Nie wszystkie potwory czają się pod łóżkiem – niektóre paradują w środku dnia. Na szczęście nadchodzi era morfanta… Też nie macie pojęcia, kto to jest?

Ryan Calejo urodził się w rodzinie imigrantów w Miami, mieście nazywanym stolicą Ameryki Środkowej – i ten fakt jest bardzo istotny. Wykreowany przez niego bohater, nastolatek Charlie Hernández , posiada wielokulturowe korzenie: rodzina jego ojca to Meksykanie i Portugalczycy, mama jest Kubanką. W szkole chłopiec bywa wyśmiewany z powodu narodowości rodziców i koloru skóry: chociaż na Florydzie spędził całe życie, są tacy, którzy próbują mu udowodnić, że nie pochodzi stąd. Calejo wykreował takiego bohatera nieprzypadkowo: chciał zwrócić uwagę na to, jak ważną rolę w społeczeństwie odgrywa różnorodność kulturowa. Jego książka adresowana jest do wszystkich nastolatków, nie tylko białych Amerykanów i Europejczyków. Przyznam szczerze, że chyba po raz pierwszy spotkałam się z pozycją literatury młodzieżowej, która wprowadza czytelnika w świat mitologii latynoskiej – i to chyba najlepszy dowód na to, że wciąż lekceważymy tę kulturę i dyskryminujemy jej reprezentantów. Tymczasem latynoskie mity, niemal w ogóle u nas nieznane, są niezwykle ciekawe i pełne fantastycznych istot, o czym szybko się przekonacie podczas lektury tej powieści. Moim zdaniem to największy plus tej książki.

Mitologia ludów Ameryki Środkowej i Południowej pełna jest krwawych historii i upiornych postaci, kojarzących się bardziej z mrocznymi europejskimi baśniami niż z helleńskim bestiariuszem. O tym, jak niewiele o niej wiemy, niech świadczy fakt, że rozpoznałam tylko jedną, spopularyzowaną przez kiepski horror ( i jeden odcinek „Z archiuwm X”) postać: La Lloronę, Płaczącą Kobietę, która w szale zazdrości utopiła swoje dzieci, by zemścić się na zdradzającym ją mężu. Przerażająca zjawa, zwana również Płaczką, błąka się w okolicy rzek, stawów i strumyków, szukając swych pociech i nieprzerwanie lamentując.

„- La Llorona! – krzyknąłem ze zgrozą, szykując się, żeby wziąć nogi za pas, ale calaca złapał mnie za rękę i odwrócił do siebie.

– Ona jest ze mną, Charlie! To był jej pomysł, żeby ci pomóc!

Tym mnie powalił.

– Naprawdę?

– Tak, naprawdę! – załkała La Llorona, pociągając nosem, – Jesteś moim dzieciaczkiem! Jakżebym mogła pozwolić, żeby jakaś szalona bruja wyrwała ci serce i potem się nim pasła.

– Ale chyba zdaje pani sobie sprawę, że nie jestem jej prawdziwym synem – wyrwało mi się.

– Biologicznym nie. Ale przyznasz, że czujesz tę naszą unikatową więź matczyno-synowską?”

Wspomniany calaca to chodzący i gadający szkielet. Takie szkielety często spotkać możemy na fetach z okazji meksykańskiego Święta Zmarłych, ale niektóre z nich pełnią też funkcję przewoźników dusz – w przebraniu kostuchy przychodzą po tych, których czas na ziemi dobiegł końca. W postaci szkieletu odzianego w wytworną suknię pojawia się również La Calavera Catrina, meksykański symbol śmierci. Z folkloru salwadorskiego pochodzi El Justo Juez (Sędzia Sprawiedliwy). Madremonte to kolumbijska opiekunka gór i dżungli, uważana za personifikację przyrody. W całej Ameryce Południowej spotkać zaś można przypominające gobliny muki oraz gnomopodobne istoty zwane duende.

Charlie Hernández dobrze poznał latynoską mitologię: opowiadała mu o niej babcia. Rysowała też często różne potwory, aby w razie czego mógł je rozpoznać. Chłopiec nie wiedział, że babcia w tajemnicy przygotowywała go do zadań, którym już wkrótce będzie musiał sprostać. Charlie jest bowiem morfantem, zmiennokształtną istotą obdarzoną zdolnością częściowego przybierania postaci każdego gatunku zwierząt, jaki występuje na świecie. Morfant przychodzi na ziemię, by doprowadzić do rozejmu między Światem Żywych a Światem Zmarłych. La Mano Peluda – Włochata Ręka – zrobi wszystko, by unicestwić morfanta i przejąć władzę nad Światem Żywych. Przeciwstawia się jej tytułowa Liga Cieni (La Liga de Sombras), koalicja dobrych mitycznych istot, które od tysięcy lat toczą walkę ze Złem. Charlie musi wykorzystać całą swą wiedzę, by pozostać przy życiu i pokonać najsłynniejszą i najbardziej przerażającą wiedźmę w całej mitologii iberyjskiej.

„Charlie Hernández i Liga Cieni” Ryana Calejo to bardzo ciekawa propozycja dla nastoletniego czytelnika. Akcja toczy się wartko, tytułowy bohater z miejsca zyskuje naszą sympatię, a fantastyczne postacie z egzotycznej mitologii wywołują zaciekawienie i wprowadzają do książki powiew świeżości. Nie brakuje tu ani mrocznej atmosfery, ani humoru, ani nawet mądrego przesłania, które pozwolę sobie na koniec przytoczyć:

„To musiało trochę potrwać, ale na pewno wyciągnąłem z tego jakieś wnioski – pomiędzy chwilą, gdy najstraszliwsza jędza w dziejach świata próbowała mi wyrwać serce z piersi, a przebudzeniem w betonowym kraterze zorientowałem się, że to wszystko, co sprawia, że czujesz się dziwny, inny, nie taki, co doprowadza do rozpaczy, składa się na to, że jesteś sobą. Nie możesz temu kazać zniknąć – ani prośbą, ani groźbą. Ale kiedy zaakceptujesz siebie – wszystko w sobie (zwłaszcza swoją odmienność) – wreszcie możesz naprawdę być sobą. A to jest ważna rzecz. Cudowna rzecz”.