Sługa Cesarstwa, Złoty Smok Wędrowców i uczeń szkoły Pierdzącej Kozy. Zanim cykl „Materia secunda” dobiegnie końca, Rudnicki zdobędzie więcej tytułów niż Iga Świątek.

„Sługa cesarstwa” to bardzo satysfakcjonujące zwieńczenie świetnej trylogii. Adam Przechrzta przygotował dla czytelników wiele niespodzianek, więc nie nudziłam się ani przez chwilę. I wreszcie zamiast herbaty dostaliśmy kawę – w Wielkiej Han jest to co prawda napój nieznany, ale dla Guanga nie ma rzeczy niemożliwych.

Guang, niezwykły syn cesarskiej pary, którego niezwykłe moce fascynują czytelnika od pierwszej strony, kradnie Rudnickiemu całe przedstawienie. Kolejne nowe talenty i umiejętności Rudnickiego robią oczywiście wrażenie (w każdym tomie jest jak nowsza wersja Terminatora), ale tym razem to Guang intryguje bardziej. Olaf Arnoldowicz bierze go pod swoje skrzydła tak jak wszystkie inne dzieciaki w potrzebie, których przez sześć tomów nazbierało się całkiem sporo.

Fabuła „Sługi cesarstwa” zdominowana jest przez wojnę z Białym Chanatem, dlatego w książce nie brakuje starć, tym bardziej widowiskowych, że wzbogaconych o popisówki magów. Również w walkach toczonych w ziemskich Enklawach magia odgrywa ogromną rolę: najlepsza broń nic nie znaczy, gdy jeden ogniożerca może w ułamku sekundy spopielić tysiące ludzi. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze spiski oraz intrygi, zarówno w Rosji jak i w Wielkiej Han: w Rosji tym razem nieźle namiesza Święta Drużyna, a dla Wielkiej Han intrygi są po prostu chlebem powszednim. Nic dziwnego, że w tej sytuacji Rudnicki postanawia chronić swój drogocenny tyłek i po raz pierwszy sam upomina się o stanowisko, które zagwarantuje mu przeżycie nawet wbrew woli cesarskiej pary. Istnieje pewna funkcja, dająca coś w rodzaju immunitetu: to Sługa Cesarstwa. Haczyk tkwi w tym, że Rudnicki nie mógłby już nigdy wrócić do swojego świata. Choć po jego flirtach w poprzednich dwóch częściach miłość do zmarłej żony stawiałam pod dużym znakiem zapytania, w naszym świecie pozostały jeszcze ich dwie adoptowane córki. Ucieszyłam się, że Rudnicki, rzadko poświęcający uwagę dawnemu życiu, jednak o tym fakcie nie zapomniał.

W „Słudze cesarstwa” spotkamy nie tylko Przeklętych, ale też kobiety-tygrysy i ludzi żyjących po kilka tysięcy lat. Sam Rudnicki, z tomu na tom rozwijający swoje moce, staje się kimś więcej niż zwykłym człowiekiem. Trudno uwierzyć, iż na tym cykl o alchemiku mógłby się zakończyć. Mam cichą nadzieję, że Adamowi Przechrzcie chodzi już po głowie „Materia Tertia”…