Pierwszy tom „Księgi Całości” Feliksa W. Kresa to fantastyka w najlepszym wydaniu: mocna, barwna, wypełniona charakternymi postaciami i spowita bitewnym kurzem. Wpadłam po uszy.

Na początku była Szerń. Jej Ciemne i Jasne Pasma objęły we władanie świat zwany Szererem, dając inteligencję trzem gatunkom: ludziom, kotom i sępom. Jednakże znad Bezmiarów nadciągnął Aler, który za pomocą Złotych i Srebrnych Wstęg stworzył własne rozumne istoty i wszczął wojnę z Szernią, próbując wyprzeć ją znad ziem Szereru. Pokonany Aler zepchnięty został na północne rubieże kontynentu, ale jego Srebrne i Złote Plemiona wciąż przekraczają granicę, atakując i grabiąc okoliczne wsie. Armektańscy legioniści od setek lat stoją na straży, patrolując teren i broniąc osadników przed alerskimi bestiami. Akcja „Północnej granicy” rozgrywa się właśnie w jednej z takich przygranicznych stanic: w dowodzonej przez Ambegena Erwie…

W pierwszej części „Księgi Całości” fabułę zdominował bitewny zgiełk, ale opisany tak, że niemal odczuwałam ból tyłka od nieustannych patroli na końskim grzbiecie. Ani przez chwilę nie zatęskniłam za magią, zaaferowana sprawami przydrożnej stanicy i licznymi potyczkami z egzotycznymi gatunkami Aleru. Feliks W. Kres stworzył świat tak namacalny, żywy i przekonujący, że bez mrugnięcia okiem zaakceptowałam nawet walczące u boku ludzi gadające koty (gadające koty? normalna rzecz).

„- Co tam, Dorlot? – zapytał setnik, gdy kot zeskoczył na ziemię. – Jesteś ranny?

– Byłem w spalonej wsi – odparł krótko zapytany; koci głos brzmiał trochę niewyraźnie i właściwie nieprzyjemnie dla ucha, przywodził na myśl niski, nieco ochrypły pomruk. – Zgraja siedzi w lesie. – Dorlot wytłumaczył gdzie. – Posłali paru swoich na przeszpiegi. – Krótko opisał drogę, którą obrali zwiadowcy. – Wzdłuż Suchego Boru.

Agatra przyklęknęła i obejrzała ranną łapę.

– Przypadek, drobiazg – rzekł kot. – Zwykły cierń, Agatro. Dzikie psy zagnały mnie w krzaki”.

W Szererze o przetrwaniu decydują nie czary, a umiejętności: na dowódcach, takich jak Rawat i Tereza, spoczywa ogromna odpowiedzialność. Każdego dnia podejmują oni decyzje, od których zależy nie tylko los podkomendnych, ale też całego Cesarstwa. Służba w stanicy jest ciężka i niebezpieczna. Tymczasem nadchodzi czas zmian: nad północną granicą zawisa widmo wojny.

„Alerowie mogą nam oddać wszystkie wioski, ba! wypłacić reparacje wojenne, a nawet dołożyć całe wory srebra z własnej nieprzymuszonej woli. To znaczy mogą tego chcieć, wolno im, a komendant Rawat może sobie roić o układach czy nawet wiecznym przymierzu. Ale prawda jest taka, że w Kirlanie oczekuje się tylko jednego: stosu trupów, który sięgnie nieba. I nie mają to być trupy legionistów”.

Wizyta w Szererze zostanie w mojej pamięci na długo. Rozgościłam się w tym świecie, zżyłam z bohaterami, autentycznie zaangażowałam się w ich losy, co niewątpliwie jest zasługą świetnego pióra autora. Feliks W. Kres stworzył świat brutalny, ale niezwykle realistyczny: mam wrażenie, że nie tyle czytałam o Szererze, ile tam byłam. Czapki z głów, panowie i panie.