„Mam na imię Ella. Chodzę do pierwszej klasy. Mamy fajną klasę i fajnego nauczyciela. A raczej mieliśmy, bo pan już nie jest taki jak kiedyś”.

Klasa Elli rzeczywiście jest fajna. Są w niej między innymi Tuukka, który wie wszystko, ale nie umie pływać (podobnie jak Tiina i Heidi), Samppa, czasem zmieniający się w beksę, Pate, który nigdy nic nie rozumie oraz Hanna, specjalistka od spraw kryminalnych. To właśnie ona wysuwa teorię, że niepokojące zachowanie uwielbianego przez dzieci nauczyciela może być spowodowane tym, że ktoś go szantażuje. Ta myśl bardzo martwi wszystkie dzieci, z Ellą włącznie („Zrobiło mi się szkoda naszego pana. Taki fajny, a taki zaszantażowany”). Przejęci pierwszoklasiści postanawiają pomóc swojemu wychowawcy. Różnica między dorosłymi a maluchami jest taka, że ci pierwsi ograniczają się zwykle do słownych deklaracji, ale klasa Elli natychmiast przechodzi do czynów i zaczyna śledzić swojego nauczyciela.

“Na pierwszej przerwie pan był w pokoju nauczycielskim. Samppa i Tuukka zrobili sobie wąsy z waty. Przebrali się za kuratorów, żeby móc lepiej pana śledzić.

– Czy wyglądam jak kurator? – niepokoił się Samppa. Próbował mówić grubym głosem.

– Raczej jak Święty Mikołaj – wymruczał zza swoich wąsów Tukka.

Kuratorzy zapukali do pokoju nauczycielskiego i weszli do środka.

– Dzień dobry, dzień dobry. Czy mamy tutaj grzeczne dzieci? – zapytał basem Samppa.

– To są nauczyciele, głupku – syknął Tuukka i pchnął Samppę w bok.

– Czy mamy tutaj nauczycieli głupków? – spróbował jeszcze raz Samppa”.

Timo Parvela podbił moje serce fantastyczną serią „Kepler62”. Tym razem daje się poznać z zupełnie innej strony. „Ella i szantażysta” to pierwsza z całej serii zabawnych historyjek o rezolutnych pierwszoklasistach. Kapitalne, humorystyczne ilustracje Katarzyny Koczubiej-Pogwizd idealnie do nich pasują. Przez czterdzieści osiem stron śmiałam się bez przerwy. Bawiła mnie rozbrajająca szczerość pierwszaków („Jest pan podobny do tego hipopotama z telewizji edukacyjnej – powiedział Pate do kierowcy autobusu”), wzruszały ich prostoduszność, uczciwość i umiejętność przyznania się, że czegoś nie potrafią („Ja jeszcze nie umiem patrzeć na zegarek”). Sposób, w jaki rezolutne maluchy objaśniają sobie świat, przywiódł mi na myśl kultową rubrykę „Satyra w krótkich majteczkach” z tygodnika „Kobieta i Życie”. Ta dziecięca, przekręcona wizja świata ma swój niepowtarzalny urok, który od lat skutecznie rozbraja dorosłych. Cieszę się, że Timo Parvela przypomniał mi o jej istnieniu. W końcu to dzieci wiedzą najlepiej, co jest ważne w życiu.

„W czasie przerwy obiadowej Hanna przytargała ze szkolnej komórki na narty zieloną walizkę swojego taty. Wyglądała tak samo jak walizka pana. Poprzedniego wieczoru zapchaliśmy ją komiksami o Kaczorze Donaldzie, żeby ważyła tyle samo, co torba z pieniędzmi. Zamieniliśmy walizki i bagaż pana zataszczyliśmy do komórki. Szantażyści na pewno się zdziwią, kiedy dostaną zamiast pieniędzy same stare komiksy. Chociaż Pate uważa, że Kaczor Donald jest cenniejszy”.