„Blair Witch Project” po słowacku. Zamiast przerażającej wiedźmy teorie fizyczne, które wywracają mózg na lewą stronę. Nie można się oderwać.

„Otwarcie przyznaję, że praca nad tą książką była dla mnie psychicznie wyczerpująca. Ta historia oraz jej ustny, bezpośredni przekaz słyszany od zwykłego człowieka poruszyły jakąś moją czułą strunę – nie wiem, czy można to nazwać przerażeniem, ale z pewnością wywołały we mnie niepokój, a momentami dość mocno wyprowadzały z równowagi”.

„Szczelina”, która jest zbeletryzowanym opisem wydarzeń, przedstawionych przez Igora, uczestnika wyprawy w Trybecz, ma formę zapisu nagrań, przeplatanych komentarzami autora, próbującego ustosunkować się do zasłyszanych rewelacji. Historia Igora rozpoczyna się we wrześniu, w starej ruderze na Hurbanowej, która przed wojną pełniła funkcję szpitala psychiatrycznego. Bezrobotny magister zostaje tam skierowany przez pośredniak i w trakcie uprzątania budynku trafia na sejf, w którym odnajduje dokumentację medyczną Waltera Fischera i stare płyty, zawierające nagrania rozmów z pacjentem. Fischer to jedna z wielu osób zaginionych w Trybeczu, niewielkim, ale bardzo niezwykłym paśmie górskim na Słowacji. W przeciwieństwie do wielu innych ofiar słowackiego Trójkąta Bermudzkiego odnalazł się po kilku miesiącach ranny i niezdolny do życia. Igor, poszukujący sensacyjnych tematów bloger, zagłębia się w tę sprawę („Historia mrożąca krew w żyłach i przerażające wypowiedzi szaleńca z końca lat trzydziestych – hit na blogu murowany!”). Efektem jest wyprawa w Trybecz w towarzystwie dziewczyny, jednego nawiedzonego programisty i jednego sceptycznie nastawionego nauczyciela fizyki. To, co spotka naszych bohaterów w górach, okaże się bardziej przerażające od nadprzyrodzonych zjawisk – a dla czytelnika znacznie bardziej fascynujące niż jakaś pogięta wiedźma. Wkraczamy tu bowiem na teren fizyki, której najnowsze teorie przyprawiają o zawrót głowy.

„Jeśli dwa plus dwa równa się pięć, to ile jest pięć plus dwa?

Rozumiesz? Wystarczy jedna szczelinka, cienka jak włosek; jedna jedyna, a to już zaczyna działać – twój żałosny mały świat i osobowość czy poczucie tożsamości legają w gruzach. I rozpad, totalny rozkład, z każdą sekundą coraz szybszy.

Rozszczepienie jądra, czas połowicznego rozpadu, wybuch atomowy, totalna apokalipsa.

Większości ludzi miga w życiu przed oczami tylko jedna niepojęta rzecz – własna śmierć – i nawet z nią nie potrafią sobie poradzić. Gniew, zaprzeczenie, różne formy ucieczki – w religię, gromadzenie majątku, płodzenie dzieci albo w bezmyślną codzienność… Nie daj się zwieść, to wszystko to tylko równie daremne próby wymazania niepojętego”.

„Szczelina” Kariki zachwyciła mnie swoją oryginalnością. To przerażająca, pełna napięcia i niebanalna historia, która pozostawia czytelnika z uczuciem niepokoju i z niepewnością wobec fundamentalnych kwestii: co jest rzeczywiste? co jest prawdziwe? kim jestem i gdzie tak naprawdę jestem?

„Albo chwycisz się brzytwy, albo wypadniesz, wyślizgniesz się ze znanego ci świata.

Jeśli tego nie przeżyłeś, nigdy nie zrozumiesz dogłębnego strachu, ogarniającego człowieka, gdy znajdzie się nad otwartą szczeliną prowadzącą gdzieś, gdzie dwa plus dwa wcale nie musi równać się cztery. Ześlizgując się po takiej równi pochyłej, gotowy jest uczynić cokolwiek, złapać się najostrzejszej brzytwy”.

“Szczelina” Kariki to doskonała, przerażająca książka o lęku przed nieznanym, zagubieniu i utracie wiary we własne zmysły. Polecam.