Wielki zły lis wygląda jak coś, co przepuszczono przez wyżymaczkę. Ma muskulaturę ostrygi i charyzmę na poziomie suszonego winniczka.

W gospodarstwie witają go jak dobrego znajomego. Nie wzbudza popłochu, nie cieszy się szacunkiem – kury regularnie spuszczają mu łomot. Dlatego skazany jest na rzepę. Poczciwy świniak odkłada mu czasem cały koszyczek.

Cała ta sytuacja posiada jednak pewną zaletę, z której nasz fajtłapowaty lis przez długi czas nie zdaje sobie sprawy: może wchodzić na farmę, kiedy chce. Nikt go nie przepędza, gdyż tak naprawdę nie stanowi dla nikogo żadnego zagrożenia. I tu na scenę wkracza wilk – naprawdę wielki i zły:


„- Ale chociaż ja nie mogę zbliżyć się do kury, to ty możesz zbliżyć kurę do mnie!
– Że niby kura będzie gonić mnie aż tu? Zwykle spuszcza mi manto dużo wcześniej.
– Nie mówię, że masz przynieść kurę. Masz przynieść coś zupełnie niegroźnego!”

W taki oto sposób „ryży socjopata” staje się opiekunem kurzych jajek. Myśl o urozmaiceniu rzepowej diety każe mu schować dumę do kieszeni – ktoś przecież musi te jajca wysiedzieć. Na tym jednak wyzwania się nie kończą. Wyklute kurczaczki, trzy rozkoszne łobuzy, natychmiast obwołują lisa swoją mamą. Przerażenie rudego fajtłapy sięga zenitu, gdy wilk oznajmia mu, że na tym nie koniec jego obowiązków:


„-Zaczekajmy parę miesięcy, niech nabiorą tuszy.
– PARĘ MIESIĘCY??? Mam się bujać z tą smarkaterią przez kilka miesięcy i nie wtrząchnąć ich przez ten czas?!”

Perypetie lisa i jego nietypowych podopiecznych przedstawione są w niezwykle zabawny sposób. Składają się z serii humorystycznych scenek, kapitalnie oddających uroki rodzicielstwa: usypianie, naukę jedzenia, wspólne zabawy (na przykład w wielkiego złego lisa i w proszoną herbatkę), kłótnie i bójki między rodzeństwem, wezwania do szkoły, itp. Niepostrzeżenie lis zżywa się ze swoimi przybranymi dziećmi i zaczyna odczuwać niepokoje typowego rodzica: poucza, żeby nie biegały zbyt szybko, a w środku nocy upewnia się, czy oddychają. Duża zmiana, jeśli weźmiemy pod uwagę, że pierwszej nocy ululał je do snu w kociołku, żeby się przyzwyczajały…

Świetne w tym komiksie są rysunki, doskonale podkreślające bardzo ludzkie charaktery postaci. Śmiejemy się nie tylko z postawionego w nietypowej sytuacji rudzielca: bawi nas również zachowanie samych kurczaków, wychowanych przez lisa i uważających się za lisy. Do tego dochodzą jeszcze mieszkańcy farmy: pies obibok, jedyne w swoim rodzaju bojowe kury (zwłaszcza jedna, która wygląda jak Pudzian) oraz komiczny duet złożony z Królika i Prosiaka.

„Wielki zły lis” Benjamina Rennera to historia przeznaczona dla młodszych czytelników, ale opowiedziana tak genialnie, że zachwyci również dorosłych, którzy odnajdą w niej mnóstwo uniwersalnych sytuacji, ujętych zwykle w kilka zwięzłych, ale trafiających w punkt kadrów. Właśnie ta umiejętność skondensowania w krótkiej scence naszych doświadczeń, związanych nie tylko z rodzicielstwem, lecz z kondycją ludzką i realiami życia w ogóle, czyni z tego komiksu pozycję wyjątkową.

„Wielki zły lis” to połączenie komedii, opartej na zabawnym nieporozumieniu (qui pro quo), z utworem alegorycznym: głównymi bohaterami są zwierzęta, które pod wieloma względami przypominają ludzi. Niepokoje związane z rodzicielstwem czy ludzkie ułomności, stanowiące nieodłączną część naszej natury, pozostają wciąż niezmienne: można płakać i załamywać ręce albo można zdrowo się z nich pośmiać. „Wielkiego złego lisa” Rennera polecam tym, którzy wybierają drugą opcję.