Kojarzycie kaijū z filmu „Pacific Rim” w reżyserii Guillermo del Toro? To jesteście w domu.

„Japonia, kraj opanowany przez kaijū. Nigdzie indziej na świecie nie pojawia się tyle potworów, co tutaj”.

W języku japońskim słowo „kaijū” oznacza „dziwną bestię”. Może to być wielki prehistoryczny potwór (jak Godzilla), potwór-robot, potwór-mutant, potwór spod ziemi, potwór-humanoid, itd. W filmie Guillermo del Toro gigantyczne stwory pochodzą z innego wymiaru, co pewnie zachwyciłoby Pratchetta, który uwielbiał straszyć swoich bohaterów tym zagrożeniem. Japończycy najwyraźniej uwielbiają straszyć samych siebie wizją gargantuicznych maszkar, bez wysiłku wdeptujących w ziemię całe miasta.

W „Kaijū No. 8” do walki z takimi właśnie potworami powołano specjalny Korpus Obrony. Wstąpienie w jego szeregi od dziecka było ambicją Kafki Hibino, jednak przypadła mu w udziale tylko rola sprzątacza – ktoś w końcu musi usuwać gigantyczne truchła ukatrupionych poczwar z ulic miasta. Pewnego dnia do ekipy dołącza młody chłopak o imieniu Leno Ichikawa. Gdy zostaje zaatakowany przez potwora, Hibino rzuca się mu na ratunek, narażając własne życie.

Sprzątacze trafiają do szpitala, gdzie odnajduje ich zawzięty fruwający kaijū i ładuje się Kafce do paszczy. W konsekwencji nasz bohater przemienia się w potwora, ale tylko zewnętrznie. Kaijū No. 8 wciąż myśli jak człowiek i mówi jak człowiek, co daje bardzo komiczny efekt („Widziałeś, Ichikawa? Wtranżalam żywego ptaka!”). Ponadto potrafi wracać do ludzkiej postaci, choć z trudem. Kafka zachowuje się trochę jak Venom, a towarzyszący mu Leno jest dla niego niczym Eddie Brock. Razem postanawiają podjąć jeszcze jedną próbę dostania się do elitarnej jednostki i przystępują do egzaminu.

„- Ichikawa, co ze mną będzie? Czy to facjata przyszłego żołnierza Korpusu?

– No chyba z byka spadłeś. Będziesz pierwszy do odstrzału”.

„Kaijū No. 8” Matsumoto ma wszystko to, czego oczekujemy od dobrej rozrywki: zaskakujące zwroty akcji, ciekawie nakreślonych bohaterów, z którymi sympatyzujemy od pierwszej strony, widowiskowe potwory i naprawdę sporo humoru. Podczas lektury bawiłam się zaskakująco dobrze, głównie dzięki świetnemu duetowi, jaki tworzą Kafka i Leno. Chcę więcej.