Przezabawny, lekki kryminał z akcją osadzoną w Palestynie. W jednej z głównych ról blondasek Jezus.

Obywatel rzymski Pomponiusz Flatus, badacz praw Natury i domorosły filozof, porzuca wygodne patrycjuszowskie życie i – idąc w ślady Arystotelesa oraz Strabona – udaje się w podróż po rubieżach Cesarstwa Rzymskiego, by odnaleźć źródło o cudownych właściwościach. W listach do przyjaciela Fabiusza zdaje sprawozdanie ze swoich peregrynacji, racząc nas takimi charakterystykami napotkanych ludów, że pękamy ze śmiechu. Poszukiwania cudownej wody przywodzą Pomponiusza do Nazaretu, gdzie na prośbę małego Jezusa podejmuje się śledztwa w sprawie morderstwa, o które oskarżony został cieśla Józef (wykonujący właśnie dla siebie samego krzyż). Ta alternatywna historia dziejów, opowiedziana z przymrużeniem oka, jest cudownie przewrotna i montypythonowska, pełna literackich odwołań i przelatywania od tyłu.

Relacja Pomponiusza dostarcza nam informacji o ówczesnym świecie w stylu charakterystycznym dla rzymskich historyków, ale bohater Mendozy jest przy tym niezamierzenie zabawny, jak na przykład wtedy, gdy relacjonuje nam rozmowę z trybunem Apiuszem, który bezskutecznie próbuje zdobyć majątek starymi dobrymi sposobami („ Jakże zamierzchłe są czasy, gdy Rzym nagradzał zdrajców!”) oraz przekrętami godnymi współczesnych deweloperów:

„Trybun zwie się Apiusz Pulkrucjusz i należy, podobnie jak ja, do szacownego stanu ekwickiego. Był zaprzysięgłym zwolennikiem Juliusza Cezara, lecz gdy ów został zamordowany, przeszedł do stronnictwa Brutusa i Kasjusza. Później, przewidując, że frakcja ta nie wygra wojny, zdezerterował i dołączył do szeregów armii triumwiratu złożonego z Marka Antoniusza, Augusta i Marka Emiliusza Lepidusa. Po zakończeniu wojny, gdy August i Marek Antoniusz stanęli naprzeciw siebie, walczył po stronie tego ostatniego. Po klęsce pod Akcjum zdobył przychylność Augusta, zdradzając Antoniusza i wyjawiając kryjówkę Kleopatry, z którą, jak się chełpi, moim zdaniem bezpodstawnie, miał przygodę miłosną”.

Oportunizm praktycznych, „cywilizowanych” Rzymian każe im pogardzać „zamkniętym na logiczne argumenty”, nieufnym i prostackim ludem żydowskim, bardzo powściągliwym w zwyczajach (i jedynym chyba, który nie przepada za przelatywaniem od tyłu, „nawet między przyjaciółmi”). Podżegani przez kapłanów Żydzi wciąż oczekują boskiego wysłannika i wywołują bunty, ponieważ uważają, że to ich Bóg jest jedyny i najlepszy („nieubłagany wobec tych, którzy wierzą w niego, czczą go i mu służą, i bardzo pobłażliwy wobec tych, którzy go nie znają”). Do jednego bóstwa, Hubala zwanego Allachem, modlą się też Arabowie, koczowniczy lud wielokrotnych monogamistów, ale to chyba jedyne podobieństwo („Proponuję, żebyśmy okradli go z resztek dobytku, przelecieli kolejno od tyłu i ucięli mu głowę, jak zwykła postępować z podróżnikami nasza perfidna rasa”). Jedyny Grek w Galilei jest kwintesencją stereotypowej greckości – od atletycznej budowy i delikatnych rysów boskiego efeba po zamiłowanie do przelatywania od tyłu (zwłaszcza między przyjaciółmi) i szpikowanie swych wypowiedzi nawiązaniami do mitologii (greckiej, oczywiście).

„- Ach, zatem jesteś może tym słynnym Filipem, który mieszka w domu niegdyś bogatego, a obecnie zmarłego Epulona, męża bez skazy?

– Jestem nim – potwierdza.

– W takim razie z pewnością nie jest ci obce nieszczęsne wydarzenie, które zawiodło Epulona przez Rzekę Płaczu do miejsca, skąd nikt nie powrócił.

– Oprócz Orfeusza – uściśla Filip.

– No, tak.

– Oraz Ulissesa, przemyślnego męża, co zburzywszy Troję, długo błądząc, odwiedził siedzibę umarłych. I Alkestis, którą Herakles uwolnił z rąk Tanatosa”.

Górnolotna mowa bardzo nam pasuje do przedstawicieli kultury, którą tak apoteozujemy, nic więc dziwnego, że kpiarz Mendoza wkłada w usta Pomponiusza epitety jak z Homera (Berenika „różanoczoła”, „rumianolica”, „smukłotalia”, „śnieżnobiałoramienna”; Mateusz „dzielny w walce”), a bohaterowie często mówią i zachowują się niczym aktorzy na scenie:

„- Jestem Berenika – odpowiada panna o wytwornym obejściu. – Córka zmarłego Epulona. Jak mogłeś wywnioskować z mej tuniki z rękawami, jestem dziewicą. Dziewicą w żałobie, co okażę, nie zwlekając, stosownym rytuałem. – I z tymi słowy drze rękawy tuniki i posypuje głowę garścią popiołu”.

Z drugiej strony jest przecież „Niezwykła podróż…” historią kryminalną, a umieszczenie jej w tak nietypowych realiach prowadzi do komicznego zderzenia tych dwóch światów: górnolotnego i wzniosłego, znanego z tekstów biblijnych oraz bliższego nam, charakterystycznego dla kultury masowej i seriali z zagadką i zbrodnią w tle,

„- Kiedy widziałaś swojego ukochanego ojca po raz ostatni?

– Gdy go balsamowano, gdyż jak zapewne wiesz, mimo rozpowszechnienia zwyczajów rzymskich, my, Żydzi, odrzucamy kremację.

– Czy mogłabyś opisać jego stan fizyczny? Czy na jego ciele widoczne były rany lub okaleczenia? Czy dostrzegłaś cięcia, zadrapania, krwiaki, ślady po ugryzieniu lub inne oznaki przemocy? Czy stawy jego były ruchome, czy nabrały już sztywności właściwej zwłokom niezłożonym w grobie?

– Zaprawdę, nasza rozmowa nie przynosi mi ulgi, jaką zapowiadałeś”.

Na kartach książki spotkamy jawnogrzesznicę, z której córką Jezus planuje w przyszłości wziąć ślub, oraz Łazarza („Jeśli posuniecie się o krok albo stawicie opór, dotknę was i przekażę moje infekcje i choroby!”). Do białej gorączki doprowadzi Pomponiusza uparty Józef, zgodnie z wolą Boga zachowujący „łagodną cierpliwość”:

„Przyjmowanie na siebie cudzych win nie jest cnotą i nie służy nikomu, Józefie. Kiedy człowiek niewinny umiera jak baranek ofiarny dla zbawienia innego człowieka, świat nie staje się przez to lepszy, a w dodatku przyzwyczaja się, że tak można. Przyznawanie bólowi właściwości terapeutycznych jest właściwe kulturom prymitywnym. Dlaczego pozwoliłeś się oskarżyć, skoro naprawdę jesteś niewinny?”

„Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa” Mendozy to skromna objętościowo perełka, będąca literacką zabawą i postmodernistyczną grą, wywracającą do góry nogami znaną historię (co gwarantuje dużo momentów acha! – patrz: Thomas C.Foster „Czytaj jak profesor”). Lekkie pióro i montypythonowskie poczucie humoru autora stanowią doskonałą odtrutkę na dni pochmurne jak fabuła powieści Dostojewskiego. Polecam z przyjemnością.