Graham Masterton straszył już „Głodem”, teraz przyszła kolej na „Suszę”. Jak mówią klimatolodzy: czas się bać.

„Wartość wody doceniamy dopiero wtedy, gdy wyschnie studnia”.

Benjamin Franklin

W San Bernardino w Kalifornii nie padało od 12 listopada – jeśli te dwa i pół milimetra można w ogóle nazwać deszczem – a obecnie jest 9 lipca. Temperatura przekracza 40 stopni, rozgrzane powietrze faluje jak powierzchnia wody – wody, której nie ma. Komunikaty o jej oszczędzaniu szybko zostają zastąpione bardziej drastycznymi działaniami: gubernator odcina wodę w najuboższych dzielnicach, tłumacząc, że przerwy w jej dostarczaniu będą rotacyjne, co nie przeszkadza mu w zadbaniu o to, by pole golfowe dla uprzywilejowanych było wciąż podlewane. Susza zniszczyła uprawy i ofiary śmiertelne są nieuniknione, ale czemu mają to być ci, którzy „sumiennie płacą podatki i rachunki za wodę, przy jednoczesnym zaopatrywaniu tych, którzy nigdy nie zapłacili za nic złamanego centa?” Czterdzieści trzy procent ludności San Bernardino żyje z zasiłków: ich śmierć odciąży jedynie budżet. W ten sposób rozpoczyna się „selekcja naturalna według zamożności”, która niemal natychmiast wywołuje zamieszki.

„- Wiem, do czego pan zmierza – powiedział Martin. – Niektóre dzielnice będą miały wodę zakręcaną rzadziej od innych? A jeszcze inne wcale.

– Nie mamy wyboru. Gdybyśmy prowadzili wykwintną restaurację, nie wpuszczalibyśmy włóczęgów bez grosza, żeby się najedli, tylko dlatego, że jest nam ich żal. Powiedziałeś, że twoim zadaniem jest chronić dzieci, którymi opiekuje się Urząd do spraw Dzieci i Rodziny, ale najlepiej je ochronisz, dokładając starań, aby ich rodziny zachowały spokój i aby niepokoje społeczne zredukować do minimum. Muszą zrozumieć, że zamieszkami nie wywołają deszczu. – Zaśmiał się i powtórzył: – Zamieszkami nie wywołają deszczu. Muszę to sobie zapamiętać”.

Ekologiczne thrillery Mastertona to chyba najbardziej ambitne książki w jego twórczości, chociaż i tu nie obywa się bez kilku charakterystycznych dla tego autora zabiegów: Masterton znów epatuje czytelników brutalną sceną gwałtu i przemocą, Indianie wypominają białym swoje krzywdy, gubernator tradycyjnie jest chciwy i zepsuty do szpiku kości, a ludzie – w tym dzieciaki – giną jak kaczki na polowaniu. „Susza” porusza jednak bardzo aktulany problem i stawia parę naprawdę interesującyh pytań. Jaką mamy gwarancję, że drogocenne zasoby są (będą) rozdzielane sprawiedliwie? Co się stanie z ludźmi, kiedy po zakazie podlewania ogródka przyjdzie kolej na racjonowanie wody do picia? Nie myślimy o tych sprawach, dopóki dotyczą takich odległych krajów jak Etiopia, ale gdy klimatolodzy biją na alarm, może czas się nad tym trochę zastanowić – zanim będzie za późno.