Bohaterem tej pasjonującej historii jest nietuzinkowy człowiek, który poświęcił swoje życie zabójczej obsesji: poszukiwaniom zaginionego amazońskiego miasta.

„Uścisk, w jakim trzyma nas cywilizacja, jest względnie słaby, a życie w absolutnej swobodzie ma niewątpliwy urok, gdy raz się go skosztowało. Zew dzikości jest we krwi wielu z nas, a jego wentyl bezpieczeństwa stanowi przygoda.”

P.H. Fawcett

Pułkownik Percy Harrison Fawcett był w swoim czasie prawdopodobnie największym światowym ekspertem od Ameryki Południowej. Znał go cały świat. Ucieleśniał on „wiktoriański etos i ducha eksploracji”. Jego opowieści z wypraw słuchał Arthur Conan Doyle, który podobno oparł powieść „Świat zaginiony” na doświadczeniach Fawcetta. Ten niestrudzony badacz Amazonii postawił sobie za cel odnalezienie zaginionej cywilizacji, wierzył bowiem, że w brazylijskiej dżungli wciąż istnieje starożytny lud o rozwiniętej kulturze. W styczniu 1925 roku po raz kolejny wyruszył na wyprawę, zabierając ze sobą najstarszego syna oraz jego przyjaciela. Ślad po nich zaginął.

David Grann, amerykański dziennikarz, postanowił napisać reportaż o tym, „jak pokolenia naukowców i poszukiwaczy przygód ogarniała zabójcza obsesja rozwiązania zagadki określanej często jako największa tajemnica badawcza XX wieku – lokalizacji zaginionego miasta Z”. Podążając tropem pułkownika Fawcetta, sam niepostrzeżenie zaczyna ulegać tej obsesji, a my, czytelnicy, razem z nim.

Przyrodnicy przedstawiają Amazonię jako „dziewiczy las”, ale określają też tę krainę mianem „fałszywego raju”, zwracając uwagę na fakt, że mimo olbrzymiego bogactwa fauny i flory jest to miejsce wrogie człowiekowi. Ciężko znaleźć tam pożywienie, łatwo za to samemu stać się posiłkiem drapieżnika. W Amazonii, jak zauważył Fawcett, królestwo zwierząt „jest przeciw człowiekowi jak nigdzie indziej na świecie”. W dżungli zabić może wszystko: węże, ryby, żaby, a nawet insekty, nieustająco nękające ludzi. David Grann wymienia mrówki saibskie, kleszcze, włochate lądzienie, zjadające ludzką tkankę, tryskające cyjankiem stonogi, pasożyty wywołujące ślepotę, gryzące muszki pium, „całujące” robaki i moskity, przenoszące choroby: malarię, dengę, słoniowaciznę, leiszmaniozę i żółtą febrę.

W tak niesprzyjających warunkach większość eksploratorów myśli jedynie o przetrwaniu. Percy Harrison Fawcett nie tylko realizował przydzielone mu zadania, ale też przeprowadzał swoje ekspedycje w tempie, które wydawało się nadludzkie. Wykazywał przy tym zadziwiającą odporność na choroby i uderzającą zdolność do unikania drapieżników. Wyróżniał go również stosunek do Indian, z którymi zawsze próbował nawiązać pokojowe relacje. Doceniał ich inteligencję, znajomość ziół, umiejętność przetrwania w trudnych warunkach, pomysłowe formy polowania i łowienia ryb. Inteligencja Indian była dla niego dowodem, że są oni potomkami wyrafinowanej cywilizacji i niemal zawsze opisywał ich jako cywilizowanych, często dużo bardziej niż Europejczycy:

„Z mego doświadczenia wynika, że niewielu spośród tych dzikich jest z natury złych, chyba że kontakty z dzikusami z zewnątrz uczyniły ich takimi.”

David Grann nie tylko przybliża biografię tej fascynującej postaci, ale też rekonstruuje kolejne wyprawy pułkownika, korzystając z licznej literatury źródłowej (książka zawiera imponującą bibliografię). To jednak nie wszystko: sam wybiera się w podróż śladami Fawcetta, mimo że daleko mu do dziewiętnastowiecznych śmiałków z Królewskiego Towarzystwa Geograficznego.

„Zgubiłem przewodnika. Nie miałem już jedzenia ani wody. Włożywszy mapę do kieszeni, ruszyłem naprzód, chłostany przez gałęzie, próbując znaleźć drogę. I wtedy dostrzegłem wśród drzew jakiś ruch. Jest tu kto? – zawołałem. Nikt nie odpowiedział. Między gałęziami mignęła jakaś postać, potem kolejna. Zbliżały się i wtedy po raz pierwszy zadałem sobie pytanie: Co ja, u diabła, tu robię?”

Reportaż Davida Granna, choć oparty na skrupulatnie studiowanych źródłach, wyróżnia się umiejętnie podtrzymywanym dramatyzmem i niezmiennie atrakcyjnym dla czytelnika duchem przygody. „Zaginione miasto Z” Granna wciąga jak dziewiętnastowieczna powieść awanturnicza: kusi tajemnicą, nęci egzotyką i zaciekawia malowniczą historią nietuzinkowego bohatera. Sugestywne opisy Amazonii sprawiają, że niemal czujemy podszczypujące nas mrówki i razem z bohaterami drżymy o własne życie. Jest w tej opowieści nostalgia za romantyczną aurą dawnych wypraw, jest też smutna refleksja o konsekwencjach zderzenia dwóch odmiennych światów – konsekwencjach tragicznych dla Amazonii i jej mieszkańców.

„Kiedy minęliśmy rzekę Manos, gdzie Fawcett odłączył się od reszty grupy i gdzie Raleigh został pogryziony przez kleszcze, wyglądałem przez okno, spodziewając się pierwszych zapowiedzi przerażającej dżungli. Zamiast tego teren wokół wyglądał jak Nebraska – niekończące się równiny ciągnęły się aż po horyzont. Kiedy zapytałem Taukane, co się stało z lasem, odpowiedział po prostu: nie ma. Chwilę później pokazał mi szereg potężnych ciężarówek jadących w przeciwnym kierunku, wiozących dwudziestometrowe kłody.

– Tylko Indianie szanują las – powiedział Paolo. – Biali wycinają go do końca.”

Znakomita lektura.