Połączenie „Hobbita” z „Mission: Impossible”- wstrząśnięte i zmieszane.


„Jakże opisać Artemisa Fowla? Próbowali tego rozmaici psychiatrzy, lecz bez skutku. Główną przeszkodą jest inteligencja Artemisa. Kpi z każdego podsuniętego mu testu”.

Artemis Fowl to latorośl europejskiego władcy przestępczego podziemia, cudowne dziecko, które poświęciło się knuciu zbrodniczych spisków w celu odzyskania rodzinnej fortuny, i pierwszy na świecie złodziej międzygatunkowy. Dwunastoletni.

Panicz Artuś, pozbawiony opieki dorosłych (tata zaginął, mamie odjęło rozum), wykorzystuje swoją pozycję i środki, żeby łamać prawo. Do pomocy ma Eurazjatę Butlera (taki rodzinny Igor, tyle że znacznie lepiej zbudowany) oraz jego młodszą siostrę Julię. Blady nastolatek jest mózgiem każdej operacji – polecenia wydaje głosem władczym i dobitnym, ale trzeba przyznać, że to strateg doskonały, a jego geniusz nie uznaje żadnych granic: w pierwszej części cyklu zamierza wykiwać wróżki.

W tym właśnie momencie młodzieżowa sensacja zostaje pożeniona z fantasy. Artemis Fowl Drugi, kandydat na przyszłego antagonistę Jamesa Bonda, ugania się po całym świecie za Dzwoneczkami, nadal bowiem zachowuje dziecinną wiarę w czary, „zakłóconą przez całkiem dorosłą chęć użycia magicznych mocy dla zysku”. Sposobami znanymi nam z jakiegoś „Mission Impossible” pozyskuje unikatową Księgę Wróżek, następnie rozszyfrowuje język elfów w czasie krótszym od tego, którego ja potrzebowałam do zrozumienia instrukcji obsługi pralki, a na koniec porywa przedstawicielkę Małego Ludu w celu zażądania godziwego okupu.

Ofiarą Artemisa pada Holly Nieduża, prawnuczka samego Kupidyna (stąd klasyczny rzymski nos) i jednocześnie pierwsza kobieta w historii SKRZAT – Specjalnego Korpusu Rozpoznawczego do ZAdań Tajemnych (elitarna jednostka Sił Krasnoludzkiego Reagowania). Na ratunek Niedużej wyrusza sam kapitan Bulwa, wspomagany przez supernowoczesną technikę supernerda Ogierka (fauna i przyjaciela Holly). Grupę tych oryginalnych postaci domyka Mierzwa, krasnal kleptoman.

Eoin Colfer stworzył książkę wciągającą, zabawną, naładowaną akcją, zgrabnie łączącą sensację z tradycyjną irlandzką baśnią. Do rozmaitych technologii i wynalazków trzeba tu jednak podejść jak do każdego bondowskiego filmu – z wyrozumiałym przymrużeniem oka. Wielbiciele Dzwoneczka i Legolasa mogą doświadczyć małego wstrząsu: elfom w świecie Colfera ostały się tylko spiczaste uszy – zwiewne ciuszki i pląsy pełne gracji zastąpiły solidne mundury oraz maniery komandosów. Od ludzi odróżniają ich: niski wzrost, czarodziejskie moce, które trzeba co jakiś czas podładować, długowieczność oraz stosunek do Ziemi.


„Ludzie Błota niszczyli wszystko, co napotkali. Oczywiście, nie mieszkali już w błocie. A przynajmniej nie w tym kraju. O, nie – mieli wielkie wymyślne siedziby, a w nich pokoje do wszystkiego, do spania, do jedzenia, a nawet pokoje, w których się załatwiali! Wewnątrz domu! Holly wzdrygnęła się. Coś podobnego, załatwiać się we własnym domu! Obrzydliwość! Jedyną zaletą korzystania z toalety było to, że minerały powracały do ziemi, ale Błotni Ludzie zapaskudzili nawet tę… substancję, dodając do niej rozmaite niebieskie chemikalia. Gdyby ktoś powiedział jej sto lat temu, że ludzie usuną nawóz z nawozu, uznałaby, że powinien przewietrzyć sobie mózg”.

Mieszkańcy metropolii Oaza City, ukrytej we wnętrzu Ziemi, dzielą natomiast z nami typowo ludzkie przywary: kradną, wywołują burdy, blokują ruch, przeklinają, walczą o stołki, nadyma ich władza, dyskryminują kobiety i wykorzystują układy.


„W drzwiach posterunku SKR tłoczyli się protestujący. Wojna gangów między krasnoludami i goblinami wybuchła na nowo i każdego ranka hordy rozwścieczonych rodziców domagały się zwolnienia swych niewinnych latorośli. Holly parsknęła; w życiu nie spotkała niewinnego goblina. Zajmowały już wszystkie cele, gdzie ryczały plemienne pieśni i rzucały w siebie kulami ognia”.

Moją sympatię zdobyli kapitan Bulwa i Mierzwa Grzebaczek, postacie iście Pratchettowskie. I chociażby dla nich warto po „Artemisa Fowla” sięgnąć.