książki przedstawiać nie trzeba. Historia załogi „Nostromo” może być obca jedynie komuś, kto ostatnie czterdzieści lat spędził w komunie pozbawionej prądu gdzieś na środku pustyni albo na dnie wąwozu. Klaustrofobiczny, trzymający w napięciu film to arcydzieło gatunku science fiction. Wybudzona z hibernacji załoga kosmicznego holownika otrzymuje zadanie sprawdzenia tajemniczego sygnału, dochodzącego z nieznanej planetoidy. Troje członków ekipy wyrusza na zwiady i znajduje wrak statku kosmicznego obcej cywilizacji, a w nim magazyn pełen dziwnych jaj. Z jednego z nich wyskakuje odrażający stwór, który przywiera do twarzy Kane`a. Pozostała dwójka zabiera go na pokład „Nostromo” i tak rozpoczyna się desperacka walka z najgroźniejszym kosmicznym drapieżnikiem, bezlitośnie wybijającym załogę.
„Jak można nie podziwiać tej czystej symetrii, jaką sobą reprezentuje? Międzygatunkowy pasożyt potrafiący żerować na dowolnej oddychającej formie życia, niezależnie od składu wykorzystywanej atmosfery. Potrafiący czekać w uśpieniu przez nieokreślony długi czas w skrajnie niesprzyjających warunkach. Jego jedynym celem jest reprodukcja i realizuje to zadanie z najwyższą skutecznością. W swojej historii ludzkość nie spotkała się jeszcze z niczym porównywalnym”.
Zasługą Ridleya Scotta było oryginalne połączenie tematu kontaktu z obcym z klimatem charakterystycznym dla gotyckiej opowieści grozy. Rolę tajemniczego, niesamowitego zamczyska pełnią tu dwa statki. Ten pierwszy, porzucony na przygnębiającej, nieprzyjaznej planecie, należy do obcych. Jest tak nienaturalny, tak odległy od wszystkiego, co znane, że budzi niepokój samą swoją odmiennością:
„Dallas uświadomił sobie, jak mały czuje się wobec obcego statku. Nie tyle fizycznie mały, choć przy wypukłym, niebotycznym łuku kadłuba trójka ludzi rzeczywiście wydawała się karłami, ile skrajnie nieistotny w skali kosmosu. Ludzkość wciąż niewiele wiedziała o wszechświecie, zbadała tylko maleńki fragment jednego zakątka”.
Drugi to „Nostromo”, pełen labiryntowych wąskich korytarzy i ciemnych zakamarków, w których ukrywa się intruz, stanowiący dla załogi śmiertelne zagrożenie. Monstrum czyha na swoje ofiary w głębokich czeluściach statku, pojawia się nagle i znika bez śladu, wywołując skrajne przerażenie zdezorientowanych ludzi. Intruz nie pochodzi z tego świata, jego obcość budzi pierwotną grozę – nie wiadomo, czym jest ani jak z nim walczyć, nie można przewidzieć jego zachowania. Od momentu, gdy wyłania się z rozerwanej piersi konającego Kane`a niczym „zarżnięty indyk z zębami sterczącymi z kikuta szyi” uświadamia uwięzionym w ciasnych korytarzach i kabinach ludziom, że na pancerz „Nostromo” napiera ogromny i groźny wszechświat. Członków załogi ogarnia depresja, a atmosfera na statku robi się „ciężka i gęsta jak smar”.
Konfrontację z obcą formą życia przeżyje tylko jedna osoba i – nieoczekiwanie dla wszystkich – będzie to kobieta. Początek książki (i filmu) w żaden sposób tego nie sugeruje: Ripley pozostaje w cieniu mężczyzn, którzy rządzą na kosmicznym transportowcu. To przecież świat zarezerwowany dla facetów, a jeśli nawet pojawiają się w nim kobiety, są przedstawiane jak nawigatorka Lambert: jako skłonne do paniki, tchórzliwe i wymagające opieki słabe ogniwa. Tymczasem wraz ze wzrastającym napięciem Ripley zaczyna ujawniać przełamujące ten stereotyp cechy. Najpierw zaskakuje nas jej stanowczość i determinacja, gdy usiłuje zapobiec wpuszczeniu obcego organizmu na pokład, wykazując się rozsądkiem i logiką, której zabrakło mężczyznom. Później, gdy przygotowuje się do ostatecznej rozgrywki z potworem, podziwiamy jej odwagę i psychiczną siłę. Ta kosmiczna wojowniczka jest najbardziej nieoczywista z całej grupy bohaterów nieoczywistych, o których w posłowiu („Studium w terrorze”) wspomina Piotr Gociek:
„Załoga Nostromo to nie heroiczni zdobywcy kosmosu – nie ma wśród nich pchanych marzeniami o gwiazdach naukowców, żądnych kosmicznych podbojów żołnierzy czy samozwańczych zbawców ludzkości szukających dla niej nowego miejsca w dalekich systemach planetarnych. Są to pracownicy gigantycznej kosmicznej ciężarówki (czy raczej kosmicznego tankowca), którzy tak też się zachowują. Kłócą się o wysokość premii, nie mogąc doczekać się chwili, kiedy zawiną do portu i zostawią za sobą kolejną brudną robotę”.
I tu dochodzimy do postaci Asha, reprezentującego interesy bezdusznej korporacji Weylan-Yutani. Ash to android, który posłuszeństwo i skuteczność przedkłada nad dobro współtowarzyszy. Ma antropomorficzny wygląd i idealnie „wtapia się” w ludzką część załogi „Nostromo”, nieświadomą istnienia ukrytego „agenta” oraz wykonywanego przez niego zadania.
„- Polityka firmy wymagała waszej nieświadomej współpracy – wyjaśnił Ash z zimną maszynową logiką. – Ripley poprawnie wydedukowała, że wasza autentyczna ignorancja miała skutecznie wprowadzić w błąd służby celne.
– Ty i ta piekielna firma – warknął Parker. – Przecież tu chodzi o nasze życie, człowieku!
– Nie człowieku – poprawił go spokojnie Ash. – Co do waszego życia, obawiam się, że firma uznała je za możliwe do poświęcenia. Interesowała ich tylko ta obca forma życia”.
Reprezentowana przez Asha technologia w świecie przyszłości pozostaje w rękach wpływowych i silnych grup ludzi, sprawiając, że grupy te stają się jeszcze silniejsze i właściwie bezkarne. Androidy wykorzystywane przez bezwzględne firmy pogłębiają tylko instynktowną ludzką niechęć do robotów: silniejszych, wytrzymalszych, inteligentniejszych. Sztuczny człowiek również jest obcym: budzi w nas podobny lęk, przeraża swym ślepym dążeniem do celu, którym w przypadku Asha jest ochrona obcego za wszelką cenę. Jak zauważa Magdalena Radkowska-Walkowicz („Od Golema do Terminatora. Wizerunki sztucznego człowieka w literaturze”) to usilne pragnienie zrealizowania zadania jest w przypadku androidów nadrzędne, nie pozwala na żadne kompromisy i odróżnia maszyny od ludzi:
„Człowiek tym się różni od androida, że umie się zatrzymać, zejść z raz obranej drogi, zmienić plany – i taki program wyznaczają ludziom twórcy interesujących nas opowieści, których celem jest także wskazanie, jak bronić człowieczeństwa”.
W Vesperowskim wydaniu „Obcego” Alana Deana Fostera podobało mi się wszystko: od ekskluzywnego wydania, przez kapitalną okładkę, skrócony, lapidarny tytuł, klimatyczne grafiki po dołączoną do książki zakładkę i – oczywiście – tłumaczenie Piotra Cholewy, którego wielką fanką pozostaję (uważam, że za przekład cyklu o Świecie Dysku Pratchetta powinien dostać tyle złota, ile sam waży). Dla wielbicieli Obcego to pozycja obowiązkowa.
Dodaj komentarz