Niewymagająca lektura dla małych rozrabiaków, unikających czytania i kąpieli.
Jeff Kinney, autor uwielbianego przez dzieci „Dziennika cwaniaczka”, zdecydowanie przesadził, pisząc o tej książce, że zawiera „potężną dawkę emocji i jeszcze większą dawkę humoru”. Jest to prościutka historyjka – nawet dla czytelnika posiadającego ograniczony zasób słów. Cały jej koncept polega na tym, że choć wykorzystuje typowy dla tego typu literatury schemat pierwszoosobowej narracji, bogato okraszonej quasi-komiksowymi rysunkami (wspomniany „Dziennik cwaniaczka”, „Zapiski luzaka”, seria o Tomku Łebskim), nie opisuje szkolnych męczarni i użerania się z drętwymi rodzicami. Jej bohaterowie próbują przetrwać w świecie po apokalipsie, a w zasięgu wzroku nie ma ani jednego dorosłego – nie licząc zombiaków, oczywiście. Humor występuje tu również, ale nie ten lekki i niewymuszony, którym posługuje się autentycznie zabawny Jeff Kinney. W „Ostatnich dzieciakach na Ziemi” komizm sprowadza się do bezustannego pajacowania narratora, co przypomina trochę rozpaczliwe wysiłki cyrkowego klauna. Niemniej książka Maxa Bralliera może się dzieciakom podobać – z dwóch powodów.
Po pierwsze, główny bohater (porzucony przed adopcyjnych rodziców Jack Sullivan) traktuje życie po apokalipsie jak komputerową grę, w której walczy z potworami, liczy punkty mocy, wykonuje misje i zdobywa sprawności Pogromcy Apokalipsy, które mógł wymyślić tylko beztroski nastolatek (ukraść czapkę pięciu zombiakom, prześcignąć zombie w biegu, itp.). Dodatkowo kolekcjonuje fotografie fantazyjnych stworów, co z daleka pachnie Pokemonami.
Po drugie, dzieciaki w trakcie Apokalipsy Potworów żyją, jak chcą i robią, co chcą. Mieszkają we wciąż udoskonalanym domku na drzewie, opychają się ciastkami i czipsami, grają w gry i nie muszą kosić trawnika. Nie ma dorosłych, którzy przypominaliby im o myciu zębów, nie ma lekcji do odrabiania. Jest za to wiele wolnego czasu i mnóstwo bestii do zatłuczenia.
„Ostatnie dzieciaki na Ziemi” Maxa Bralliera przypadną do gustu tym młodym czytelnikom, którzy całkowicie pochłonięci wykonywaniem kolejnych misji potrafią przeżyć dzień na niezdrowych przegryzkach, zapominając zupełnie o realnym świecie (i o kąpieli). Mam jednak pewne opory przed poleceniem im tej książki, albowiem przypomina to gaszenie pożaru benzyną…
Dodaj komentarz