„Drzewa nie są jednakowe, mają cechy osobnicze, trzeba się tylko przyjrzeć. Ale my dzisiaj niczego nie zauważamy.”

Lechosław Herz

Czym jest podróżowanie? Masową turystyką ukierunkowaną na Rzym, Paryż i Zakopane? Odhaczaniem kolejnych charakterystycznych punktów na mapie świata? Zdaniem Adama Robińskiego bliski – być może najbliższy – prawdy o podróżowaniu był Francuz Xavier de Maistre, autor dwóch zaskakujących książek: Podróży dookoła mej sypialni i Nocnej wyprawy dookoła mojej sypialni. Ekspedycje te nie wymagały kupna biletów, rezerwacji lotów i noclegów, odpowiedniej odzieży, sprzętu, tragarzy, przewodników. Wymagały natomiast czegoś, czego kupić nie można: uważności i wyobraźni. Xavier de Maistre udowodnił swoimi podróżami pokojowymi, że każdy człowiek ma prawo do wielkich odkryć i nie trzeba kosztownych wypraw do najdalszych zakątków świata, by zaznać przyjemności związanej z eksploracją. Mnóstwo ciekawych rzeczy mamy pod samym nosem. W rozdziale poświęconym temu urodzonemu romantykowi i namiętnemu czytelnikowi Alain de Botton przytacza taką jego wypowiedź (Alain de Botton „Sztuka podróżowania”):

„Miliony ludzi, którzy dotąd nie ośmielali się wyprawić w podróż; inni, którzy nie mieli po temu funduszy; i jeszcze liczniejsi, którym nie przyszło to nawet do głowy, będą teraz mogli pójść za moim przykładem – wyjaśniał Xavier, czyniąc przygotowania do swojej wyprawy. – Najbardziej nawet opieszałym zabraknie odtąd powodu, by wzdragać się przed udaniem się na poszukiwanie przyjemności, których znalezienie nie będzie ich kosztowało ani pieniędzy, ani wysiłku.”

Xavier de Maistre eksplorował własną sypialnię. Werner Herzog, jeden z najwybitniejszych niemieckich reżyserów, szwendał się z plecakiem po prowincjonalnych drogach, uznając chodzenie za „jedyny słuszny sposób obcowania z krajobrazem”. Te dwa podejścia do podróży bliskie są Adamowi Robińskiemu, który od Francuza wziął otwartość na nowe, nieoczywiste wrażenia i umiejętność dostrzegania egzotyki w znanym krajobrazie, a od Niemca pokorę, poczucie humoru i uważność wytrwałego piechura.

„Żeby iść przed siebie, potrzeba tylko oczu. Możesz kroczyć, nie posiadając nóg, ale jeśli się nie rozglądasz, wędrówka będzie tylko powolnym przemieszczaniem się w przestrzeni.”

„Hajstry. Krajobraz bocznych dróg” to książka o krajoznawstwie, która ma potwierdzić tezę Mieczysława Orłowicza, że nie wszystko jeszcze zostało odkryte, udostępnione czy opisane. Ta wciąż niezaspokojona ciekawość świata, wielokrotnie już przecież przemierzonego, i nieustająca gotowość do eksploracji cechuje również Alastaira Bonnetta, autora „Poza mapą”. O ile jednak Bonnett hula sobie po całym globusie, Adam Robiński za cel obiera Polskę, wędrując na piechotę po jej mniej znanych drogach i dróżkach niczym Pyza, tytułowa bohaterka książki Hanny Januszewskiej.

Oglądamy więc z Robińskim Pulwy w śniegu i ptaki w Pulwie, gubimy się – przy pomocy lisa – w samym środku Mazowsza, odwiedzamy rezerwat w Zaborowie Leśnym, Pustynię Błędowską, Polesie Wołyńskie, Karkonosze i Lubuskie. Teksty z pogranicza reportażu i eseju przedstawiają miejsca leżące poza turystycznymi szlakami oraz sylwetki ludzi, którzy z tymi miejscami byli związani. Są to najczęściej postacie historyczne, gdyż współcześni ignorują zazwyczaj polską przyrodę i rodzime krajobrazy, szukając atrakcji wszędzie, tylko nie u siebie. Oprócz historii sporo u Robińskiego różnych innych, czasem bardzo egzotycznych nauk (odonatologia na przykład), co momentami wywoływało moją frustrację – fascynująca lektura bywała miejscami zbyt hermetyczna dla laika, który o lesie wie tyle, że jest dla życia kluczowy i można w nim złapać kleszcza. W żadnym jednak wypadku nie jest to minus książki – winą za ten czytelniczy dyskomfort obarczam li tylko własną ignorancję.

Na uwagę zasługuje również język utworu, czasem zdominowany przez naukowe lub żargonowe określenia, częściej jednak swobodny, bliski gawędzie i bardzo poetycki. Jesienne chmury „gnają na łeb na szyję po oklapłym nieboskłonie”, po południu „zbijając się w zakalec”. Nad Pustynią Błędowską delikatny wiatr „goni paski chmur” ponad „bąblami terenu”. Rozległa nizina oblepiona kożuszkiem smogu wygląda „jak skalp ściągnięty z piłki biedrony: rdzawe połacie lasu zszyte z plackami bieli”. Ważka przypomina „zawieszoną na nitce pęsetę” i lata jak statek kosmiczny. Topole to „dendrologiczne kujony, zawsze pierwsze, zawsze najszybsze”, Mazowsze jest tak płaskie, że „ze szczytu drabiny widać Kieleckie”, a w „Lubuskiem nie ma co liczyć na nic poza sosną.” Pięknie się to czyta, a w sercu samoistnie rodzi się zachwyt nad urodą tego kraju, zachwyt zdrowy i autentyczny, o jakim pomarzyć mogą specjaliści od propagandy, którzy patriotyzm mylą z nacjonalizmem.

„Hajstry. Krajobraz bocznych dróg” Adama Robińskiego to opowieść o najpiękniejszej stronie Polski: o jej bogatej przyrodzie i różnorodnych krajobrazach. To również gawęda o niezwykłych ludziach, a także bardzo dziś potrzebne przypomnienie wciąż nieprzyswojonej lekcji: cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie.