Zadziwiające jest, jak wiele piszących kobiet trudzi się udowadnianiem światu, że są równie poważnymi pisarkami, co mężczyźni. Wydawałoby się, że w czasach równouprawnienia takie kwestie w ogóle nie powinny być podnoszone. A jednak.
Marguerite Yourcenar została przyjęta do Akademii Francuskiej jako pierwsza kobieta w czterechsetletniej historii tej instytucji. Było to w… 1981 roku. Ursula K. Le Guin, wielokrotna laureatka nagród Hugo i Nebula, wspomina swoje początki na ścieżkach literatury science fiction:
„Kobiety musiały udawać, że są mężczyznami, albo używać tylko swoich inicjałów. (…) Pisarstwo było czymś, czego reguły ustalali mężczyźni, i nigdy tego wcześniej nie kwestionowałam. Kobiety, które podważały zasady, były zbyt rewolucyjne, żebym w ogóle o nich wiedziała. Dlatego dopasowałam się do męskiego światka pisarskiego i pisałam jak mężczyzna, prezentując tylko męski punkt widzenia.”
Kwestia pozycji kobiet jest stałym wątkiem w twórczości Margaret Atwood. Autorka „Opowieści podręcznej” zauważa, że większość książek, które się ukazują, piszą mężczyźni i są one recenzowane przez mężczyzn. To właśnie na polu krytyki literackiej można się zetknąć najczęściej z uprzedzeniami związanymi z płcią. Zdarza się też, że piszący mężczyźni „tworzą stereotypowe kobiety i portretują je jako wypchane meble lub pogotowie seksualne”. Zdaniem Toni Morrison jesteśmy zbyt przyzwyczajeni do kobiet, które pyskują albo które korzystają z broni słabych: zrzędzenia, zatruwania, unikania konfrontacji. Bohaterki jej książek są zazwyczaj silniejsze i odważniejsze od mężczyzn. To jednak Ursula K. Le Guin poszła w tej kwestii najdalej: akcję „Lewej ręki ciemności” osadziła w świecie, w którym… nie ma płci. I szlus.
Co mają do powiedzenia największe autorki XX wieku o czytaniu i pisaniu? Doris Lessing najlepiej tworzy „w ciągu”: na początku idzie ciężko i chropowato, ale nagle łapie rytm i wszystko zaczyna się toczyć. Pocenie się nad każdym zdaniem nie daje w jej przypadku dobrego efektu.
„Lubię myśleć, że jeśli ktoś czyta moją książkę, przeżywa – no, nie wiem – literacki odpowiednik zimnego prysznica. Coś, przez co zaczyna myśleć w nieco inny sposób. Do tego, jak sądzę, służą pisarze. Taka nasza rola. Spędzamy mnóstwo czasu na rozmyślaniu, jak to wszystko działa, dlaczego coś się zdarza, a to oznacza, że jesteśmy bardziej wrażliwi na to, co się dzieje.”
Margaret Atwood podkreśla, że trzeba się nauczyć czytać swoje dzieło: obiektywnie i z krytycznym dystansem.
„Koniec końców, to moja praca. Muszę wziąć za nią odpowiedzialność, niezależnie od jej jakości. Robienie czegoś źle nie jest złe, ale robienie czegoś źle i myślenie, że robi się to dobrze, już jest.”
Zdaniem Susan Sontag powieść warta czytania „kształci serca” i „tworzy duchowość”. Jeanette Winterson głęboko wierzy, że warto walczyć o każdego nowego czytelnika:
„Myślę, że trzeba budować mosty i zwyczajnie pomóc ludziom otworzyć książkę i zacząć czytać. Bo kiedy tylko to zrobią, w połowie odniosło się sukces.”
Dla Marguerite Yourcenar książki są sposobem na naukę silniejszego odczuwania, a pisanie ich to odpoczynek i przyjemność. Ursula K. Le Guin nie lubi być szufladkowana jako pisarka science fiction:
“Nie wciskajcie mnie do waszej przeklętej szufladki, w której się nie mieszczę, bo wszędzie mnie pełno. Moje macki wystają z szufladki we wszystkich kierunkach.”
Doris Lessing również podkreśla, że tak naprawdę nie pisze science fiction:
„Właśnie skończyłam Solaris takiego gościa, Stanisława Lema. Teraz to klasyka… pełna naukowych pomysłów. Połowa z nich oczywiście się na mnie marnuje, bo nic nie rozumiem. Ale to, co rozumiem, jest fascynujące.”
Różny jest stosunek najwybitniejszych współczesnych pisarek do realizmu magicznego. Marguerite Yourcenar nie lubi pisarzy południowoamerykańskich, którzy są dla niej jak produkty z fabryki, a Alice Munro nie kryje zachwytu:
„Uwielbiałam Sto lat samotności. Uwielbiałam je, ale tego nie da się podrobić. Wygląda na łatwiznę, ale takie nie jest. To wspaniałe, gdy mrówki porywają dziecko, gdy dziewica wstępuje do nieba, gdy umiera patriarcha i gdy pada deszcz kwiatów.”
Nadine Gordimer zwraca natomiast uwagę na fakt, że w Ameryce Łacińskiej wszyscy piszą o tym samym. Jedynym tematem jest skorumpowany dyktator. Mimo tej jednolitości lejtmotywów jest to „najciekawsza proza, jaką się dzisiaj pisze.”
Królowa kryminału i nestorka powieści detektywistycznej P. D. James bardzo ciekawie wypowiedziała się na temat religii. Każdy ma swoją własną drogę do Boga i absurdem byłoby skazywanie przeważającej części ludzkości na potępienie tylko dlatego, że do tego samego celu podąża inną ścieżką.
„Na ścieżce chrześcijańskiej, którą wybrałam, podłoże i widoki są inne od tych, które napotyka buddysta czy muzułmanin, lecz mam nadzieję, że wszyscy w końcu dotrzemy na miejsce.”
W „Wywiadach z pisarzami” pięknie o chrześcijaństwie powiedział William Faulkner:
„To indywidualny kodeks zachowania każdego człowieka, dzięki któremu staje się kimś lepszym, niż chce jego natura, niż gdyby podążał tylko za nią. Bez względu na rodzaj symbolu – czy będzie to krzyż, półksiężyc czy coś innego – przypomina on człowiekowi o jego obowiązku wobec ludzkiej rasy.”
Antologia wywiadów z „The Paris Review”, prezentująca rozmowy z pisarkami, niczym nie ustępuje części pierwszej, zarezerwowanej dla mężczyzn. Sztuka jest jedna, płeć nie istnieje, a do Boga prowadzą różne drogi. I szlus.
Dodaj komentarz