„Umarliśmy, by planeta mogła żyć”.

Epicka historia upadku samolubnej ludzkości, rozpisana na ponad osiemset stron. Palce lizać i obgryzać.

„Zawsze byłeś żywym trupem. Zawsze będziesz. To nadejście śmierci pozwoliło tobie żyć. Martwi ty próbowali nauczyć tego żywych ty tak długo, że martwi nie mieli innego wyjścia, jak tylko zacząć to wykrzykiwać. Teraz do was, do was, do was – do nas, w końcu do nas – należy obowiązek zapamiętania, aby powstać tak, jak my w tym dole zapadamy się w dół, aby żyć wśród żywych w pokoju, aby umrzeć wśród naszych zmarłych w harmonii, bo oba stany będą trwać, trzymając się jeden drugiego niczym cienie”.

Daniel Kraus podjął się niełatwego zadania: zaproponowano mu dokończenie epickiej powieści o zombie, którą jego idol, George A. Romero, pozostawił niedokończoną (napisał tylko dwa rozdziały, około stu stron). Książka opisuje apokalipsę zombie krok po kroku, od pierwszego przypadku do naturalnego wygaszenia się zarazy. Kraus wylicza w niej wszystkie błędy popełnione przez ludzkość i piętnuje pychę oraz krótkowzroczność naszego gatunku. A pisze przy tym tak dobrze, że czyta się to jednym tchem.

Zaletą „Żywych trupów” jest mocne zakotwiczenie tematu w realiach codziennego życia. Kolejne etapy kryzysu poznajemy z różnych punktów widzenia. Mamy więc parę lekarzy patologów, zaatakowanych przez martwego mężczyznę (Przypadek Zero), mamy historie czarnoskórej nastolatki ze Środkowego Zachodu i heroicznego prezentera telewizyjnego, który do końca pozostaje na stanowisku i kontynuuje relację z dni ostatnich, mamy starszego bosmana Karla Nishimurę, obserwującego, jak władzę na jego lotniskowcu przejmuje samozwańczy obłąkany prorok, mamy wreszcie autystyczną pracownicę federalną, zamkniętą w przypominającym bunkier biurze, która cierpliwie monitoruje zarazę i spisuje ludzkie historie z końca świata („ŻYJESZ? ZADZWOŃ.”). Przy tak monumentalnej powieści nieuniknione jest przywiązanie się do jej bohaterów, a ich los nie pozostaje nam obojętny. To emocjonalne zaangażowanie sprawia, że przeżywamy katastrofę razem z bohaterami, a droga Nishimury do rodzinnego domu staje się naszą drogą.

W powieści Krausa nie brakuje apokaliptycznych scen, jednak akcent pada nie na krwiożerczą jatkę, a na ludzkie postawy – nie tylko w sytuacjach skrajnych. Zgnilizna toczyła ludzkość jeszcze przed pojawieniem się nieumarłych, czego dobrym przykładem jest upadek współczesnych mediów, które przypominają sępy zlatujące się do padliny i już od dawna nie mają nic wspólnego z rzetelną informacją. Wychowani na takim sensacyjno-plotkarskim, agresywnym i antyludzkim przekazie obywatele wyżywają się w mediach społecznościowych, gdzie polują na ofiary, które można by publicznie postawić pod pręgierzem, upokorzyć, wdeptać w ziemię, zniszczyć. Oto igrzyska współczesnego świata: „Ludzie nie korzystali z internetu, by chwalić osoby publiczne za dobrze wykonywaną robotę. W tej domenie monetą przetargową były obelgi”.

Podzielona jak nigdy ludzkość wciąż podsyca w sobie nienawiść do Innego: grzechem mogą być płeć, kolor skóry, wyznanie, kraj pochodzenia, pozycja społeczna, poglądy, a nawet wygląd. Uwielbiamy obwiniać bliźnich i zawsze szukamy kozła ofiarnego, byle tylko nie wziąć na siebie odpowiedzialności – za świat, jaki sobie zgotowaliśmy, za cenę komfortu, który stał się jedynym celem naszego konsumpcyjnego stylu życia. Znamienne są słowa, które padają z ust sekretarz prasowej Białego Domu podczas konferencji:

„- Ja… nie mogę państwu powiedzieć, co się dzieje – mówi Schellenbarger. – Ponieważ nie wiem. Nie mam pojęcia, czy to dzieło jakiejś sekty… czy może broni biologicznej. W sumie… jestem tylko tubą, no, sami rozumiecie. Z czymkolwiek mamy tu do czynienia, nie jest to związane z republikanami czy demokratami. Z białymi, czarnymi, chrześcijanami czy muzułmanami… Wiem, że jest tam wielu złych ludzi. Myślicie, że tego nie wiem? Ale oni… oni nie… kąsają się wzajemnie. Jesteśmy tacy sami. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Może dlatego zwołałam tę konferencję. Tylko po to, by wam o tym przypomnieć, zanim uciekniecie i zapomnicie”.

Nie wiadomo, dlaczego upadł świat. Może to był ostatni obronny gest wykończonej Ziemi, może kara za grzechy i pychę, a może naturalna konsekwencja współczesnego stylu życia: ludzie już od dawna zachowywali się jak zombie, przestali patrzeć, przestali widzieć, przestali czuć. Wątek ekologiczny, charakterystyczny dla powieści postapo, również u Krausa jest obecny. Natura odzyskuje zagrabione terytoria i rozkwita: „Eden powrócił. I zgodnie z planem, mężczyzna i kobieta zostali z niego wygnani”. Wraz z ludźmi odchodzą: „pazerny przemysł, chciwy rozwój, zimny postęp, żarłoczna hodowla mięsa i apatyczne zanieczyszczenie”.

„Nie zbudowano nic wyższego od drzewa. Nie powstało nic szybszego od konia. Nie postawiono niczego, co oddzielałoby jeden kawałek ziemi od drugiego, żadnych krawężników, dróg, bram, płotów czy murów. Dzikość, torturowana przez pół tysiąclecia, dostrzegła szczelinę i ją wykorzystała”.

A zombie? Och, zombie… Są krwiożercze, a jakże, gdyż gna ich instynkt pożerania, ale co ciekawe, polują jedynie na ludzi (podobnie jak zwierzęta zombie). Posiadają coś na kształt wspólnej świadomości, a z czasem zaczynają po prostu budzić współczucie (vide: Wolniakowo). Prawdę mówiąc, bardziej od żywych trupów przerażali mnie w tej książce ludzie, których zachowań – głupich, destrukcyjnych, okrutnych, nieludzkich – często nie potrafiłam zrozumieć. Jeden, wart przemyślenia, przykład zostawiłam sobie na koniec:

„Jedna osoba desperacko pisała SMS-y kciukami, które kilka sekund później zniknęły w szczękach. Ktoś sprawdzał powiadomienia nawet po tym, jak leżał twarzą w dół na trawie, z czyimiś zębami zaciśniętymi na kręgosłupie, czytając dalej, gdy przypływ dopaminy niwelował skutki utraty krwi. Jedna z kobiet robiła zdjęcia sarkofagów, a gdy te zaczęły obierać z mięsa jej nogi, to również wolała obserwować przez kamerę aparatu, co akurat było dla Louisa zrozumiałe. Małe pudełko może sprawić, że wszystko będzie wydawało się zamknięte, kontrolowane i możliwe do zamknięcia jednym dotknięciem”.

Problem polega na tym, że poza tym pudełkiem istnieje cały realny świat. Jeśli nie przestaniemy go ignorować, jeśli nie będziemy uważać, pożre nas jednym kłapnięciem swojej ogromnej paszczy. Zadzwońcie, jeśli to przeżyjecie.