Wyobraź sobie, że masz ważny egzamin.

Wybierasz odpowiednią książkę, czytasz ją i w ten sposób tworzysz aspekt – wymyśloną osobę, alfę i omegę w interesującym cię temacie. Możesz nauczyć się hebrajskiego w dwie godziny, zostać specjalistą od kryptologii lub mechaniki temporalnej. Geniusz totalny.

Niestety, jest pewien haczyk (oprócz nieuniknionej schizofrenii): trzeba mieć sporo kasy. Aspekty, nawet jeśli zdają sobie sprawę ze swojej nierealności, chcą być traktowane jak prawdziwi ludzie. Musisz utrzymywać willę z kilkudziesięcioma pokojami, zamawiać pięć obiadów do pustego stołu w restauracji i kupować tyle biletów lotniczych, ile aspektów zamierzasz ze sobą zabrać. Dodatkowo powinieneś jeszcze jakoś ogarniać tę bandę. Jego Wysokość Armando, ekspert od fotografii, prowadzi strajk głodowy do czasu, kiedy odzyska należny mu tron, lingwistka Kalyani domaga się przyłączenia do ekipy jej wyimaginowanego męża, a Audrey…. cóż, Audrey ucieszyłby nowy pies (albo chociaż marny myszoskoczek). Tobias, chodząca encyklopedia (niejedna, wnioskując po szerokim wachlarzu jego zainteresowań), ma własną halucynację, która nazywa się Stan, orbituje gdzieś w kosmosie i przekazuje mu informacje o pogodzie. Najlepszy jednak jest J.C.

J.C. nie wierzy, że jest halucynacją, co jest niezwykłe. Większość pozostałych do pewnego stopnia to akceptuje. Nie J.C. Jest duży, ale nie zwalisty, ma prostokątną twarz pozbawioną wszelkich cech charakterystycznych i oczy zabójcy. A w każdym razie tak twierdzi. Może trzyma je w kieszeni”.

J.C. to Navy SEAL. Przynajmniej na początku tej historii („- Nie jestem halucynacją – warknął J.C. – Mam najnowocześniejszy sprzęt maskujący”). Ciągle poszukuje nowych teorii, potwierdzających, że nie jest wytworem wyobraźni – jeśli akurat nie usiłuje kogoś zastrzelić:

Ivy położyła mi dłoń na ramieniu.

– Spokojnie, Stephenie – powiedział Tobias. – Mocny ster utrzyma statek na kursie nawet w czasie sztormu.

Odetchnąłem powoli.

– Mogę ją zastrzelić? – spytał C.J.

Ivy przewróciła oczyma.

– Przypomnij mi, czemu go tu trzymamy?

– Ze względu na moją szorstką męską urodę?”

Główny bohater książki, Stephen Leeds, to geniusz o niezrównanych zdolnościach, którego umysł tworzy wyobrażonych ludzi i wykorzystuje ich do rozwiązywania problemów. Przypomina nieco nawiedzonego detektywa: gada sam do siebie, jest lekko zdziwaczały i zajmuje się sprawami, którym bliżej do futurystycznych odcinków „Z archiwum X” niż do „Detektywa w sutannie”. Postrzegany jako wariat i jednocześnie najinteligentniejszy człowiek na planecie, musi bronić się przed hienami, marzącymi, by uczynić go tematem swoich studiów oraz przed plotkarską prasą. Dodatkowo nie do końca rozumie naturę swoich halucynacji i bywa zaskoczony ich możliwościami.

– Nie jestem geniuszem. Tak naprawdę jestem dość przeciętny.

– Trudno mi w to uwierzyć.

– Niech pani sobie wierzy, w co chce. Ale nie jestem geniuszem. Moje halucynacje są.

– Dzięki – powiedział J.C.

– Niektóre z moich halucynacji są – poprawiłem się.

Monica odwróciła się w moją stronę.

– Akceptuje pan to, że rzeczy, które pan widzi, nie są realne?

– Tak.

– A jednak pan z nimi rozmawia.

– Nie chciałbym zranić ich uczuć. Poza tym bywają użyteczne.

– Dzięki – powiedział J.C.

– Niektóre z nich bywają użyteczne – poprawiłem się.”

Najmocniejszą stroną książki są halucynacje Leedsa. To doskonałe, zróżnicowane kreacje, które wzbudzają naszą sympatię (Ivy, Tobias) i wprowadzają wątki humorystyczne (J.C.). Czytelnik z miejsca polubi oryginalne, wyobrażone aspekty i ich zabawne przekomarzania. To głównie dzięki nim lektura nie staje się nużąca. O ile wątek detektywistyczny ukontentował mnie średnio, o tyle z prawdziwą ciekawością śledziłam popisy aspektów i ich wzajemne relacje. Brandon Sanderson nie pierwszy raz kupuje mnie swoimi postaciami (Wayne z „Cieni tożsamości”) i  z niecierpliwością czekam na dalsze wybryki J.C.

– To był niezamierzony skutek, nad którym da się zapanować – dodał Laramie – i jest niebezpieczny jedynie, gdy się go użyje w złej woli. A dlaczego ktoś miałby robić coś takiego?

Wszyscy przez chwilę się na niego gapiliśmy.

– Zastrzelmy go – zaproponował J.C.”