„Taniec był wojną niepodobną do żadnej, jaką stoczono w długiej historii Siedmiu Królestw. Choć armie maszerowały i toczyły zacięte boje, znaczną część krwi przelano na wodzie – i zwłaszcza – w powietrzu, gdzie smoki walczyły ze sobą na zęby, szpony oraz płomienie”.

Druga część „Ognia i krwi” (o pierwszej przeczytacie tutaj) opisuje wojnę domową między Aegonem II a jego przyrodnią siostrą Rhaenyrą oraz konsekwencje tego konfliktu i wstąpienie na tron króla Aegona III, zwanego Zgubą Smoków.

Walka o tron po Viserysie, która rozpoczęła się z chwilą tragicznej śmierci Lucerysa Velaryona, ogarnęła całe Westeros i zapisała się w historii szeregiem spektakularnych bitew toczonych na lądzie, morzu i w powietrzu (Bitwa w Gardzieli, Bitwa nad Jeziorem, Bal Rzeźników). Wojny smoków omal nie doprowadziły do upadku Targaryenów, a smocze płomienie spustoszyły ziemie, wioski i zamki. Nic dziwnego, że gniew maluczkich obrócił się przeciw smokom. Jedną z bardziej przejmujących scen w książce jest ta, w której podczas rozruchów w Królewskiej Przystani rozzłoszczona tłuszcza morduje smoki uwięzione w Smoczej Jamie. Równie poruszające są opisy tragicznych śmierci: młodego Lucerysa, rozszarpanego wraz ze swym smokiem, dzielnej Rhaenys Targeryen, Niedoszłej Królowej, nieodżałowanego Jace`a, księcia Smoczej Skały i dziedzica Żelaznego Tronu, Joffreya Velaryona. Wstrząsający jest koniec Rhaenyry, którego świadkiem był jej syn i przyszły król Aegon. Nic dziwnego, że stał się on człowiekiem „wyjątkowo niezdolnym do radości” i uprzedzonym do smoków, zyskując sobie przydomki „Pechowy”, „Nieszczęśliwy” i „Zguba Smoków”. Równie nieszczęśliwą osobą była jego maleńka żona, Jaehaera, na której oczach zamordowano brata.

Podczas lektury drugiej części „Ognia i krwi” emocji nie brakuje: oburzałam się na krętactwa zielonych (w tym królowej Alicent), którzy pozwolili gnić trupowi króla, by przygotować się na przejęcie władzy. Antypatię wzbudzali we mnie podstępny niczym żmija Larys Strong i knujący bez przerwy Otto Hightower, ojciec królowej. To właśnie on umiejętnie wepchnął córkę na tron, a potem wystąpił przeciw prawom Rhaenyry, co w konsekwencji doprowadziło do wyniszczającej kraj wojny ognia i krwi. Z drugiej strony kibicowałam dzielnemu i lojalnemu Alynowi Velaryonowi, a honorowa postawa ludzi Północy wzbudziła mój szacunek („Północ pamięta”). W powieści, jak to u Martina, trup ściele się gęsto, wiele scen poraża okrucieństwem, a losy królewskich dzieci, biernych pionków w grze o tron, budzą współczucie.

Stylizowana na kronikarską relację historia rodu Targaryenów imponuje epickim rozmachem. Wykreowany przez siebie świat Martin opisuje tak szczegółowo, że czytelnik jest po prostu zasypany informacjami, jednak mnie nie utrudniało to lektury. Drobiazgowość autora w połączeniu z jego mistrzowskim stylem sprawiła, że na długie godziny przeniosłam się do Westeros i było to niezapomniane przeżycie.