Najgorsze nawet potwory nie dorastają ludziom do pięt. Tylko człowiek zabija swoich dla zysku.
Po pierwszej konfrontacji z nieznanym, bardzo agresywnym gatunkiem (patrz: „Obcy”) Ripley i rudy kot Jones bujali się w przestrzeni kosmicznej prawie sześćdziesiąt lat. Wystarczająco długo, by jedyna córka Ripley zestarzała się i zmarła, a pazerna korporacja Weyland-Yutani zdążyła założyć „kolonię hodowlaną” na feralnej LV-426, nazywanej teraz, nomen omen, Acheronem (w mitologii greckiej Acheron, czyli Lament, to jedna z rzek Hadesu). Od dwudziestu lat na Acheronie przebywa jakieś sześćdziesiąt czy siedemdziesiąt rodzin („ludzie lepiej pracują, jeśli nie oddziela się ich od bliskich”). W dalekim kosmosie, na nieprzyjaznej, ponurej ziemi dorośli wytwarzają powietrze, nadające się do oddychania, a małe kajtki bawią się w chowanego w tunelach wentylacyjnych. Niektórzy zgłaszają się do eksplorowania dalszej okolicy, licząc na znalezienie czegoś cennego. Russ Jorden posiada nawet swój własny „rodzinny zespół poszukiwawczy”: żonę i dwójkę małych dzieci. Gnany pragnieniem wzbogacenia się, zgłasza się na ochotnika do spatrolowania płaskowyżu poza Łańcuchem Ilium. Podczas tej „rodzinnej wycieczki” odnajduje obcy statek… Wkrótce kontakt z osadnikami całkowicie się urywa. Kosmiczna bohaterka Ellen Ripley, wspierana przez oddział komandosów, wraca na LV-426, by stawić czoła swojemu największemu koszmarowi…
„Dzień na Acheronie był jak mglisty zmierzch, a noc ciemniejsza niż najdalsze głębiny międzygwiezdnej przestrzeni, ponieważ nawet gwiazdy nie przebijały się przez gęstą atmosferę, żeby migoczącymi światełkami rozjaśnić nagą powierzchnię. Wiatr wył pośród poobijanych metalowych konstrukcji Haddley, świszczał w korytarzach i łomotał wyłamanymi drzwiami. Piasek bębnił o popękane okna niczym niecichnące werble. Nie było słychać żadnego uspokajającego odgłosu.
Wewnątrz wszyscy czekali na nadejście koszmaru”.
Sugestywne opisy nieprzyjaznej, obcej ziemi potęgują grozę rozgrywających się na Acheronie wydarzeń: nawet wyszkoleni komandosi nie mają szans w starciu z przerażającą rasą superdrapieżców. Choć w całej kolonii można dostrzec ślady nieporadnej obrony, osadnicy byli dla alienów niczym pizza dostarczona prosto do drzwi.
„Wprost przed nimi wyrastała kolejna zaskorupiała ściana poznaczona wypukłościami i zmarszczkami, wyrzeźbiona jakąś nieznaną ręką – teratogeniczna wersja Bramy piekieł Rodina. Tutaj znajdowali się wszyscy zaginieni koloniści, pogrzebani żywcem w tej samej epoksydowej żywicy, której użyto do budowy pajęczyny tuneli, komór i jam, jaka przekształciła dolny poziom stacji procesora w obiekt z ksenopsychotycznego koszmaru. Każdy z nich został uwięziony w kokonie nieuwzględniającym ludzkiej wygody. Ręce i nogi były groteskowo powykręcane, czasem połamane, gdy okazało się to potrzebne, by nieszczęsna ofiara pasowała do obcego planu i projektu. Głowy zwisały pod nienaturalnymi kątami. Wiele ciał zmieniło się w bryły gnijącego mięsa i skóry, inne były oczyszczone do gołych kości. To byli ci szczęśliwcy, którzy otrzymali dar śmierci. Jednak wszystkie trupy miały jedną wspólną cechę, niezależnie od tego, gdzie i w jaki sposób zostały umieszczone na ścianie: żebra były wyłamane i wygięte na zewnątrz, jakby coś wybuchło za mostkiem”.
Ta przerażająca parodia „porodu” to tylko jeden z przykładów realizacji obecnego w „Obcym” motywu macierzyństwa. Kolejny znajdziemy chociażby w zakończeniu powieści, kiedy dwie „matki” walczą w obronie swojego „potomstwa”. Zdaniem Grażyny Stachówny, autorki książki „Władcy wyobraźni. Sławni bohaterowie filmowi”, w całej serii o Obcym dominuje symbolika macierzyństwa, postrzeganego w patriarchalny sposób jako… zagrożenie. Kobieca chęć – lub niechęć („Obcy III”) – posiadania potomstwa może zagrozić męskim bohaterom, dlatego, zgodnie z męską logiką, najlepiej pozbawić kobiety prawa do decydowania o własnym ciele, przekazując kontrolę nad procesem rozmnażania się mężczyznom („Skutki męskiego władania prokreacją można w pełni podziwiać w ostatniej części serii, filmie Obcy IV. Przebudzenie”). Skupienie się na motywie złego macierzyństwa pozwala autorce wyciągnąć wniosek, że cykl o Obcym jest „wysoce mizoginiczny, nieżyczliwie i tendencyjnie pokazujący kobiety, deprecjonuje macierzyństwo, umacnia męskie lęki przed silnymi kobietami i ich niekontrolowaną rozrodczością”. Faceci boją się Ripley. Ripley pierze ich po pyskach i nie chce współpracować („Powiedz, że lecicie tam, żeby je zabić. Nie badać. Nie przywieźć”). Kobieta zagraża męskim interesom, opartym na zupełnie innych priorytetach. Lakoniczny komentarz Cartera Burke`a, wygłoszony po śmierci całej kolonii, jest bardzo wymowny: „Pomyliłem się, i tyle”. Ile takich „pomyłek” zna, tworzona przez mężczyzn, historia naszego świata?
„- Pomyliłeś się? Ci ludzie nie żyją, Burke. Stu pięćdziesięciu ośmiu ludzi. Z wyjątkiem jednego dziecka, wszyscy zginęli z powodu tego, że „się pomyliłeś”? Nie licząc nawet Apone`a i reszty, rozerwanych albo sparaliżowanych w podziemiach. (…) Jak wrócimy, przybiją twoją skórę do wrót stodoły, a ja mam nadzieję stać blisko i podawać gwoździe”.
Oto dlaczego mężczyźni boją się Ellen Ripley.
Dodaj komentarz