„Skrzynka Potworów” to taki kuferek, z którego wyskakują najbardziej znane strachy: czarownica, zombi, ogr, mumia czy wilkołak. My przyjrzymy się wampirowi.

Nosi on swojskie imię Władek i ma problem ze stępionymi kłami. Zjawia się więc w szpitalu podczas nocnego dyżuru.

Straszy przy okazji małą dziewczynkę, której wrzaski uświadamiają lekarzowi, z kim będzie miał do czynienia.

Dentysta wita pacjenta ustrojony w naszyjnik z czosnku, dzierżąc w dłoniach kołek i młotek, co uniemożliwia Władkowi skorzystanie z jego fachowej pomocy. Głodny krwiopijca próbuje jeszcze swoich sił w filmie, ale tu też ponosi porażkę, bowiem ze stępionymi kłami nie wypada wiarygodnie. Zaliczając po drodze zderzenie z neonem, wraca smętny i rozczarowany do domu.

Historyjka o wampirze Władku jest prościuteńka jak wypracowanie pierwszoklasisty. Powiedzmy sobie jednak szczerze: nikt nie nabywa pozycji z tej serii dla historyjek. Lepem na nas, dorosłych, są genialne ilustracje, które zmalował Fernando Falcone, a te rozrzucone z rzadka literki, zorganizowane w zdania na poziomie najbardziej elementarnym z możliwych, to jedynie pretekst, by książkę z czystym sumieniem kupić. Rzekomo dziecku. Tekst zrozumiałby nawet maluch, ale ze względu na ilustracje szkrabom tej pozycji zdecydowanie nie polecam. Mogłoby się to skończyć masową reklamacją pampersów.

Fernando Falcone ma swój oryginalny, nieco makabryczny styl, przypominający grobową atmosferę „Gnijącej panny młodej” Tima Burtona. Ponury klimat i „martwe kolory”,  jak je określił mój syn, dodają prostej historii niesamowitości i wywołują ciarki na plecach. Zgniłozielenie, trupioszarości i mętnożółtości dominują na całostronicowych ilustracjach, a osobliwe, karykaturalne postacie napawają lękiem. Straszy zwłaszcza nasz prostoduszny wampir Władek – liliputek z olbrzymią, groteskową głową, brat bliźniak okrutnej Czerwonej Królowej z Burtonowskiej „Alicji w Krainie Czarów”.

Z tego względu ilustracje w ogóle nie przystają stylistycznie do dziecinnego, czytankowego tekstu. W efekcie nie jest to książka ani dla młodszych, ani dla starszych dzieci. Nam służy głównie do oglądania.