“Kozy nigdy nie są winne. Mamy kozła ofiarnego, który zawsze jest wszystkiemu winien, ale nikt go nie zna.”

Owce z Glenkill po raz kolejny skradły moje serce. To przesympatyczne, wzruszające kłębuchy wełny, które mogą znacząco wpłynąć na wzrost popularności pasterstwa.  Ale te kozy!… No naprawdę. Kozy były totalnie odjechane.

Zacznijmy od tego, że owce postawiły na swoim. I to był ich pierwszy triumf. Miały zapisane w testamencie, że pojadą do Europy? Miały. Należało im się? Jak psu kość. Toteż pojechały. Żegnajcie, zielone pastwiska Irlandii, witaj, słodka Francjo! I Rebeko, córko George`a, nowa pasterko. I matko Rebeki, która palisz garnki na zmianę z papierosami i wróżysz z kart w przyczepie na francuskim pastwisku. Chwileczkę… na pewno francuskim? Nie chodzi nawet o to, że Biały Wieloryb zeżarł po drodze mapę: język się zgadza. Ale klimat? Zamiast malowniczych winnic i nastrojowych chansons d`amour jakieś kadry rodem ze skandynawskich kryminałów: surowy, pokryty śniegiem pejzaż, obramowany ścianą niepokojącego lasu; przedziwny zamek, będący do niedawna szpitalem dla wariatów; samotna przyczepa Rebeki; konfundujące meble, rozrzucone po pastwisku, w tym ogromna szafa na lwich łapach… no i kozy. Wszystkie zdrowo stuknięte.

Zmieniły się również pastwiskowe lektury: teraz to opowieści o „Milczeniu owiec” oraz „Lew, czarownica i stara szafa” Lewisa (wspominałam o szafie pod dębem?). Aż dreszczyk człowieka przechodzi. Odrealnione to i pokręcone niczym odcinki „Twin Peaks”. Autentycznie martwimy się o nasze owce, zainstalowane w tym niesympatycznym krajobrazie. Dodatkowo w okolicy kręci się różne szemrane towarzystwo. Plotki mówią też o grasującym tu od lat tajemniczym potworze zwanym Garou – wilkołaku, który rozszarpuje sarny, a przypuszczalnie również owce i ludzi. Panna Maple będzie miała o czym myśleć. My również.

„-Musimy się dowiedzieć, w kim chowa się wilk!

-Dlaczego? – zameczała Wrzosowata.

-Dlaczego? – chórem zameczały pozostałe owce.

-Żeby móc uciekać we właściwym kierunku!”

Strach pada na ludzi, ale przemyślne owce z Glenkill nie zamierzają bezczynnie czekać na pożarcie. Przed wilkołakiem ochroni je sreberko, nadziane na krzak oraz wspólnie ustalony Plan. Niejeden zresztą. Umiejętności kreatywnego planowania mógłby im pozazdrościć wojskowy strateg.

„A gdy już wszyscy uznali, że najmądrzejsza owca w stadzie zasnęła, ona otworzyła oczy, a jej spojrzenie było świeże i pełne życia. Bardzo zdecydowane.

-Mam plan! – oznajmiła.

-Czy ten plan ma jakieś haki? – zapytała Wrzosowata nieufnie. – Tak jak plan z zamkiem cyfrowym?

Owce spojrzały na Pannę Maple pytająco. Plan z zamkiem szyfrowym nie przyniósł szczególnych rezultatów.

-Nie – powiedziała Panna Maple. – Nie ma żadnego haka. Ale ma kozę. Co najmniej jedną.

-Co jedna koza może zrobić wilkowi? – zapytała Matylda.

-Może mu śmierdzieć – lakonicznie zauważyła Zora.”

„Triumf owiec” – jak przystało na thriller – ma mroczniejszy klimat, ale utrzymuje poziom części pierwszej, nie tracąc żadnej ze swych zalet. Niezmiennie bawi nas sposób rozumowania owiec oraz ich wnioski z obserwacji ludzi („Branie prysznica było dziwacznym procesem, w trakcie którego naturalne zapachy zastępowano sztucznymi”). Podziwu godna jest solidarność stada. Wzrusza determinacja, z jaką owce próbują ochronić siebie i nieporadną (w ich mniemaniu) Rebekę. Każdy z wełnistych czworonogów posiada niepowtarzalny, indywidualny charakter i głęboko zapada w pamięć.

Leonie Swann w drugiej części swego owczego cyklu rozbudowała świat zwierzęcy, wprowadzając do akcji kozy. Śmierdzące i zbzikowane, ale przydatne (choćby do tłumaczeń z francuskiego). Zabawnie wypadają sceny, w których nieufne i zdystansowane owce konfrontują się z nietuzinkowymi przedstawicielkami koziego gatunku. Ich niekonwencjonalny sposób bycia oraz oryginalne, często pozbawione sensu i logiki wypowiedzi wprawiają owce w konsternację.

Warto sięgnąć po tę zabawną, odświeżającą książkę, by na chwilę zmienić perspektywę i spojrzeć na naszą rzeczywistość oczami zwierząt.

Chociaż może niekoniecznie kóz.

„Wszystko jest komedią – zameczała koza na szafie. – Komedią z mnóstwem czerwieni!”