„Medium ma w życiu przerąbane.
Medium, które nie chce być medium, ma przerąbane w dwójnasób”.

Czuję się w obowiązku zaznaczyć, że nie jestem fanką opowieści o młodych, pyskatych, obdarzonych magicznymi talentami dziewojach, koło których – obok kłopotów – krąży zwykle jakiś przystojniak (albo trzech). Mam przesyt tego rodzaju fabuł, średnio bawi mnie ich tak zwany humor, nudzi przewidywalny rozwój akcji, a na wątek romansowy reaguję alergicznie. W „Szamance od umarlaków” Martyny Raduchowskiej przystojny brunet pojawia się na szczęście dopiero w ostatnich rozdziałach, jednak zasadniczo nie zmienia to faktu, że książka reprezentuje ten nurt fantasy, do którego wielbicielek ja się nie zaliczam.

Mamy więc główną bohaterkę, dziewiętnastoletnią Idę, która buntuje się przeciwko rodzicom, czarodziejom z wielkiego i szanowanego rodu, gdyż bardziej od kariery medium marzą jej się studia psychologiczne. Dziewczyna ucieka więc z domu, który gwarantował jej ochronę, i natychmiast zaczyna przyciągać kłopoty – to znaczy trupy. Przed popadnięciem w obłęd ratuje ją ciotka Tekla, moim zdaniem najciekawsza postać w książce. Ida przechodzi przyspieszone szkolenie pod okiem ciotki, odkrywając stopniowo swoje powołanie: jest bowiem nie tylko medium, ale też banshee, szamanką od umarlaków i Bóg wie, kim jeszcze. Zanim książka dobiegnie końca i nasza bohaterka zasili szeregi WON-u, dołączy do niej granatowe skrzyżowanie przerośniętego kota z gremlinem (łapacz snów) i harpia Joanna, na przemian wyjąca jak potępieniec i spalająca się w piekielnym ogniu.

„Szamanka od umarlaków” to książka, która spodoba się wielbicielom cyklu o Nikicie Anety Jadowskiej i serii o Wiktorii Biankowskiej Katarzyny Bereniki Miszczuk. Podobnie jak wspomniane pozycje lansuje bohaterkę zbuntowaną i niezależną (czytaj: warczącą na wszystkich), pretendującą do miana silnej kobiety, ale przejawiającą raczej mentalność pryszczatej nastolatki. Pomimo starć z mocami znacznie przekraczającymi jej świeżo nabyte umiejętności, bohaterka tego typu zawsze wychodzi z opresji zwycięsko, kopiąc dupy na lewo i prawo (w końcu jest się ulubienicą autorki). Niczym magnes przyciąga do siebie najprzystojniejszych facetów w okolicy, którzy w jej obecności zmieniają się z twardzieli w troskliwe niańki. Do tego wszystkiego jej moce ewoluują równie nieprzewidzianie i spektakularnie jak gatunki w „Spore”. Kto lubi ten rodzaj fantasy, będzie „Szamanką od umarlaków” zachwycony.