„Elfy czy gobliny, wszyscy mamy szpiczaste uszy”.

Dawno albo wcale nie tak dawno temu w fikcyjnym Królestwie Elflandu lord Izoret Dławisz, członek Zakonu Czystej Ręki, wystrzelił z balisty magistra historii Brangwina Kąkola, swego dawnego szkolnego kolegę („pokurcz, drobny taki”). Wyśmiewany i przezywany „Chwastem” Kąkol został katapultowany na drugą stronę Gór Kościokrutnych, prosto w mroczne serce królestwa goblinów pod pretekstem wręczenia daru goblińskiemu przywódcy. Tylko Dławisz wie, że funduje historykowi podróż w jedną stronę, albowiem po wręczeniu rzekomego prezentu w promieniu wielu kilometrów nie będzie co zbierać.

„Przez cały wieczór, który spędziłem z żoną na Balu Dobroczynnym na rzecz Ranionych przez Gryfy, wyobrażałem sobie wymoczkowatego Chwasta, kiedy miał trzynaście lat – mięśni ani śladu, kulił się, zanim go jeszcze kto uderzył, robił wielkie oczy i cały drżał, kiedy tylko ktoś na niego spojrzał – a potem myślałem o królestwie goblinów. Góry jak połamane zęby. Wszędzie potwory i goblińscy barbarzyńcy. Cuchnące rowy. Miasta jak rzeźnie. Rzeki spływające krwią. Obiecałem, że spróbujemy go uratować, jeżeli coś pójdzie nie tak – ale nawet najstarsze elfy nie pamiętają, żeby z owej mrocznej krainy mgły i ognia ktokolwiek wrócił”.

W Tenebrionie, stolicy goblinów, Brangwin zostaje gościem archiwisty Werfla, historyka na dworze Ghohga Potężnego. Zafascynowany elficką kulturą Werfel dwoi się i troi, by szacowny gość czuł się dowartościowany: łóżko przykrywa białą jak śnieg narzutą, na poduszce układa powitalne czekoladki, czesze dywan, by frędzle leżały na płask, rozwiesza na ścianach niewielką kolekcję elfiej sztuki: „stare, szkarłatno-złote malunki przedstawiające zakochane pary puszczające gołębice w ogrodach, polujące po lasach i grające dziarskie melodie na cytrach”. Gobliny przestrzegają surowych zasad gościnności: kiedy goblin zaprasza kogoś do domu, ma obowiązek mu służyć bez względu na wszystko. Ta zasada wyjdzie Werflowi bokiem, albowiem dystyngowany gość z wysublimowanego (w mniemaniu archiwisty) świata, kompletnie nie potrafi zachować się za granicą, a pod względem uprzejmości pozostaje daleko w tyle za barbarzyńskimi podobno goblinami. Nie kryje swego obrzydzenia dla niezrozumiałych goblińskich obyczajów, wykazuje daleko idącą drażliwość i – mimo starań mieszkańców Tenebrionu oraz samego Werfla – widzi tylko to, co chce widzieć:

„Werfel uznał, że Kąkol chętnie się dowie, co gobliny myślą o niedawnych wojnach z elfami, obaj udali się więc do pomnika na murach Tenebrionu. Rzeźby przedstawiały goblinie małżeństwo, które rozpaczliwie wyciągało ręce do syna i córki po drugiej stronie dziedzińca. Martwe dzieci wybałuszały oczy. Z ich ciał sterczały połamane elfie włócznie z kamienia. To był bardzo mocny obraz.

Kąkol uznał pomnik za niesmaczny.

– Skoro nie chcieliście tracić żołnierzy, trzeba było nie wywoływać wojny – stwierdził.

„Nie wywołaliśmy wojny” – chciał zaprotestować Werfel, ale przypomniał sobie, że jest gospodarzem, więc niegrzecznie będzie wszczynać dyskusję. Nie powiedział więc nic i tylko spróbował się uśmiechnąć”.

„Zabójstwo Brangwina Kąkola” to oryginalnie zaprezentowana historia, złożona z tekstu M.T. Andersona przeplatanego rysunkową opowieścią Eugene Yelchina („Transmisje ściśle tajne”). Całość przepięknie opracowało Wydawnictwo Dwie Siostry (podobno z rozkazu Zakonu Czystej Ręki…). Pełne akcji i humoru perypetie uczonych, którzy dostają się w sam środek odwiecznego konfliktu dwóch ras, pomagają nam uświadomić sobie, w jaki sposób uprzedzenia i stereotypy prowadzą do nieporozumień, często przekształcających się w krwawe wojny, które wyniszczają obie strony. Przez całe pokolenia uczeni wzajemnej nienawiści i zaślepieni propagandą rządzących narażamy się na utratę tego, co dla nas cenne – rodziny, przyjaciół, sąsiadów, domu, przyszłości – w imię interesów bogaczy, którzy nas bez skrupułów wykorzystują. „Zabójstwo Brangwina Kąkola” pokazuje okrucieństwo i bezsens takich wojen, a przy tym zwraca uwagę na fakt, że – w swoim własnym interesie – powinniśmy dążyć do współpracy i zachować otwarty umysł. Kolejna doskonała pozycja od Wydawnictwa Dwie Siostry, którą polecam z przyjemnością.