„Cały jestem włochaty – i powinienem wspomnieć o czymś jeszcze. O czymś, co różni mnie od was.
Mam ogon”.
Gdzieś daleko, setki mil na północ od Hrabstwa, żyją Kobalosi – wojownicza i niebezpieczna rasa. Większość z nich zamieszkuje miasto Valkarky, które rozrasta się nieustannie, by zgodnie z przepowiednią pożreć cały świat i zetrzeć ludzi z powierzchni ziemi. Niektórzy kobaloscy magowie wybierają jednak życie w samotności: na dalekich kresach zakładają farmy, zwane haizdami, w których hodują ludzi. Zbierają ich krew, by się pożywiać. Akcja kolejnej części „Kronik Wardstone” rozpoczyna się właśnie na takiej „farmie”, należącej do potężnego Kobalosa Wijca.
Śmiertelnie zraniony przez byka ojciec trzech córek zawiera z Wijcem pakt: jeśli Kobalos bezpiecznie dostarczy dwie młodsze dziewczynki do wujostwa w Pwodente, będzie mógł zatrzymać najstarszą. To dobry układ, ponieważ według kobaloskiego prawa Bindos każdy obywatel co czterdzieści lat musi sprzedać na targach niewolników co najmniej jedną purrę – ludzką dziewczynę. Zgodnie z umową Wijec zabiera przerażone sieroty, by dwie z nich odeskortować do rodziny, a trzecią sprzedać w niewolę.
„Nessa miała siedemnaście lat, Susan rok mniej, była pulchniejsza od Nessy, jej włosy przypominały barwą dojrzałe zboże. Zyskałaby najlepszą cenę na targu niewolników. Bryony wciąż była dzieckiem, najwyżej ośmioletnim. Gotowane na wolnym ogniu, jej ciało smakowałoby soczyście, nawet lepiej niż jednodniowe kurczęta – choć wielu Kobalosów wolałoby pożreć taką młódkę na surowo”.
W „Wijcu” Delaney`a przenosimy się poza Hrabstwo, a narratorem historii jest przedstawiciel obcej rasy. Książkę czyta się jak zupełnie odrębną powieść, choć pojawia się tu Grimalkin (z nieodłączną głową Złego pod pachą). Przyznam, że z satysfakcją czytałam fragmenty, w których zabójczyni klanu Malkinów ucierała nosa potężnym Kobalosom – nikt nie podskakuje wiedźmom z Pendle. Pojawiające się w „Wijcu” nowe miejsca posiadają własną kulturę, mitologię i swoje potwory (whoskor, sklutch, haggenmiot), co jest bardzo odświeżające. Wspólnym elementem okazuje się wyrzeżbiony na rękojeści sztyletu skelt: to jego postać ma przyjąć kobaloski bóg Talkus, zanim rozpocznie świętą wojnę. Pozwala to przypuszczać, że o Kobalosach jeszcze usłyszymy.
Dodaj komentarz