Ech, lato… Ogniska, kąpiele w jeziorze, truskawki ze śmietaną, remonty…
W trzeciej części rewelacyjnej serii Marty Kisiel dla młodszych czytelników Małe Licho i Bożek spędzają wakacje w domu ciotki Ody, w samym środku lasu, gdyż w przytulisku dla dożywotników rozpoczyna się Generalny Remont. Ponownie spotkamy się więc z przezabawnym Bazylem („Może mleczyk? Ma mnósztfo błonnnnnn…yka! I mrófkóf!”) i z cioteczką Odą, która jest prawdziwą wiłą. Błogie wakacje w towarzystwie anioła i diabła zakłóci jednak Bożydarowi Witek, jego szkolne nemesis, utrapienie znacznie gorsze od wszechobecnych mrówek („Mrówki robiły tłum”) i komarów, nieodzownych kompanów każdych wakacji („a imię jego było Bożydar Antoni Jekiełłek i komary mu towarzyszyły, albowiem im wielce smakował”).
Z przyjemnością odkryłam, że Bożek i Witek to chłopcy czytający książki, choć ich lektury znacznie się różnią. Witek, syn naukowców, z pogardą wypowiada się o mitologii („Bajki są dla dzieciuchów”). Z książek czerpie wiedzę, zwłaszcza o przyrodzie, którą się pasjonuje. Pięknie została opisana jego miłość do lasu:
„A Witek kochał las, kochał go nade wszystko. Za ciszę i cień, za zieloność karmiącą do syta oczy i duszę, za tysiące cudów mniejszych i większych, które skrywały się w każdym zakątku, od niepozornej ściółki aż po czubki rozłożystych drzew, i tylko czekały, aż ktoś przykucnie albo zadrze głowę i je odkryje. A najbardziej, najmocniej, najgłębiej kochał go za to, że w lesie nikt nie musiał nikogo udawać”.
Bożek, syn widma romantycznego poety, jest raczej humanistą. Zaczytuje się więc w poezji, w mitach i w powieściach, dzięki którym może przeżywać rozmaite przygody w fikcyjnych światach. Jak każdy rasowy czytelnik wznosi wokół łóżka chybotliwe konstrukcje z książek („Plany miał na ten wspaniały czas wielkie, przeogromne wręcz. Po pierwsze, zamierzał siedzieć do późna, najlepiej każdego wieczoru, i przeczytać wszystkie, ale to wszyściuteńkie zaległe książki, które piętrzyły się obok jego łóżka”).
Marta Kisiel udowodniła, że potrafi perfekcyjnie oddać słowami nie tylko magiczną atmosferę świąt Bożego Narodzenia („Małe Licho i anioł z kamienia”), ale też beztroski klimat letnich wakacji. Jej książki poruszają we mnie najgłębsze struny, przywołując wspomnienia pierwszych dni w szkole, świątecznych wypieków babci, wakacyjnych lektur, letnich nocy pachnących dymem z ogniska. Seria o Małym Lichu to polska wersja „Magicznych lat” Roberta McCammona: równie niezwykła i urzekająca, ale wzbogacona o akcenty humorystyczne (ten Bazyl!). Przeczytajcie koniecznie, a potem idźcie do lasu.
Dodaj komentarz