„Zemsta czarownicy” otwiera serię „Kroniki Wardstone” Josepha Delaney`a. Mnie kupiła ona świetnym klimatem, przepełnionym niesamowitością i grozą. Choć to pozycja skierowana do młodszych czytelników, spodoba się niejednemu dorosłemu.
„Kiedy zjawił się stracharz, na dworze zapadał już mrok. Miałem za sobą długi, ciężki dzień i nie mogłem doczekać się kolacji”.
Trzynastoletni Thomas Ward spędza swoje ostatnie chwile na farmie ojca. Zgodnie z tradycją gospodarstwo przejmie wkrótce najstarszy syn, a cała reszta musi sobie poszukać miejsca gdzie indziej. Wolą matki jest, by Thom został oddany do terminu stracharzowi. To ciężkie życie dla mężczyzny, a co dopiero dla młodego chłopca. Stracharz chroni gospodarstwa i wioski przed istotami krążącymi w ciemności, wiedzie życie niebezpieczne i samotne, ponieważ ludzie go unikają i wzywają tylko w razie potrzeby. Thom jednak ma szczególną umiejętność: jako siódmy syn siódmego syna dostrzega rzeczy, których nie widzą inni. Również po matce, tajemniczej kobiecie przybyłej z kraju za morzem, odziedziczył pewne talenty. Jest jej „darem dla Hrabstwa”, naturalnym przeciwnikiem Mroku.
„Poślubiłam twojego ojca, bo był siódmym synem i urodziłam mu sześciu synów po to, by mieć ciebie. Siedem razy siedem. Jesteś siódmy z siódmego i masz dar. Twojemu nowemu mistrzowi wciąż nie brak sił, lecz najlepsze czasy ma już za sobą i zbliża się jego koniec. Prawie sześćdziesiąt lat wędrował po gościńcach Hrabstwa, czyniąc swoją powinność, robiąc to, co zrobić trzeba. Wkrótce nadejdzie twoja kolej i jeśli ty tego nie zrobisz, to kto? Kto zajmie się zwykłymi ludźmi? Kto ich ochroni?”
Nadmienić powinnam, że zarówno Thomas jak i stracharz są mańkutami. Sama doskonale pamiętam czasy, gdy ludzi leworęcznych traktowano jak odmieńców, których należy „wyleczyć” – najlepiej przy pomocy twardej linijki albo rózgi.
„Ów fakt stanowił dla mnie źródło niezliczonych kłopotów w wioskowej szkole. Wezwano nawet miejscowego księdza, by mnie obejrzał – cały czas kręcił głową i powtarzał, że muszę z tym walczyć, nim będzie za późno. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Żaden z moich braci nie był leworęczny, podobnie jak ojciec, natomiast mama owszem i jakoś nigdy jej to nie przeszkadzało. Kiedy nauczyciel zagroził, że wybije to ze mnie rózgą i przywiązał mi pióro do prawej dłoni, zabrała mnie ze szkoły i od tygodnia uczyła w domu”.
Thomas opuszcza rodzinny dom, a jego próbna praktyka u stracharza ma wszelkie cechy obrzędu inicjacyjnego: chłopiec porzuca bezpieczne domowe ognisko i wędruje ze swym opiekunem, zostaje poddany licznym próbom, w trakcie których udowadnia swą przydatność i nabywa nowe umiejętności, spotyka się z przerażającymi wiedźmami, wykazuje się dobrocią i prawością charakteru, dzięki czemu zyskuje pomoc niezwykłych istot, doświadcza odosobnienia oraz staje w obliczu śmierci. To wszystko pomaga mu dojrzeć, przekroczyć symboliczny próg między dzieciństwem a dorosłością i odpowiednio przygotować się do nowej społecznej roli – a jest ona wyjątkowo niewdzięczna.
„Nie zawierzamy człowiekowi ni zwierzęciu, sami idziemy tam, gdzie nas potrzebują. Polegaj na swych własnych nogach, one nigdy cię nie zawiodą”.
„Zemsta czarownicy” jest niezwykle klimatyczna, mroczna i nastrojowa. To jej największy atut. Spójrzmy choćby na kapitalną scenę przedstawiającą przybycie do Horshaw, przygnębiającej wioski, w której Thomas zostaje poddany pierwszej próbie:
„Dotarliśmy do Horshaw, akurat gdy w dali odezwał się dzwon kościelny. Była siódma wieczór, na dworze robiło się już ciemno. Gęsta mżawka niesiona wiatrem atakowała nasze twarze, lecz pozostało jeszcze dość światła, bym stwierdził, że nie jest to miejsce, w którym chciałbym zamieszkać i chętnie uniknąłbym nawet krótkiej wizyty. Horshaw było czarną plamą na tle zielonych pól, ponurą, brzydką wsią złożoną z dwóch tuzinów uliczek zabudowanych posępnymi, przylegającymi do siebie kamienicami, skupionymi na południowym zboczu mokrego, szarego wzgórza. W całej okolicy roiło się od kopalni, a Horshaw leżało w samym ich centrum”.
Sugestywnym opisom towarzyszą liczne sceny grozy, a niektóre z nich mogą młodego czytelnika porządnie wystraszyć. Zło jest tu naprawdę paskudne i odstręczające: Delaney posługuje się stylistką bliższą raczej filmowym horrorom niż bajkom dla dzieci. Nic dziwnego, że książką zainteresował się przemysł filmowy: „Zemsta czarownicy” doczekała się ekranizacji w 2014 roku (pod tytułem „Siódmy syn”). Film dobrze oddaje mroczny nastrój oryginału i chyba tylko przez jakąś monstrualną pomyłkę zaliczany jest do kina „familijnego”. Książkę Delaney`a polecam wszystkim wielbicielom mrocznych historii – zapewniam, że utoniecie w niej po uszy.
Dodaj komentarz