Takie książki lubię najbardziej.

Co można o Pani powiedzieć na podstawie Pani księgozbioru?

Że nie przeczytam tych wszystkich książek do śmierci”.

Aleksandra Rybka, czytelniczka i nauczycielka języka polskiego, postanowiła przeprowadzić rozmowy ze znanymi ludźmi na temat ich domowych bibliotek. Jestem jej za to wdzięczna, ponieważ czytanie o czytaniu to mój ulubiony rodzaj czytania (patrz: „O pisaniu i czytaniu”) i dlatego kolejną tego rodzaju pozycję powitałam z entuzjazmem filatelisty, który trafił na upragniony znaczek. Z przyjemnością umieściłam „Pokaż mi swoją bibliotekę” na swojej Specjalnej Półce (patrz: Anne Fadiman “Ex libris. Wyznania czytelnika”), zarezerwowanej dla książek opowiadających o książkach.

Swoich rozmówców Anna Rybka pyta między innymi o wielkość i zawartość ich księgozbiorów, system porządkowania książek na półkach, ulubione miejsca do czytania, o lektury z dzieciństwa i obecne. Profesor Jerzy Bralczyk, który nie może jeść bez towarzystwa, do śniadania zaprasza swoich ukochanych pisarzy: Flauberta, Sienkiewicza, Tołstoja i Nabokova („bo przecież nikt lepiej od Tołstoja czy Flauberta nie będzie pisał”). Na Specjalnej Półce zgromadził około trzystu egzemplarzy „Pana Tadeusza” („Generalnie staram się mieć wszystko, co wiąże się z Panem Tadeuszem“). Paweł Dunin-Wąsowicz czyta natomiast to, czego nikt inny nie czyta (rozmaite kurioza i literaturę klasy C), a ponadto cierpi na „syndrom Marii Janion” (jego mieszkanie jest tak zawalone książkami, że nie da się już przejść). Lucyna Kirwil sięga tylko po nowości, a Jacek Dehnel wręcz odwrotnie. Biblioteka Anny Dziewit-Meller przypomina moją – jest bardzo różnorodna i stanowi odbicie świata właścicielki:

„Interesuje mnie wszystko, bo dla mnie wszystko może być ciekawe. Mam antropologiczne podejście do świata. Taka jest też moja biblioteka – wszystko jest w niej ciekawe. Może ktoś by powiedział, że dużo w niej chaosu i przypadkowych rzeczy, ale ja lubię raz to, raz tamto, raz siamto. Taka jest moja natura”.

Bardzo ucieszyło mnie odkrycie, że nie tylko ja mam zwyczaj czytania latem powieści Stephena Kinga (patrz: „King na lato”). Do takiej czytelniczej tradycji przyznaje się również Justyna Sobolewska, krytyczka literacka i dziennikarka:

„Wracając do wakacyjnych książek, to już układam w głowie listę i zawsze też musi być jakiś Stephen King. Najbardziej lubię w nim to, że jest wielkim czytelnikiem i w książkach posługuje się rozmaitymi cytatami, oddając hołd różnym autorom, na przykład Lovecraftowi, czy gatunkom klasycznym, jak choćby powieści grozy. King przeczytał całą klasykę i bawi się tym w swoich powieściach. Dla czytelnika, który również orientuje się w tym temacie, zostawia ślady. To już taka nasza rodzinna tradycja, że zawsze ktoś bierze jego książkę na wakacje”.

Co zaskakujące, po powieści króla grozy sięga również wybitny językoznawca, profesor Jerzy Bralczyk (teraz możecie wyciągnąć swojego Kinga spod stołu):

„Przeczytałem parę pozycji Krajewskiego i jednego Czubaja, ale już nie czytuję współczesnych kryminałów, co nie znaczy, że ich nie lubię. Ciągle wracam za to do Agathy Christie. I jest jeszcze moja ulubiona pisarka, Patricia Highsmith. Przeczytałem wszystko, co ukazało się po polsku, tak jak Stephena Kinga. To jest obowiązek. Czytam właściwie pierwszego dnia po polskiej premierze. Nie są te nowe już tak dobre jak Lśnienie czy Smętarz dla zwierzaków, ale czytam”.

Największym problemem posiadaczy dużych księgozbiorów jest brak miejsca. „Nie mam miejsca” – wzdychają niemal jednym głosem. Doskonale rozumiem ten ból, podobnie jak awersję do nieśmiertelnego pytania o ulubioną książkę: na to pytanie potrafi odpowiedzieć tylko ktoś, kto mało czyta. Większość rozmówców ma ten charakterystyczny dla nałogowych czytelników zwyczaj przeglądania bibliotek w odwiedzanych domach. Poeta Maciej Robert wykorzystuje go nawet do unikania siedzenia przy stole, co przyjęłam ze zrozumieniem, gdyż sama uprawiam ten proceder:

Czy wizytę w czyimś domu zaczyna Pan od przejrzenia biblioteki?

Oczywiście. Najgorzej, jak nie ma książek, bo nie wiadomo, co dalej ze sobą zrobić. Duży księgozbiór jest też dobry podczas imprez towarzyskich – kiedy nie ma się ochoty siedzieć z innymi przy stole, można oglądać książki na półkach”.

Dla niektórych książki to świętość, inni bez skrupułów piszą po marginesach, co odpowiada dokonanemu przez Anne Fadiman podziałowi czytelników na kochanków dworskich oraz namiętnych. Jerzy Jarniewicz, profesor nauk humanistycznych (i – dodam – doskonały rozmówca) zdecydowanie reprezentuje tę drugą grupę:

Rozumiem, że Pan również pisze po książkach.

Ależ oczywiście. Jeżeli książka jest zbyt ładna i trochę mi żal ją zamazywać, używam ołówka. Po to są marginesy, żeby z nią rozmawiać. Każda wchodzi w relację z czytelnikiem, a ta relacja nie będzie żywa, jeśli czytelnik pozostanie niemy. Trzeba z książką rozmawiać, kłócić się z nią, z nią się bawić. Piszę na marginesie, stawiam wykrzykniki, znaki zapytania, wężyki. Nie złapałaby mnie Pani na czytaniu książki bez ołówka w ręku. No, może trochę przesadziłem…”

Zapytani o to, co rozprasza ich uwagę podczas czytania, rozmówcy Aleksandry Rybki najczęściej wymieniają telefon i Facebook, co jest najlepszym dowodem na to, jak bardzo nowoczesne technologie i media społecznościowe utrudniają nam skupienie się na jakiejś czynności (i co może też tłumaczyć problemy współczesnej młodzieży z koncentracją).

Książkę Aleksandry Rybki połknęłam w jeden wieczór, żałując, że nie zawiera więcej rozmów i kończy się tak szybko – po zaledwie 339 stronach (tym samym pragnę zasugerować Szanownej Autorce, że drugi tom byłby bardzo mile widziany). „Pokaż mi swoją bibliotekę” to prawdziwa gratka dla miłośników czytania, którzy podczas lektury poczują się jak ryba w wodzie, gdyż dla nałogowego czytelnika nie ma lepszego tematu do rozmowy. Wszystkim zakochanym w książkach – czy to dworsko, czy namiętnie – gorąco tę pozycję polecam.