Legendarnego kapitana Vimesa z Nocnej Straży poznajemy w niefortunnych okolicznościach, gdy pod wpływem … yyy… przestrzennego zagubienia wpada do rynsztoka. Pocieszający jest fakt, że gorzej już nie będzie – bo gorzej być chyba nie może.

„Słońce wzeszło wyżej, tocząc się przez opary i dym niby zerwany balon. Oddział straży siedział w cieniu komina, czekał i na różne sposoby zabijał czas. Nobby w zadumie badał zawartość dziurki w nosie, Marchewa pisał list do domu, a sierżant Colon się martwił.”

Najwyższy Wielki Mistrz Świetlistego Bractwa Hebanowej Nocy ma czarną duszę i bardzo niecne zamiary: wykorzystuje bystrych inaczej członków bractwa, by obalić Patrycjusza i posadzić na tronie swoją marionetkę, rzekomego potomka morporskiej dynastii. Zgodnie z tradycją potomek powinien się zjawić, gdy królestwo będzie w potrzebie i tę potrzebę Wielki Mistrz zamierza sprokurować, posługując się wykradzioną z Niewidocznego Uniwersytetu księgą, pozwalającą przywołać smoki.

„- Chce pan powiedzieć – odezwał się skrytobójca – że mamy tu do czynienia z pierwszym smokiem miejskim?

– Przykład działania ewolucji. – Mag z zadowoleniem pokiwał głową. – Powinien dobrze sobie radzić – dodał. – Wiele dobrych miejsc na gniazda i więcej niż wystarczające rezerwy pożywienia.

Odpowiedziało mu milczenie. Przerwał je kupiec.

– A co właściwie one jedzą?

Złodziej wzruszył ramionami.

– Pamiętam chyba opowieści o dziewicach przykutych do skał…

– W takim razie zdechnie tu z głodu – stwierdził skrytobójca.”

W tym samym czasie do miasta zmierza imponujący klon Schwarzeneggera: ma znamię, miecz przekazany w tajemniczych okolicznościach i w ogóle wszystko, czego potrzebuje zaginiony następca tronu.

„Ten młody człowiek nazywany jest Marchewą. Nie z powodu włosów, które ojciec zawsze ścinał mu krótko dla Higieny. To z powodu jego sylwetki – szerokiej u góry, zwężającej się ku dołowi; taką sylwetkę zyskuje chłopiec dzięki zdrowemu trybowi życia, pożywnemu jedzeniu i świeżemu górskiemu powietrzu potężnymi porcjami wciąganemu do płuc. Kiedy napina mięśnie ramion, inne mięśnie muszą się najpierw odsunąć.”

Nie tylko górskie powietrze dało Marchewie tak imponującą sylwetkę. Pomogło też dorastanie w kopalni złota u krasnoludów. Zaadoptowali oni znalezione w lesie dziecko i wychowywali jak własne do czasu, gdy sufit zrobił się dla niego za niski (a rodzice Blaszki Skałokruszówny poczuli się poważnie zaniepokojeni). Przybrany ojciec zdecydował, że wyśle Marchewę do miasta, by podjął chlubną służbę w Miejskiej Straży i poznał życie na powierzchni.

„Zawsze wiedział, że jest inny. Na przykład bardziej posiniaczony. Aż raz stanął przed nim ojciec (a sięgał mu do pasa) i powiedział, że Marchewa naprawdę nie jest – jak zawsze wierzył – krasnoludem.

To straszne, w wieku prawie szesnastu lat odkryć, że należy się do niewłaściwego gatunku.

– Nie chcieliśmy ci wcześniej mówić, synu – rzekł ojciec. – Mieliśmy nadzieję, że z tego wyrośniesz.

– Z czego wyrosnę? – zdziwił się Marchewa.

– Z rośnięcia.”

Po przybyciu do Ankh-Morpork naiwny, uczciwy i sympatyczny chłopak trafia na Mroki (najbardziej niebezpieczna dzielnica w mieście) i znajduje sobie lokum u miłej pani Palm, opiekującej się licznymi córkami (właścicielka domu schadzek). Karierę strażnika rozpoczyna od wkroczenia w biały dzień do Gildii Złodziei, nakazując jej członkom powrót na drogę cnoty. Awanturujące się w karczmie krasnoludy przywołuje do porządku porywającym kazaniem, próbuje wlepić mandat samemu Patrycjuszowi (za prawe przednie koło w powozie) oraz przyczynia się do pierwszej w Świecie Dysku śmierci przez metaforę.

„- Rzućcie mu przepisami, Marchewa.

– Tak jest, sir.

Vimes zbyt późno sobie przypomniał: krasnoludy słabo pojmują metafory. Mają za to niezwykle celne oko.

Prawa i Przepisy Porządkowe miast Ankh i Morpork trafiły sekretarza w sam środek czoła.”

Nocna Straż składa się zaledwie z czterech osób (razem z Marchewą), ale są to postacie tak charakterystyczne i niepowtarzalne, że szybko stają się naszymi ulubieńcami. Korpulentny sierżant Fryderyk Colon, niski i cyniczny kapral Nobby Nobbs oraz „chudy, nieogolony zbiór złych nawyków”, czyli kapitan Samuel Vimes tworzą oryginalny zespół i co chwilę wywołują salwy śmiechu (zwłaszcza Colon w duecie z Nobbsem). Z powieści „Straż! Straż!” dowiemy się nieco więcej o Patrycjuszu, mistrzu manipulacji i ucinania konwersacji („Nie pozwól mi cię zatrzymywać”, „Nie wahaj się, gdybyś chciał wyjść”). Poznamy bliżej bardzo nietypową arystokratkę lady Sybil Ramkin (miłośniczkę smoków i przyszłą żonę Vimesa), sympatycznego smoczego malucha Errola oraz kolejną charakterystyczną postać cyklu – Gardło Sobie Podrzynam Dibblera, ulicznego handlarza.

Cykl o Straży Miejskiej, który otwiera recenzowana powieść, cieszy się największą sympatią czytelników, a sam Terry Pratchett uważał go za klejnot w koronie Świata Dysku. „Straż! Straż!” możecie brać w ciemno i Bob jest waszym wujem.