Czarna Orchidea, specjalizująca się w walce wręcz i skrytobójczych zamachach, Miecz Rozcinający Obłoki, Cztery Sekrety Kwiatu Śliwy… Dobrze, że robiłam notatki, gdyż pogubiłabym się w tych nazwach, choć szkołę Pierdzącej Kozy zapamiętałam akurat dobrze.
Olaf Rudnicki wciąż przebywa we wszechświecie skolonizowanym przez potomków nefilim. Tym razem otrzymuje tytuł hou czwartej rangi. Czyżby imperator chciał go wyprawić na wojnę z Białym Chanatem? Cesarz wysyła na peryferia ekspedycję, ale apetyt na te tereny ma także Biały Chanat, błyskawicznie rosnące w siłę imperium, oparte na bezwzględnym posłuszeństwie i terrorze. Rekonkwista perfyferii to gigantyczne przedsięwzięcie, mogące przynieść ogromne zyski. Wojna jest nieunikniona.
Rudnicki, którego pozycja wciąż rośnie, ma coraz potężniejszych wrogów, ale trafiają mu się także równie potężni sprzymierzeńcy, jak Szron, czyli ekscelencja Chonghua z Biura Analiz, kolejna wpływowa i piękna kobieta, która klei się do naszego alchemika niczym mucha do lepu. Mimo iż w świecie nefilim Olaf Arnoldowicz radzi sobie coraz lepiej i zdobywa nowe umiejętności, z ludzkiego świata docierają do niego tragiczne wieści: jego żona zginęła z rąk theokatáratos. Dzieci Olafa mają trafić pod opiekę Samarina i Anny, ale jeszcze w Warszawie dochodzi do kolejnego ataku, który udaje im się przeżyć tylko dzięki Łucji… i zdeterminowanej Okoniowej.
„– Za chwilę Przeklęci będą w holu – powiedział sucho Samarin. – Zamknijcie drzwi i… czekajcie.
– Niech tu tylko przyjdom! – rzuciła mściwie Okoniowa. – Już ja im pokażę!
– Mówiłem Okoniowej…
– Bo to wy myślicie, że ja całkiem głupia jestem! – przerwała mu posługaczka. – To topór mojego menża nieboszczyka, co był majstrem rzeźnickim. Nagroda za wygranie dorocznych zawodów. Posrebrzany. Pierwszemu, co tu wejdzie, upitolem łeb jak nic!”
Spiskowcy atakują moskiewską enklawę, w której przebywa następca tronu Aleks Romanow. Samarin, podobnie jak Olaf w Warszawie, zawiera sojusz z Przeklętymi, którzy nie są zainteresowani walką z ludźmi. W końcu kiepski pokój zawsze lepszy jest od dobrej wojny…
Choć podczas lektury „Sługi krwi” marudziłam na zmianę scenerii, w drugiej części orientalny klimat nie przeszkadzał mi już zupełnie. W świat cyklu „Materia secunda” weszłam tym razem gładko niczym nóż w masło. Dynamiczna akcja obfituje w pojedynki i bitwy, nowe talenty Rudnickiego zaskakują, a zakończenie zmusza do natychmiastowego sięgnięcia po kolejny tom, co też z miejsca uczyniłam. Pomimo moich zastrzeżeń, dotyczących zbyt licznych rozwiązań typu deus ex machina, wciąż uważam cykl o alchemiku Rudnickim za jeden z ciekawszych we współczesnej polskiej literaturze fantasy.
Dodaj komentarz