Świat się zawalił i nadeszły potwory. Walczą z nimi ostatnie dzieciaki na Ziemi – nastoletni bohaterowie czasu apokalipsy.
Dla Jacka Sullivana świat po apokalipsie wcale się nie skończył: razem z grupką przyjaciół całkiem nieźle urządził się w domku na drzewie, wyposażonym w wyrzutnię rakiet butelkowych i inne bajery, a potyczki z potworami traktuje jak kolejne misje w grze. Tym razem postanawia stworzyć bestiariusz, czyli słownik „z pełnymi opisami każdego najdziwniejszego stwora, jaki pojawił się w miasteczku Wakefield minionego lata, kiedy zaczęła się Apokalipsa Potworów”:
„Wiem, oczywiście, że w kategorii bohaterskich misji wszech czasów pisanie książki raczej nie ma startu do historii Frodo podczas wyprawy z pierścieniem do Góry Przeznaczenia, ale co tam. Ważne, że wystarczy nazwać jakieś dowolne, znane od dawna czynności misją albo poszukiwaniem, i życie od razu robi się ciekawsze”.
W drugiej części „Ostatnich dzieciaków na Ziemi” nasza drużyna z Wakefield – Quint, June, Dick i Jack (oraz Rover, pies-potwór) – spotyka Człowieka-Potwora, pachnącego… perfumami. Przerażające monstrum ratuje dzieciakom życie („To świadczy o jednym: nigdy nie sądź potwora po wyglądzie”), a następnie zabiera je do swojej kryjówki, siedliska najprzeróżniejszych maszkar. Dzięki temu mamy okazję dowiedzieć się, w jaki sposób – i w jakim celu – potwory z innego wymiaru przedostały się do naszego świata. Tylko czy potworom naprawdę można wierzyć? I gdzie zniknęły wszystkie zombiaki?
Dzieciaki, walczące o przetrwanie w postapokaliptycznym świecie, zyskały już grono oddanych wielbicieli (niemałą rolę odegrał tu animowany serial Netflixa). Zmagania z potworami i całymi hordami zombie ukazane zostały w humorystyczny, luzacki wręcz sposób: dla „drużyny antypotworycznej” to przede wszystkim świetna zabawa, choć zdarzają się także momenty, w których życie bohaterów wisi na włosku. Lekka, pełna humoru i zwrotów akcji seria, gęsto upstrzona zabawnymi rysunkami, przekona do siebie nawet ostatnie nieczytające dzieciaki na Ziemi.
Dodaj komentarz