Wiedzieliście, że Artur Conan Doyle zasadzał się w krzakach na rusałki?
Niemal dwadzieścia lat po „Zapiskach z małej wyspy” Bill Bryson znowu podejmuje wyprawę po swej przybranej ojczyźnie. Obserwuje zmiany, jakie zaszły w Wielkiej Brytanii, i zachwyca się jej niepowtarzalnymi krajobrazami. Spostrzegawczy, ironiczny, złośliwy, niezwykle zabawny i często bardzo pocieszny Bryson jest doskonałym przewodnikiem po tym bardzo specyficznym kraju, w którym kiedyś postanowił zamieszkać.
Czym ta „deszczowa wyspa dryfująca po zimnym, szarym morzu” zjednała sobie obywatela najbardziej rozwiniętego gospodarczo kraju świata? Po pierwsze, dostarcza urzekających i niewyczerpanych rozrywek. Zagęszczenie dziedzictwa narodowego Zjednoczonego Królestwa zadziwia: cała wyspa jest po prostu napchana różnymi cudownościami. Wielka Brytania posiada czterysta pięćdziesiąt tysięcy zabytkowych budynków, dwadzieścia tysięcy zabytków starożytności, dwadzieścia sześć obiektów z Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO, tysiąc sześćset dwadzieścia cztery parki i ogrody o znaczeniu historycznym, sześćset tysięcy stanowisk archeologicznych, trzy i pół tysiąca zabytkowych cmentarzy, siedemdziesiąt tysięcy pomników wojennych, cztery tysiące obiektów o szczególnym znaczeniu naukowym, piętnaście i pół tysiąca średniowiecznych kościołów i dwa i pół tysiąca muzeów ze stu siedemdziesięcioma milionami eksponatów.
„Wielka Brytania jest nieskończona. Nie ma na świecie drugiej krainy, w której na tak małej przestrzeni byłoby tak wiele do oglądania – nigdzie nie ma wspanialszej kroniki rezultatów ciekawych i owocnych działań z tak długiego okresu”.
Po drugie, Wielka Brytania ma do zaoferowania milion dobrych rzeczy, których nie znajdziemy gdzie indziej. To kraj stworzony dla piechurów – można w nim swobodnie chodzić na świeżym powietrzu po ponad dwustu tysiącach kilometrów publicznych ścieżek, co w dzisiejszym świecie jest po prostu niebywałe.
„Mieszkańcy Wielkiej Brytanii nie zdają sobie sprawy, jakie to niezwykłe. Gdybyś powiedział komuś ze Środkowego Zachodu USA, z którego pochodzę, że zamierzasz spędzić dzień na chodzeniu pośród pól uprawnych, spojrzałby na ciebie jak na wariata. Byłoby to zresztą niewykonalne. Każde pole kończyłoby się barierą z drutu kolczastego. Nie znalazłbyś pomocnych przełazów, furtek, kuszących drewnianych słupków wskazujących drogę. Spotkałbyś tylko farmera ze strzelbą, który by się zastanawiał, co ci strzeliło do głowy, żeby łazić po jego lucernie”.
Wielka Brytania to także dobre książki, dobry teatr, dobre kabarety, dobre uniwersytety. Uniwersytet Cambridge może się poszczycić największą liczbą noblistów ze wszystkich uczelni świata. To tutaj J.J. Thomson odkrył elektron, Francis Crick i James Watson DNA, a James Chadwick i Max Perutz strukturę białka. W Cambridge przebywali najwybitniejsi myśliciele i naukowcy, między innymi Isaac Newton, Charles Darwin, Alan Turing i Bertrand Russell. Mimo że amerykańskie uniwersytety dysponują astronomicznymi funduszami, to niedofinansowane uniwersytety brytyjskie znacznie lepiej radzą sobie z zapewnieniem obywatelom solidnego wykształcenia: aż trzy znajdują się w światowej pierwszej dziesiątce, a jedenaście w pierwszej setce.
Osobnym tematem są brytyjskie rozrywki i zwyczaje, jak choćby tytułowa herbatka o piątej. Mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa potrafią czerpać głęboką i długotrwałą przyjemność właściwie z niczego.
„Dajcie im środek transportu, który odchodził do lamusa w latach powojennych, a hurmem do niego pobiegną. Wiedzieliście, że w Wielkiej Brytanii kursuje sto osiem pociągów parowych – jakieś sto sześć więcej niż potrzebuje którykolwiek kraj – obsługiwanych przez osiemnaście i pół tysiąca ochotników? Coś niezwykłego, ale dzięki takim sprawom w Wielkiej Brytanii są tysiące mężczyzn, którzy nie będą potrzebowali viagry, dopóki jeżdżą pociągi parowe.
Przy czym pociągi parowe to tylko niewielka część brytyjskich rozrywek, które nikogo innego nie cieszą. Na Wyspach istnieje również Stowarzyszenie Miłośników Wież Ciśnień, Stowarzyszenie Badaczy Glinianych Rur, Zespół Badaczy do spraw Buteleczek na Pigułki, Stowarzyszenie Znaków Duchów (znajduje wyblakłe komunikaty na ścianach budynków, a potem się nimi podnieca) i Towarzystwo Miłośników Rond. Domyślacie się, do czego zmierzam? Istnieją na tym świecie ludzie, którym nie trzeba przystawiać pistoletu do skroni, żeby w czasie wolnym podróżowali po kraju i szukali najatrakcyjniejszych i najbardziej satysfakcjonujących rond”.
Wbrew pozorom Wielka Brytania to kraj z gruntu zdrowy na umyśle – i to jest trzeci punkt na Brysonowej liście. W trudnych i budzących emocje kwestiach, takich jak ograniczenie dostępu do broni, aborcja, kara śmierci czy nauczanie o ewolucji w szkołach, Wielka Brytania postępuje „spokojnie, z umiarem i całkiem dojrzale”, czego o wielu krajach powiedzieć nie można.
Czwarta cecha wyróżniająca Zjednoczone Królestwo to jakość życia, które tutaj po prostu smakuje lepiej:
„W tempie i skali brytyjskiego życia – docenianiu małych przyjemności, a mówiąc ogólniej, swoistej powściągliwości pod względem zaspokajania rozmaitych apetytów – jest coś, co sprawia, że życie na Wyspach jest dziwnie sympatyczne. Brytyjczycy to jedyni ludzie na świecie, którzy potrafią się autentycznie ożywić, kiedy postawić przed nimi ciepły napój i niewielki herbatnik”.
Wielka Brytania lokuje się w ścisłej czołówce krajów o najwyższym poziomie satysfakcji z życia, ale trzeba podkreślić, że Brytyjczycy to ludzie, których niełatwo wyprowadzić z równowagi. Potrafią być szczęśliwi nawet w sytuacjach, w których inni by się załamali. Ponuractwo i marudzenie nie są tutaj w dobrym tonie. Brytyjczycy są zdeterminowani, by za wszelką cenę pozostać jolly: nie przejmować się za bardzo, nie afiszować z problemami, czerpać radość z drobiazgów i być niezłomnym w każdej sytuacji, tak jak Paul z Liverpoolu, którego sfotografowano podczas ataku na London Bridge w 2017 roku, gdy uciekał z pobliskiego pubu, nie wypuszczając z dłoni w połowie pełnego kufla z piwem.
„(…) Brytyjczyków od reszty świata najbardziej odróżnia fakt, że kiedy wszystko się sypie i mają wszelkie powody do tego, aby sobie głośno, gorzko i przeciągle pomarudzić, oni są najszczęśliwsi. Stojący na polu minowym z urwaną nogą Brytyjczyk, który ma możliwość powiedzieć do kolegi: A nie mówiłem?, jest człowiekiem szczęśliwym. Taka cecha narodowa bardzo mi się podoba”.
Wreszcie – po piąte i najważniejsze – brytyjskie krajobrazy („Rany boskie, co za osiągnięcie!”). Nie ma na świecie krajobrazu, który byłby bardziej misternie ukształtowany, piękniejszy do oglądania i wygodniejszy do przebywania niż brytyjska prowincja:
„Jest to największy park świata, najdoskonalszy naturalny ogród. I być może najchlubniejsze osiągnięcie narodu brytyjskiego”.
Mimo iż środowisko naturalne Wielkiej Brytanii jest intensywnie użytkowane i ubogie w cuda natury, jego architekci potrafili stworzyć najwyższej klasy parkowe krajobrazy, znakomicie uporządkowane miasta, „najurodziwsze miejscowości na prowincji, radosne nadmorskie letniska, najdostojniejsze gmachy publiczne, najbardziej romantycznie porośnięte wieżami, katedrami, zamkami, opactwami, leśnymi samotniami, drzewami, pastwiskami, szerokimi żywopłotami i bujnym kwieciem sto trzydzieści tysięcy trzysta dwadzieścia kilometrów kwadratowych, jakie zna świat”.
Niestety, nawet w Zjednoczonym Królestwie zaobserwować można charakterystyczne dla naszych czasów zmiany, które Billa Brysona bardzo niepokoją. W tutejsze życie wkradła się pewna niechlujność, przejawiająca się nie tylko swobodnym podejściem do interpunkcji. Ludzie pozwalają sobie na skandaliczne zachowania, które wcześniej były nie do pomyślenia:
„Wielka Brytania, do której przed laty przyjechałem, opierała się na założeniu, że zawsze należy postępować zgodnie z zasadami, niezależnie od tego, czy ktokolwiek wie o tym, co robisz. Nie rzucało się śmieci na ziemię, nie opróżniało puszki z farbą przy krawężniku, nie pozwalało psu srać na ścieżkę ani celowo nie zajmowało dwóch miejsc do parkowania i tak dalej. (…) Takie dziadostwo nie wchodziło w skład ówczesnej brytyjskiej kultury. Nikomu nie przychodziło do głowy, żeby zachowywać się jak palant. Dzisiaj mnóstwo ludzi nie kieruje się tym, czy postępują słusznie, ale tym, czy ktoś ich widzi. Sumienie funkcjonuje tylko w obecności świadków”.
W niezliczonych dziedzinach życia świat wokół nas robi się coraz bardziej tandetny, co Bryson stwierdza z „głembokim zmarfieniem”. Nikt już nie docenia jakości, tradycji czy klasy: o ważnych rzeczach współdecydują osoby, mające problemy z gramatyką. Komercyjne strony internetowe nie dbają o rzetelność, prawdomówność, wiarygodność i poprawność językową, a ich bylejactwo udziela się użytkownikom. Dzisiejszych ludzi wciągają „spaprane z rozmachem losy celebrytek, których wspólnymi mianownikami wydawały się mikroskopijne mózgi, gigantyczne cycki i imponująca umiejętność fatalnego doboru partnerów”. W parze ze szpetotą obyczajów idzie szpetota krajobrazu: obwodnice, supermarkety i inne wynalazki współczesnych czasów szerzą się jak zaraza, niszcząc miejsca unikalne, wyjątkowe i urodziwe.
Ma też Wielka Brytania niechlubne karty: kolonializm i swój Czarnobyl (równie skrzętnie ukrywany). Pierwsza na świecie działająca elektrownia jądrowa powstała właśnie w Wielkiej Brytanii, w Sellafield na wybrzeżu Kumbrii. Mimo podpisania w 1972 roku Konwencji Londyńskiej, zakazującej usuwania silnie skażonych odpadów radioaktywnych do morza z pokładów statków, Wielka Brytania pompowała całe tony niebezpiecznych odpadów do Morza Irlandzkiego, wykorzystując fakt, że w porozumieniu nie wspominano nic o rurach.
„Według Jacoba D. Hamblina, ekologa z Uniwersytetu Stanowego w Oregonie, do końca lat osiemdziesiątych kierownictwo elektrowni Sellafield naraziło całą Europę na działanie większych ilości radiacji niż wszystkie inne zakłady nuklearne, testy jądrowe, katastrofa w Czarnobylu i hermetycznie zamykane odpady stałe, a jednocześnie przekonywało, że wiernie stosuje się do porozumienia londyńskiego”.
„Herbatka o piątej! Więcej zapisków z małej wyspy” to lektura jednocześnie arcyciekawa i przezabawna. Bill Bryson jak zwykle doskonale łączy rzetelność z ciętym dowcipem, dzięki czemu otrzymujemy nietuzinkowy reportaż o współczesnej Anglii, wypełniony po brzegi ciekawymi informacjami, ale podanymi w lekkim, humorystycznym tonie (przy czym jest to humor z górnej półki, brytyjski). Bill Bryson skłania nas również do refleksji, w dobie rozbuchanego konsumpcjonizmu niezwykle ważnych i potrzebnych. Czy naprawdę chcemy złożyć na ołtarzu postępu piękno i jakość naszego życia? Czy skażemy następne pokolenia na pustą, bezmyślną wegetację w betonowym świecie plastikowych mieszkańców planety Imbecile? Dla naszego psychicznego dobrostanu istotniejszy od supermarketu za rogiem jest związek z naturą i z kulturą – związek, dodajmy, coraz słabszy. Prawa rynku stały się ważniejsze od praw ludzi. „Od kiedy tak jest w porządku?” – buntuje się niepoprawny Bill Bryson, zachęcając nas do stawienia oporu rozpanoszonej komercjalizacji i postępującemu ogłupieniu. Mnie przekonywać nie musi.
Dodaj komentarz