„Oto historia z dawnych czasów, gdy na świecie byli jeszcze rycerze”.

Przepięknie opowiedziana historia, dzięki której przeniosłam się do świata moich dziecięcych lektur – wzruszających, głęboko przeżywanych i nieco naiwnych, ale w tym pozytywnym sensie. Strach pomyśleć, że mogłam tę książkę pominąć.

Zanim szesnastoletni Tiuri zostanie pasowany na rycerza, czeka go ostatnia próba: po całym dniu postu wraz z innymi giermkami musi spędzić noc na czuwaniu w małej kaplicy poza murami miasta. Chłopcom nie wolno jeść ani pić, porozumiewać się, spać, ale przede wszystkim pod żadnym pozorem nie wolno im otwierać drzwi.

Ta historia rozpoczyna się właśnie w taką noc.

Tiuri, syn Tiuriego Walecznego, giermek rycerza Fartumara i poddany króla Dagonauta, bardzo chce udowodnić, że zasługuje na to, by zostać rycerzem, zawsze uczciwym i skorym do niesienia pomocy, walczącym w obronie dobra. Jednak los szykuje dla niego znacznie poważniejszą próbę: podczas nocy spędzanej na czuwaniu w kaplicy, chłopak słyszy wołanie o pomoc. Tylko on jeden decyduje się na złamanie zasad. Wbrew zakazowi opuszcza kaplicę i wychodzi na zewnątrz. Tak rozpoczyna się jego karkołomna wyprawa do królestwa szlachetnego władcy Unauwena, któremu w zastępstwie tajemniczego Białego Rycerza musi dostarczyć pewien cenny list.

„Tak, niewesołą miał przed sobą perspektywę! Musiał ruszyć w drogę do odległego kraju, by doręczyć list, a nie miał nic prócz ubrania na grzbiecie i postrzępionej peleryny, która nijak się nie nadawała na długą podróż. Nie miał broni, pieniędzy ani konia. Uznano go za złodzieja. A do tego dybali na niego niebezpieczni Czerwoni Jeźdźcy i ich pan, Czarny Rycerz z Czerwoną Tarczą”.

Podczas wyprawy Tiuri zyskuje przyjaciół i wykazuje się cechami godnymi prawdziwego rycerza: odwagą, pobożnością, walecznością, szlachetnością i prawością. Inaczej niż w prawdziwym życiu jego dobroć zazwyczaj niemal natychmiast zostaje nagrodzona (uratowany morderca darowuje mu życie, itp.), stąd dorosłemu czytelnikowi ta historia może się wydawać nieco naiwna, ale w tym właśnie tkwi urok każdej rycerskiej opowieści. Nic dziwnego, że ta piękna powieść została uznana za najlepszą holenderską książkę młodzieżową drugiej połowy XX wieku. Urzekła mnie od pierwszej strony i całym sercem kibicowałam szlachetnemu Tiuriemu, który za wszelką cenę próbował dotrzymać przyrzeczenia i doręczyć list. Dzisiaj nie ma takich chłopców jak Tiuri, a szlachetność i prawość można spotkać tylko w książkach dla dzieci. Utrzymany w klasycznym stylu „List do króla” Tonke Dragt przywraca wiarę w dobro, a jego lektura jest prawdziwym czytelniczym przeżyciem. Dajcie się oczarować.