Wśród zalesionych wzgórz stanu Connecticut ukryty jest niezwykły rezerwat. To jedna z wielu ostoi dla czarodziejskich istot, żyjących według pradawnych reguł. Nazywa się Baśniobór.

„Cały rezerwat to poświęcona ziemia, rządząca się zasadami, których nie wolno złamać mieszkającym tu istotom. Tylko na świętym gruncie śmiertelnicy mogą bezpiecznie obcować z tymi stworzeniami. Jak długo nie przekraczają wyznaczonych granic, chroni ich przymierze zawarte, gdy zakładano ten rezerwat”.

Fundamentalne zasady przymierza, zawartego między magicznymi formami życia a śmiertelnymi opiekunami rezerwatów, streścić można krótko: krzywda za krzywdę, magia za magię, przemoc za przemoc. Tylko sumienne stosowanie się do reguł zawartych w traktacie chroni ludzi przed magicznymi istotami, których mnogość zamieszkuje Baśniobór. Jedne są piękne i świetliste, inne paskudne i odrażające, ale żadne nie są dobre – nie w ludzkim rozumieniu tego słowa.

Do Baśnioboru trafiamy razem z rodzeństwem, Kendrą i Sethem, których dziadek jest opiekunem rezerwatu, o czym, oczywiście, jego dzieci i wnuki nie mają pojęcia. Stan Sorenson nie jest zachwycony tą wizytą: akurat zbliża się noc Kupały, święto dzikiej rozpusty dla magicznych stworzeń. Sorenson nie chce również, by wnuki odkryły, jaka jest prawdziwa natura Baśnioboru, dlatego pierwszy pobyt u dziadków nie zapowiada się na udany: dzieciom nie wolno zbliżać się do lasu, do stawu, do stodoły, itd. Rozsądna i grzeczna Kendra nie ma kłopotu z respektowaniem zasad, nawet tak dziwacznych i niezrozumiałych, jednak ciekawski Seth zaczyna je łamać niemal natychmiast i wkrótce dziadek zostaje zmuszony do wyznania dzieciom prawdy. To jednak nie koniec kłopotów: agenci Zła, reprezentowanego przez tajemnicze Stowarzyszenie Gwiazdy Wieczornej, wchodzą w konszachty z uwięzionymi w ostojach demonami, by doprowadzić do upadku rezerwatów i przejąć ukryte w nich artefakty. Tak rozpoczynają się niezwykłe przygody Kendry i Setha, kontynuowane w kolejnych czterech tomach, przy czym wszystkie, zapewniam, warte są przeczytania.

„Baśniobór” Brandona Mulla podbił serca młodych czytelników, co wcale mnie nie dziwi. Autor ma prawdziwy talent do snucia opowieści – od jego książek trudno się oderwać (każdy kolejny tom kosztował mnie jedną zarwaną noc). Cykl spodoba się nie tylko zagorzałym zwolennikom fantasy, ale też wielbicielom baśni – zarówno tym młodszym, jak i znacznie starszym, czego przykładem moja skromna osoba. Koniecznie zawitajcie do Baśnioboru, ale najpierw… wypijcie mleko.