Ursula K. Le Guin i blogi w nosie.

„Zainspirowały mnie niezwykłe wpisy blogowe José Saramago, które zamieszczał, kiedy miał osiemdziesiąt pięć i osiemdziesiąt sześć lat. W tym roku zostały wydane po angielsku jako The Notebooks. (…) Nigdy wcześniej nie chciałam blogować. Nigdy nie lubiłam słowa blog – przypuszczam, że powinno oznaczać bio-log, ale brzmi jak nasiąknięty pień drzewa w trzęsawisku, albo może zator w zatokach (Och, mówi w taki sposób, bo ma okropne blogi w nosie)”.

Po przekroczeniu osiemdziesiątki człowiek raczej nie ma oczekiwań – jedynie nadzieje i obawy. U Ursuli Le Guin dominują te drugie: zaprzepaściliśmy szansę na szczęśliwe życie naszych dzieci, niszcząc środowisko i zaprzedając się „spekulacyjnemu industrializmowi z horyzontem czasowym rzędu kilku miesięcy w przyszłość”. Nasza zachłanność, usprawiedliwiana ideą nieustannego gospodarczego wzrostu, naruszyła równowagę i zagroziła przyszłym pokoleniom. Paradoksalnie, przy tak ogromnym koszcie korzyść odnosi tylko znikoma część populacji i to dla jej zysku zakłócamy „homeostazę ziemi, oceanu i atmosfery”:

„Economic Policy Institute raportuje: W latach 2000–2007 (ostatni okres wzrostu gospodarczego przed obecną recesją) do najbogatszych 10% Amerykanów trafiło 100% (sto procent – wszystko) średniego wzrostu dochodów. Pozostałe 90% nie dostało nic”.

Kolejną kolosalną pomyłką współczesnego świata – oprócz „gospodarczego modelu wielkiej grzybni” – jest niepokojąca zmiana w podejściu do starości, która również przynosi nam więcej szkody niż pożytku. Ursula Le Guin drwi z idei pozytywnego myślenia, każącej nam wierzyć, że człowiek ma tyle lat, na ile się czuje:

„Starość to nie stan umysłu. To sytuacja egzystencjalna. Czy rozmawiając z kimś sparaliżowanym od pasa w dół, powiedzielibyśmy: Och, wcale nie jesteś kaleką! Jesteś tylko tak sparaliżowany, jak sam uważasz! Moja kuzynka złamała kiedyś kręgosłup, ale wzięła się w garść i teraz trenuje do maratonu!?”

Żadne próby zaklinania rzeczywistości nie zmienią faktu, że starość to nie młodość. Ciała zużywają się, męczą, wysiadają w nich kolejne części – „niezależnie od starannego serwisowania”. Dziś nie cenimy starości, za wszelką cenę chcemy więc jej uniknąć: „Dzieciństwo jest wtedy, kiedy wciąż się zyskuje; starość wtedy, kiedy człowiek ciągle traci”. Większość z nas nie umie bądź nie chce pogodzić się z utratą. Oszukujemy siebie i innych, gdyż brakuje nam odwagi, by zmierzyć się z tym, co nieuchronne. Tymczasem potrzeba wielkiej odwagi, by zaakceptować własną starość.

„Samo codzienne życie, czynności, które zawsze były tak łatwe, że niezauważalne, z wiekiem stają się trudniejsze, aż trzeba prawdziwej odwagi, by w ogóle je wykonać. Starość na ogół łączy się z bólem i zagrożeniami i nieuchronnie kończy się śmiercią. Pogodzenie się z tym wymaga odwagi. A odwaga zasługuje na szacunek”.

Ursula Le Guin ciekawie wypowiada się na temat nagród literackich. Wspomina o tym, jak zrezygnowała z nagrody Nebuli (przyznawanej przez Stowarzyszenie Amerykańskich Pisarzy Fantasy i Science Fiction), ponieważ uznała, że „ byłoby bezwstydem przyjmować nagrodę za opowieść o politycznej nietolerancji od grupy, która właśnie polityczną nietolerancję zademonstrowała” (pozbawiając honorowego członkostwa polskiego pisarza Stanisława Lema). Podobnie jak Sartre, Le Guin uważa, że przyjęcie nagrody od jakiejś instytucji to zgoda na wchłonięcie przez nią, bycie jej symbolem – a to dokładnie to, czego chce komercyjna maszyneria nagród i bestsellerów: nazwiska jako produktu. Użycie nagrody jako chwytu marketingowego przekreśla jej wartość. Dzisiaj, niestety, jest to powszechne zjawisko.

Myślę, że warto zapoznać się również z oryginalnymi przemyśleniami Ursuli K. Le Guin na temat twórczości Homera. Uznaje ona jego dwie książki za podstawowe opowieści fantasy: „Iliada” to Wojna, a „Odyseja” to Wędrówka. Sukces „Iliady” polega na tym, że Homer nie opowiada się w niej po żadnej ze stron:

„Wojna trojańska nie jest i nie da się przedstawić jako Starcie Dobra ze Złem. To po prostu wojna, marnotrawna, bezsensowna, niepotrzebna, głupia, długa – krwawy chaos pełen osobistych aktów odwagi, tchórzostwa, szlachetności, zdrady, odrąbywania kończyn i wypruwania flaków”.

W Iliadzie” przeciwstawione zostały sobie nie strony, lecz czyny: szlachetne i godne pogardy, okrutne i wspaniałomyślne. Nie ma faworytów, w obu obozach znaleźć można ludzi prawych i zepsutych. Prawych Homer potrafi docenić – i tego powinniśmy się od niego uczyć, ponieważ mamy niepokojącą skłonność do krytykowania wszystkiego, co nie nasze, swojskie (przy jednoczesnym windowaniu na piedestał tego, co rodzime, nawet jeśli moralnie wątpliwe). Otwarty umysł powinien być ponad takie podziały: o wielkości człowieka świadczą jedynie jego czyny i wybory.

Porównywanie wiekowych eposów Homera do opowieści fantasy może niektórych zgorszyć. Fantastyka przez wyznawców pragmatyzmu i sztywnych konstruktów traktowana jest bowiem jak abominacja:

„Wywrotowość nie odpowiada ludziom, którzy – czując, że udatnie przystosowali się do życia – chcą, by wszystko było tak, jak dotąd. Albo ludziom, którzy potrzebują wsparcia autorytetów, zapewniających, że sprawy wyglądają tak, jak muszą. Fantastyka nie tylko pyta: A co, gdyby sprawy nie toczyły się tak jak dotąd?, ale demonstruje, jak mogłyby wyglądać, gdyby potoczyły się inaczej – podgryzając w ten sposób fundamenty wiary, że wszystko jest właśnie takie, jakie być musi”.

W „Myślach o tym, co ważne” znajdziemy również rozważania o męskiej i kobiecej solidarności, o zawłaszczeniu literatury przez mężczyzn, o gniewie i obniżaniu standardu moralnego do standardu opartego na reklamie, o współczuciu i potrzebie niesienia pomocy oraz o… śniadaniu („ Jedzenie jajka ze skorupki wymaga nie tylko praktyki, ale i stanowczości, nawet odwagi, być może gotowości popełnienia przestępstwa”). Nie zabraknie również osobistych zapisków, dokumentujących codzienne życie pisarki (jako wielbicielka kotów Le Guin poświęca tym mruczącym futrzakom sporo miejsca). Choć nie wszystkie teksty mnie zachwyciły, uważam, że warto po tę książkę sięgnąć, tak jak zawsze warto posłuchać, co ma do powiedzenia myślący człowiek.