„Każdy ma swoją walkę do rozegrania”.
Druga książka z serii „PAX” (recenzja pierwszej tutaj) zrobiła na mnie lepsze wrażenie. Opowieść o dwóch braciach, wybranych do ochrony niezwykłej biblioteki w równie niezwykłym, magicznym Mariefred nabiera tempa i głębi. Pojawiają się w niej również nowe, intrygujące postacie: efektowny motocyklista Damir i prostoduszny oryginał Hej-Henry, brat Magnara i Estrid.
Nocami po Mariefred grasuje bestia, która napada na ludzi. Uprawiający geocaching starszy mężczyzna zostaje zagryziony przy ruinach kościoła. Bracia Alrik i Viggo muszą ustalić, z czym mają do czynienia i powstrzymać potwora, zanim zaatakuje kolejne osoby. Tymczasem do biblioteki przybywa po poradę tajemniczy Damir, podający się za czarownika Bractwa Ubogich Wojowników. Czy można mu zaufać?
Fabuła „PAX. Grim” jest mroczna i klimatyczna. Połączenie horroru i urban fantasy sprawdza się tutaj dobrze, choć dla młodszych czytelników może to być jednak pozycja zbyt straszna. Zaletą serii jest bez wątpienia równoległe wprowadzanie innych tematów: relacji dzieci z uzależnioną od alkoholu matką (która pomimo obietnic znowu olała urodziny syna), rodziny zastępczej, przemocy rówieśniczej, nadużywania pozycji (nauczyciel Thomas, ojciec agresora Simona), radzenia sobie z trudnymi emocjami.
Alrik i Viggo to dzieciaki doświadczone przez los, nic więc dziwnego, że miotają nimi emocje: sprowokowani łatwo wybuchają, zdarza im się popełniać błędy, są nieufni wobec ludzi, czują się nieprzystający i samotni. Na przykładzie Layli i Andersa, rodziców zastępczych, autorki pokazują, w jaki sposób należy postępować z nastolatkami – nie tylko z tymi, które przeżyły traumę. Layla i Anders towarzyszą chłopcom w codzienności: nawet w sytuacji łamania zasad nie oceniają, lecz traktują ich z szacunkiem, dzięki czemu Viggo i Alrik uczą się szacunku do samych siebie. Zawsze są gotowi wysłuchać, co chłopcy mają do powiedzenia (np. jaka jest ich wersja wydarzeń, jak się czują, co ich złości), akceptują negatywne emocje (wszak wszystkie emocje są ważne), dają czas i przestrzeń na ich rozładowanie (nie gonią za Viggo, kiedy ten rozzłoszczony wybiega z domu), zapewniają wsparcie i bliskość. Dzięki temu chłopcy zaczynają odzyskiwać poczucie bezpieczeństwa, a relacja między nimi a opiekunami stopniowo się pogłębia.
W podejściu do młodego czytelnika książka jest bardzo skandynawska, co również uważam za ogromny jej atut. Nie ma tu dydaktycznego smrodku, traktowania młodego czytelnika z wyższością, lukrowania rzeczywistości (pada za to parę grubszych słów). Matka nie przyjeżdża na urodziny syna, ponieważ znowu się upiła, a telefoniczna rozmowa z nią jest przykra i bolesna, czyli dokładnie taka, jaka byłaby w prawdziwym życiu.
„Piłaś przez całą noc i spałaś przez cały dzień, myśli. To właśnie robiłaś.
– Przyjadę, jak tylko wyzdrowieję. Obiecuję!
– Okej – odpowiada Alrik.
Teraz też jesteś pijana, myśli.
Słychać po głosie. Jest rozwlekły, w dobrze mu znany sposób.
– Mam dla ciebie bombową niespodziankę.
– Mmm…
– Ale może moja niespodzianka cię nie ucieszy, skoro Anders i Layla tak was rozpieszczają?”
Po lekturze drugiej książki z cyklu „PAX” muszę uderzyć się w piersi: przyznam, że nie doceniłam potencjału serii stworzonej przez Åsę Larrson i Ingelę Korsell. Errare humanum est, in errore perservare stultum.
Dodaj komentarz