Mit o wampirach w wersji Dana Simmonsa, autora genialnej „Letniej nocy” i klaustrofobicznego „Terroru”.

„Prawdę mówiąc, nigdy nie pociągało mnie pisanie o poczciwych, staromodnych wampirach żywiących się krwią – ten temat wydawał mi się już wysączony do cna, że pozwolę sobie na taki żarcik”.

Na zmianę decyzji Simmonsa miał wpływ los setek tysięcy sierot odkrytych w Rumunii po obaleniu dyktatury Nicolae Ceauşescu, który przez lata despotycznych rządów zamienił ten piękny kraj w prawdziwe piekło. Inwigilowani na każdym kroku Rumuni musieli w ciągu 24 godzin zgłaszać każdą rozmowę, jaką przeprowadzili z cudzoziemcem, a szpiegów władzy było tak wielu, że nawet w prywatnych pogaduszkach należało zachowywać ostrożność. Instrumentem terroru była Securitate – utworzona przez KGB po drugiej wojnie światowej tajna policja, całkowicie podporządkowana dyktatorowi i zupełnie bezkarna. Zwykli obywatele zostali pozbawieni praw, co w przerażający sposób uderzyło w kobiety i dzieci. Ponieważ Ceauşescu marzył o trzydziestomilionowym narodzie, całkowicie zakazał aborcji, wymagając, by każda kobieta miała przynajmniej pięcioro dzieci – nawet jeśli z powodu złych warunków materialnych, będących zresztą konsekwencją rządów dyktatora, nie była w stanie ich wykarmić. Wszystkie te maluchy trafiały do „olbrzymich magazynów udających sierocińce”. Dan Simmons widział je na własne oczy.

„Opieka medyczna w tych sierocińcach (…) była… interesująca. Dzieci prawie nigdy nie wyjmowano z ich łóżeczek i klatek, nigdy nie trzymano na rękach, nie przytulano i nie okazywano im miłości, a pielęgniarki podawały im zastrzyki z krwią dorosłych, co miało dodać im sił. Taka teoria cieszyła się ogromną popularnością mniej więcej w roku 1885. (W dodatku tą samą strzykawką i igłą robiły zastrzyki kilkudziesięciorgu dzieciom.) Wykorzystywaną do tego procederu dorosłą krew kupowano od dawców z ulic Bukaresztu i innych większych miast Rumunii, którymi to dawcami byli głównie zarażeni wirusem HIV narkomani, prostytutki i inni ludzie żyjący na ulicy. Pielęgniarki w rumuńskich magazynach śmierci wstrzykiwały niemowlętom i małym dzieciom zapalenie wątroby typu B i AIDS!”

Te przerażające eksperymenty skłoniły Simmonsa do napisania opowiadania „Wszystkie dzieci Draculi”, które potem przerobił na powieść, łączącą grozę prawdziwych losów dzieci z rumuńskich „sierocińców” z legendą Włada Palownika. Tak powstały „Dzieci nocy”, sążnista cegła, w której piękno rumuńskich krajobrazów kontrastuje z duszącą atmosferą wszechobecnego terroru. To właśnie znakomicie oddane rumuńskie realia z czasu upadku dyktatury są największą zaletą książki. Fabuła, koncentrująca się na zaadoptowanym przez zachodnią lekarkę rumuńskim dziecku, którego niezwykły organizm może być panaceum na trapiące ludzkość śmiertelne choroby, jest dość przewidywalna, a starcia o podopiecznego z tajemniczą starożytną Rodziną z Rumunii nawet w połowie nie dorównują grozie, jaka czeka na nas za zamkniętymi drzwiami rumuńskich „domów dziecka”. Z powieści Simmonsa wyłania się wstrząsający obraz kraju, którego malownicze krajobrazy oszpecono nierespektującymi żadnych przepisów fabrykami, oraz równie wstrząsający portret zniewolonego narodu, będącego zabawką w rękach nierespektującego żadnych praw szaleńca. Sugestia, że za tym szaleńcem stał pociągający za sznurki Dracula (z lubością rozpamiętujący okrucieństwa, których się dopuścił), podkreśla nieludzki charakter rządów dyktatora, rozporządzającego losem tysięcy ludzi – w tym bezbronnych dzieci.

I tak wampiry po raz kolejny przegrały z brutalną rzeczywistością.