Grunt pali się wam pod nogami? Zmiany klimatyczne wywołują zjawiska, zagrażające waszemu bezpieczeństwu? Wskakujcie na pokład – są inne układy i planety, których jeszcze nie zdążyliśmy rozwalić.

W XXVII. wieku ludzie są już na Marsie i na Merkurym – razem ze swoimi konfliktami. Państwa zrzeszone pod egidą ONZ-etu i Chiny rozdzieliły między siebie sponiewieraną Ziemię, a także przestrzeń Układu Słonecznego. Chiny roztoczyły panowanie nad wszystkim, co znajdowało się na zewnątrz od orbity ziemskiej, ale to ONZ ma dostęp do złóż tajemniczych ziaren, odkrytych na Merkurym. Dla ludzkości to wystarczający powód, by doprowadzić do kolejnego konfliktu, mimo że nasza planeta jeszcze nie podniosła się po poprzednich. Oblicze globu wciąż ulega przeobrażeniom „w następstwie anomalii pogodowych i gigantycznych wstrząsów z poprzedniego wieku”. Po zniknięciu lodowców w głębi lądów przestał padać deszcz, dlatego ludzie musieli porzucić obszary położone na średnich wysokościach i przenieść się na dawniej niedostępne tereny. W epoce bohaterów uruchomiono gigantyczne programy naprawcze, którym daleko do wejścia w ostatnie stadium. Eksperymentowano również z długowiecznością: receptą na przeludnienie miało być zamrażanie ludzi w wielkich plastrach pod lodami Antarktydy. Reliktem tego pokolenia jest Yuri – „zamarzlak”, który w kapsule kriogenicznej przespał ekspansję rodzaju ludzkiego w Układzie Słonecznym, a obecnie razem z innymi przymusowymi kolonistami z łapanki podróżuje do świata Proximy Centauri, będącego dla ludzkości nadzieją na przetrwanie.


„Kolonizacja planety w obcym układzie słonecznym! Marzenie ludzkości od zarania dziejów i oto proszę, zaczynamy. Zaczynacie. Ile wspaniałych wyzwań przed wami… Są również minusy życia w pobliżu czerwonego karła takiego jak Proxima, nie przeczę. To gwiazda z rozbłyskami, dobrze o tym wiecie”.

Kolonizacja nowej planety wygląda mniej więcej tak jak wszystkie podboje w historii ludzkości. Niewielu próbuje poznać i zrozumieć miejscowe formy życia: łatwiej je po prostu wyrżnąć, by zrobić miejsce dla siebie. W taki sam sposób należy pozbyć się rywali – wszak liczba kobiet jest mocno ograniczona. Ludzka głupota i krótkowzroczność są tak potężne, że niektóre grupy posuwają się nawet do zniszczenia autonomicznych jednostek kolonizacyjnych, przydzielonych im do pomocy.



„- Chcę poznać was lepiej, żeby wam lepiej służyć. Jestem waszym lekarzem i przewodnikiem, kiedyś będę nauczycielem waszych dzieci. Moim obowiązkiem jest interesować się wami. A także interesować się tutejszymi formami życia.
– I tym, jak je stąd wysiudać, żeby zrobić miejsce dla ziemniaków”.

Tymczasem na Merkurym trwają badania nad naturą wysokoenergetycznych ziaren, źródła gigantycznej energii, którą można czerpać „jak wodę z kranu”: „Ale jest to, mimo wszystko, cholerny zbieg okoliczności, że znajdujemy te rzeczy, kiedy są nam najbardziej potrzebne…” Czy pojawienie się ziaren to rzeczywiście tylko zbieg okoliczności? Odkrycie tajemniczego Włazu, niewątpliwie dzieła obcej inteligencji, zdaje się temu zaprzeczać. Groźne rdzeniowe jednostki sztucznej inteligencji skłaniają się ku teorii, że ktoś próbuje manipulować ludzkością, być może po to, by sprowokować kolejny bratobójczy konflikt.


„Wojna jest wilkiem, który nęka ludzkość od czasów, gdy nasi przodkowie zeszli z drzew. Ja i spokrewnione ze mną jednostki rdzeniowe ciężko pracujemy, przeważnie zakulisowo, najczęściej poprzez sterowanie agencjami takimi jak ONZ czy komisje rządowe Wielkiej Chińskiej Struktury Gospodarczej, żeby poskromić wilka wojny słowami i traktatami.
Jednak teraz jesteśmy cywilizacją międzyplanetarną. Ten wilk, gdyby uwolnił się z więzów, gdyby zwęszył okazję, mógłby zniszczyć całe światy. I mógłby to zrobić, nawet gdybyśmy nie znaleźli tych waszych ziaren… Ale ziarna istnieją, więc musimy brać pod uwagę dodatkowy czynnik, nowe niepewne ogniwo. Jakże dziwne odkrycie w samym sercu Układu Słonecznego: ziarna i Właz prowadzący donikąd, a w zasadzie tutaj, do niedbale zmienionej rzeczywistości. Któż potężny osadził te ziarna i stworzył Właz? Któż potężny majstruje przy naszej historii? Kim jest? Czego chce? Jak z nim pertraktować? Samo istnienie tych obcych zabawek jest przyczyną destabilizacji, z pewnością to widzicie. Im więcej wiemy o ich sile, tym bardziej destabilizują”.

„Proxima” Stephena Baxtera to nie tylko wciągająca opowieść science fiction o międzygwiezdnych podróżach i kolonizacji nowych światów. To przede wszystkim smutne, pozbawione złudzeń spojrzenie na poczynania ludzkości, która w przyszłości ani nie zmądrzeje, ani się nie opamięta. Będzie popełniała te same błędy, tyle że na większą skalę, niszcząc już nie tylko regiony czy kraje, ale całe planety. Skłócona i podzielona Ziemia, podcinająca gałąź, na której siedzi, będzie łatwym celem dla konstruktorów Włazu, którzy muszą tylko podsycić konflikt i cierpliwie poczekać, aż ludzie sami się usmażą.



„- Spuścili ze smyczy wilki wojny. My, ludzkość, staraliśmy się ją powstrzymać słowami i traktatami. Na próżno. I teraz mamy to.
– Oni czyli kto?
– Budowniczowie Włazów. Któż by inny?”

Stephen Baxter potwierdza w „Proximie” diagnozę, którą w opowiadaniu „Wesele w Atomicach” postawił ludzkości Sławomir Mrożek: być może technika stoi u nas wysoko, ale my, ludzie, wciąż jesteśmy prymitywnymi burakami.