„Kiedy zaczęła się ta cała przygoda, przestępstwo było ostatnią rzeczą, o jakiej w ogóle pomyślałem. Wyciągnięty nad basenem faraona robiłem w gorącym egipskim słońcu to, co umiem najlepiej – absolutnie nic”.

Ra to farciarz. Żyje w kraju, w którym koty mają boski status. Służący przynoszą mu jedzenie (same frykasy) i dbają o jego wygody. Właściwie mógłby tylko leżeć i dobrze wyglądać. Dokładnie tym zresztą się zajmuje: robi, co może, by jak najlepiej wykorzystać sprzyjające okoliczności („Niektórzy twierdzą, że koty to magiczne stworzenia, a kimże ja jestem, żeby się z tym nie zgodzić?”).

Choć ja uważam, że Ra ma klawe życie, jego najlepszy przyjaciel jest innego zdania („Znam mumie, które prowadzą ciekawszy tryb życia”). To właśnie Chepri, skarabeusz z obsesją na punkcie łajna, wciąga leniwego kocura w śledztwo, chcąc uratować młodziutką służącą, niesłusznie oskarżoną o kradzież amuletu samej Wielkiej Królewskiej Małżonki. Do przyjaciół przyłącza się kuchenna kotka Miu, która bardzo dobrze zna dziewczynkę i pragnie ją ochronić:

„Jeśli dowiemy się, kto jest prawdziwym złodziejem, mamy szansę uratować Tedimut. A kot taki jak Ra może chodzić po pałacu, gdzie zechce”.

Książka Amy Butler Greenfield jest przekomiczna. Nadęty Ra, charakterem przypominający Garfielda, rzuca tekstami, które są kwintesencją kotowatości („Pomoc brzmiało niemal jak praca”; „Ja nie muszę się ruszać”; „Mogę robić wszystko, co mi się podoba”; „Symetria i perfekcja, o to mi chodziło. Klasyczna elegancja”; „Nie należy pozwalać, aby ludzie patrzyli, jak jesz. To błąd. Trudno wyglądać jak bóg, gdy pożera się gulasz z antylopy”). Z powagą przyjmuje najbardziej nawet naciągane komplementy Chepriego i Miu, którzy wykorzystują jego próżność, by osiągnąć własne cele:

„- Jednak na pewno będziesz potrzebował pomocnika, Ra – zamruczała do mnie.

Zatrzymałem się w pół kroku.

– Że co?

– Pomocnika. Asystenta. Mają go wszyscy wielcy detektywi – wyjaśniła.

Przejechałem łapą po wąsach.

– Naprawdę?

Chepri podszedł do mnie.

– Tak, Ra. To jedna z zasad.

Skinąłem głową, by wyglądało, że wiem to od zawsze.

– Okej – powiedziałem, gdy Chepri wskoczył mi na ogon. – Możesz iść ze mną. Ale pamiętaj, jak to działa: ty jesteś pomocnikiem, ja wielkim detektywem”.

Amy Butler Greenfield udało się przemycić w książce wiele ciekawostek na temat starożytnego Egiptu, więc lektura posiada również walor edukacyjny. Młodych czytelników z pewnością rozbawi funkcja nadzorcy przepasek biodrowych, choć ci starsi, którzy mają już za sobą „Quo vadis” Sienkiewicza, nie będą taką specjalizacją pracy zaskoczeni (w końcu tylko Petroniusz, który nawet nie był cesarzem, miał kilkuset niewolników do osobistej posługi: innego od masażu, innego od depilacji, jeszcze innego od zapowiadania gości, a nawet specjalnego lectora do czytania na głos). W książce Amy Butler Greenfield tego typu informacje podrzucane są jakby mimochodem, nienachalnie, dlatego nie trąci ona dydaktycznym smrodkiem, a lekturze towarzyszą salwy śmiechu. Nawet kot nie napisałby tego lepiej.