W drugiej części „Kronik Wardstone” Josepha Delaney`a akcja rusza z kopyta od pierwszej strony.
Minęło zaledwie sześć miesięcy od rozpoczęcia terminu u stracharza, a młodziutki Thomas Ward, siódmy syn siódmego syna. staje przed pierwszymi poważnymi zadaniami. W zastępstwie swojego niedomagającego mistrza udaje się do Horshaw, gdzie bogin pierwszej kategorii wykańcza właśnie księdza (notabene brata stracharza). Bogin ląduje w dole, ale ksiądz umiera. Uczeń i jego mistrz wyruszają zatem do naszpikowanego sutannami Priestown, by wziąć udział w pogrzebie, co nie byłoby dobrym pomysłem nawet wtedy, gdyby w mieście nie szalał Kwizytor. Oprócz Kwizytora Priestown nawiedza jeszcze pradawny zły duch zwany Morem, z którym stracharz miał już nieprzyjemność. Mór, choć uwięziony za Srebrną Bramą, staje się coraz silniejszy: może wpływać na ludzi, wnikać do ich umysłów i patrzeć ich oczami. Jego moc zagraża całemu Hrabstwu, dlatego trzeba go ostatecznie zlikwidować.
W obrzydliwym Priestown panuje przygnębiająca atmosfera. Wpływy Mora obejmują już katedrę i prezbiterium. Pradawny duch namawia wszystkich księży o słabszych umysłach do czynienia zła (co ciekawe, im wyższa pozycja w hierarchii, tym słabszy umysł):
„Mój brat Andrew pracuje w Priestown jako ślusarz. Wiele razy przysyłał mi ostrzeżenia, opisując, co się dzieje. Mór pozbawia ich ducha i siły woli. Zmusza ludzi do robienia tego, co im każe, uciszając głosy dobra i rozumu. Stają się zachłanni i okrutni, nadużywają swej władzy, okradają biednych i chorych. Obecnie w Priestown dziesięcinę pobiera się dwukrotnie w ciągu roku”.
Trudno nie dostrzec, że nie za wszystkie zachowania księży odpowiada Mór. Krytyka kościoła – jako instytucji – jest w „Klątwie z przeszłości” bardzo wyraźna. Stracharz kpi sobie z umiejętności księży, którzy uważają, że modlitwa i stos załatwią każdy problem. Często ich działania przynoszą więcej szkody niż pożytku. Mordują kobiety, których wiedza na temat ziół ratowała sąsiadom życie, pod pretekstem walki ze Złem ograbiają ludzi z ziemi i majątku. Uosobieniem tych wad jest okrutny Kwizytor, który czerpie perwersyjną przyjemność z tratowania niewinnych ludzi końskimi kopytami.
„A kiedy schwyta kogoś, kogo uważa za wiedźmę bądź czarownika, zakłada czarny kapelusz i staje się sędzią na jego procesie – procesie, który zazwyczaj kończy się bardzo szybko. Następnego dnia przywdziewa inny kapelusz i jako kat organizuje spalenie na stosie. Słynie z tego, że świetnie mu to idzie, toteż zwykle wokół zbiera się tłum gapiów. Mówią, że starannie dogląda układania stosu, tak by nieszczęśnik umierał bardzo długo. Ból ma sprawić, że wiedźma pożałuje tego, co zrobiła, będzie błagała Boga o wybaczenie i po śmierci jej dusza zostanie zbawiona. Ale to tylko pretekst. Kwizytorowi brak wiedzy, którą dysponuje stracharz; nie poznałby prawdziwej wiedźmy, nawet gdyby wyciągnęła rękę z grobu i chwyciła go za kostkę! Nie, to po prostu okrutnik, który lubi zadawać ból. Uwielbia swoją pracę i wzbogacił się pieniędzmi zarobionymi na sprzedaży domów i majątków skazańców”.
W świecie Delaney`a nic nie jest po prostu czarne lub białe. Zło może rodzić dobro, czego doskonałym przykładem jest Alice, którą ponownie spotkamy na kartach powieści. Z kolei dobre intencje pewnego księdza doprowadzają mistrza Toma na stos. Na szczęście, jak zauważa stracharz, istnieje coś, co czuwa nad tym, co robimy, „i jeśli żyjesz, jak należy, w godzinie największej potrzeby stanie u twego boku i użyczy ci własnych sił”.
Dodaj komentarz