„Bo jeśli nikt nas nie pyta, jeśli nikt nas nie słucha, jeśli wszyscy wypowiadają się za nas, to nabieramy przekonania, że jesteśmy głupie i bezwartościowe. I stajemy się niewidzialne”.

Bohaterki „Czerwonych chustek” Roberty Marasco mierzą się nie tylko z tematem tabu, jakim w dwudziestym pierwszym wieku wciąż jest miesiączka (pomyśleć tylko!), ale też z wyzwaniami współczesnego świata, których to wyzwań część dorosłych – zwłaszcza tych trzymających władzę – uparcie nie chce dostrzec.

Takim betonem, mentalnie tkwiącym w dziewiętnastym wieku, jest między innymi odwiedzający szkołę polityk, kolejny facet, który uważa, że ma prawo decydować za kobiety i domaga się zniesienia aborcji. Na jego cześć uczniowie mają napisać laurki o rodzinie, ponieważ pana posła temat rodziny bardzo interesuje. Wypocił (wypoślił?) o tym nawet całą książkę. Jakim cudem, nie mam pojęcia, gdyż najwyraźniej nie posiada nawet elementarnej wiedzy o tym, jak wyglądają współczesne rodziny. Jest odklejony od rzeczywistości i realnych problemów, co uczniowie natychmiast dostrzegają i bezlitośnie wyśmiewają. Punkt dla nich. Nie ostatni.

„- To znaczy o której? – dopytuje Marco. – O rodzinie mojego taty czy o rodzinie mojej mamy?

Lusardi się waha, już nie jest taka pewna siebie.

– O obu – odpowiada w końcu, niezbyt przekonana.

– A muszę wspominać też o swoich przyrodnich braciach? – pyta Filippo.

– Powiedziałam, o wszystkich – mówi, coraz bardziej niepewnie.

– O mojej cioci lesbijce też? – dopytuje Veronica.

– Nie… O ciociach nie – jąka się Lusardi, na krawędzi paniki.

– Ja nie wiem, gdzie jest mój ojciec, ale do wszystkich narzeczonych mamy mówię tato, czy o tym też może być? – dorzuca Alessia.

Klasa wybucha śmiechem”.

Narratorkami w „Czerwonych chustkach” są dwie dziewczyny. Trzynastoletnia Camilla jakiś czas temu straciła mamę, po czym razem z młodszym bratem musiała się przeprowadzić do luksusowego domu nowej partnerki ojca. Luksusowy dom wiąże się z chodzeniem do nowej, równie luksusowej szkoły i z utratą starych przyjaciół. Camilla w nowej „rodzinie” nie potrafi się odnaleźć, zwłaszcza że ojciec bardziej skupia się na zadowoleniu nowej partnerki niż na problemach własnych dzieci: nie interesuje go, że w odpicowanej kuchni nie ma niczego do jedzenia i dzieci chodzą głodne, bardziej natomiast przejmuje się tym, by nie ruszały szklanek, które są „z kryształu”. W szkole nie jest lepiej: nieśmiała dziewczyna nie pasuje do wystrojonych koleżanek z bogatych domów i wkrótce staje się ofiarą hejtu. Jedną z tych koleżanek jest nasza druga narratorka, klasowa gwiazda Luna, a prywatnie uwielbiana przez fanów tiktokerka o pseudonimie Lunatika. To perfekcjonistka, która za wszelką cenę chce osiągnąć sukces (znaczące, że jej ulubiona piosenka nosi tytuł „Strach przed popełnianiem błędów”). I sukces rzeczywiście przychodzi, ale pozostawiona samej sobie nastolatka nie jest na niego gotowa. Nie może liczyć na pomoc ojca, pracującego daleko od domu, ani na wsparcie matki, która ma negatywne podejście do mediów społecznościowych, a poza tym jest ciągle zajęta: próbuje nadrobić stracony czas i coś wreszcie w swoim życiu osiągnąć. To jedna z tych żon, które zmarnowały swój talent, gdyż zajmowały się rodziną i domem, kiedy mąż robił karierę. Po odchowaniu córki została sama w pustym domu, sfrustrowana i bez własnego dochodu, ponieważ na podjęcie pracy jest już zwyczajnie za późno. To może częściowo tłumaczyć determinację jej córki, która panicznie boi się, że nie wykorzysta swojej szansy.

Ale to tylko niektóre z wielu tematów, poruszanych w tej niewielkiej objętościowo, ale jakże ważnej i potrzebnej książce. Jej bohaterki, młode, mogące liczyć tylko na siebie dziewczyny zmagają się także z problemami związanymi ze swoją cielesnością: między innymi z przedmiotowym traktowaniem przez chłopców i z traumatycznym przeżyciem, jakim jest dla nich pierwsza miesiączka. A jest to traumatyczne przeżycie, ponieważ nikt z nimi na ten temat nie rozmawia – ani w domu (bo zabrakło mamy, bo „o tym się nie mówi”, bo nie ma czasu dla własnych dzieci), ani w szkole (bo przecież edukacja seksualna to Samo Zło). Dlatego znoszą pokornie wulgarne żarty, ukrywają złe samopoczucie, drżą ze strachu, że zostaną „zdemaskowane”. Ta nienormalna sytuacja trwa od stuleci, a Roberta Marasco uświadamia nam, jak bardzo jest niesprawiedliwa i krzywdząca dla kobiet („Nie wiem, czy wstąpiłam do jakiegoś tajnego klubu, ale jedno wiem na pewno: wcale nie podoba mi się to, że wszystko jest tajemnicą. Tak jakby to było niewłaściwe. Jakbym musiała się wstydzić. To sprawia, że czuję się brudna”).

O „Czerwonych chustkach” Roberty Marasco czytałam wiele pozytywnych opinii, ale nie spodziewałam się, że książka będzie aż tak dobra. To śmiała, bezkompromisowa i uczciwa literatura, która nie lukruje rzeczywistości, a problemy nazywa po imieniu. Świetna, wciągająca, napisana z pazurem, nie tylko trafnie opisuje skomplikowaną rzeczywistość współczesnych nastolatków, ale też pokazuje im, że razem mają w sobie tę moc, zdolną zmienić świat – przynajmniej ten wokół nich. Właśnie takiej literatury dzisiaj im potrzeba.