„Rio Anaconda” to książka wyjątkowa, wyróżniająca się na tle literatury podróżniczej nastrojem tajemnicy i niesamowitości.

Nie jest typową relacją z podróży, lecz raczej fascynującą Opowieścią o spotkaniu z ostatnimi wolnymi Indianami i ich kulturą. Przede wszystkim jednak „Rio Anaconda” to historia przyjaźni białego człowieka z ostatnim szamanem plemienia Carapana: zabawna, wzruszająca, przejmująca i niezwykła.

Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek inny mógł lepiej opowiedzieć tę historię. Wojciech Cejrowski posiada wszystkie cechy, które predestynują go do tej roli: talent gawędziarza, wiedzę o egzotycznym świecie, poczucie humoru, szacunek dla Innego, zmysł obserwacji, dociekliwość, wytrwałość, otwarty umysł i serce oraz… wytrzymały żołądek.

„Rio Anaconda” to przepiękny literacki portret szamana plemienia Carapana, Czarownika przedstawionego jako Angelino (Anielec), z którym Cejrowski się zaprzyjaźnił. Odbyli wiele rozmów, mimo iż hiszpański szamana był równie zamaszysty, co koślawy. W języku carapana Czarownik to pamiętający-wszystkie-wioski… w-przód-i-wstecz. Szaman bowiem zna całą historię, ale zna też przyszłość. Zostaje nim osoba najbardziej bystra, ciekawska, głodna wiedzy – i taki właśnie jest Angelino, mistrz sztuk wielu: poeta, filozof, medyk, wynalazca.

„Ulubioną formą literacką Angelino była banialuka. Stosował ją do wszystkiego, przez co prawda brzmiała w jego ustach jak konfabulacja, kłamstwo też jak konfabulacja, a prawdziwa konfabulacja najwiarygodniej z tych trzech.”

Angelino nie uważał się za prawdziwego Czarownika, chociaż posiadał dar Dotyku, umiał przywołać rój os, wykazywał się wiedzą i licznymi umiejętnościami. Jednakże Stary Człowiek, który wybrał go na swego następcę, odszedł na Dzikie Ziemie, zanim zdążył go wprowadzić, przekazać prawdziwą Wiedzę. Dlatego Angelino prosi białego przyjaciela, by szukał śladów Starego Człowieka albo innego prawdziwego Czarownika, nauczyciela. I Cejrowski obietnicę spełnia. Za trzecią kataraktą, na Dzikich Ziemiach, odnajduje Czarownika – i z nim również się zaprzyjaźnia. Fascynujące są ich rozmowy, odbywane najczęściej podczas moczenia pięt w rzece, podobnie jak fascynują umiejętności szamana, które Cejrowski stopniowo odkrywa. Fascynują i wywołują niepokój. Racjonalny umysł współczesnego czytelnika wzbrania się przed zaakceptowaniem takich niewiarygodnych rewelacji jak choćby fakt, że Indianie potrafią posługiwać się telepatią, „mawianiem do serca”.

„Później myślałem, dla niego, o wielu innych rzeczach – przedmiotach, zjawiskach, ludziach… – a szaman czytał mi to wszystko z serca i głowy. Był zafascynowany nowościami.

Niekiedy wymienialiśmy kilka słów na głos, ale najczęściej panowała między nami cisza. Pełna myśli. Co kilka chwil szaman zadziwiony czymś, co zobaczył, wzdychał albo pokrzykiwał: Ha! Wpatrywał się w moje myśli z wypiekami na twarzy. Przypominał dziecko, które po raz pierwszy zabrano do kina. A ja czułem się coraz bardziej idiotycznie – jak projektor.”

Autor reportażu pragnie poznać i zrozumieć świat dzikich plemion, zanim one przestaną istnieć. A co do tego, że przestaną, nie ma najmniejszych wątpliwości.

„Ostatni ludzie puszczy znikają z naszej planety zadeptywani buciorami cywilizacji i może w tej chwili ostatnia na świecie grupa wolnych Indian wychodzi na dymiące karczowisko w dżungli i prosi o swoje pierwsze majtki.

Wkrótce ślad po nich zaginie.”

Co pozostanie? Jedynie Opowieści. Mieliśmy dużo szczęścia, że jedną z nich spisał właśnie Wojciech Cejrowski.